Zupełnie nie pamiętałam jak, ale chwiejnym
krokiem doszłam na swoje osiedle. Trzęsłam się z zimna, strachu i tych
wszystkich emocji, których dostarczyło mi spotkanie z tymi bezwzględnymi bandziorami.
Po policzkach spływały szare od tuszu łzy, a w głowie kumulowało się coraz
więcej myśli związanych nawet nie z samą Anitą, lecz z mężczyzną, którego
ugodziłam nożem. Mogłam się tłumaczyć, że zrobiłam to instynktownie i w obronie
własnej, ale moje sumienie nie było przyzwyczajone do tego rodzaju brutalnych działań.
Nigdy nawet nikogo nie uderzyłam. Dzisiaj był mój pierwszy raz, gdy świadomie
kogoś zaatakowałam. Przeżyłam szok i nie dowierzałam, że tak bardzo stałam się
zła od napływu ostatnich wydarzeń. Gdzie się podziała ta miła dziewczyna, którą
kiedyś byłam? Bałam się do czego jeszcze mogłabym się posunąć. Po prostu
przerażałam samą siebie.
Kurczowo trzymałam się za kieszeń płaszcza, w
którym znajdowało się moje niewielkie narzędzie zbrodni i w popłochu rozglądałam
się na wszystkie kierunki. Chciałam mieć pewność, czy nikt mnie nie śledził,
albo co gorsza nie ścigała mnie policja. Przez całą drogę do domu miałam
paranoję, że zaraz mnie złapią i pójdę siedzieć na lata. Z drugiej strony,
byłam prawie przekonana, że nie zrobiłam facetowi niczego bardzo poważnego,
ponieważ osłaniał go skórzany płaszcz i gruba bluza, a ostrze nożyka było
stosunkowo krótkie. Miałam nadzieję, że rana okaże się tylko powierzchowna i modliłam
się w duchu, aby jak najszybciej zapomnieć o tej przerażającej sprawie, ale nie
byłam pewna czy mi się uda. Przez moment zastanawiałam się nawet czy sama nie
powinnam zgłosić się na komisariat, aby jakoś to wyjaśnić. Cholera! Czy ja
zawsze musiałam być taka uczciwa? Życie pokazało, że to się wcale nie
opłacało...
Drogą, którą znałam już praktycznie na pamięć,
podeszłam pod blok, w którym mieszkałam razem z Arturem. Na parkingu obok stało
mnóstwo aut, a chodnik na całe szczęście był dobrze oświetlony. Mimo że miałam
na nogach botki na niskim obcasie, moje kroki odbijały się dźwięcznie od
betonowego chodnika. W kawowym budynku paliło się kilka świateł na znak, że
sąsiedzi byli w domu. Pomyślałam, że to dobrze, bo jakby ktoś po mnie przyszedł,
to możliwe, że inni usłyszeliby moje krzyki i przybiegliby mi z pomocą...
Marzenie. Pewnie nikt nawet by się nie zorientował, myśląc, że oglądam horror
albo śpiewam pod prysznicem. Prawda była taka, że mało kogo w dzisiejszych
czasach obchodził los drugiej osoby i miałam tego świetny przykład - moja
domniemana przyjaciółeczka albo Radecki, który tak samo miał głęboko w dupie
to, że karierę zyskał czyimś kosztem i jeszcze chełpił się tym jaki on
wspaniały, nie myśląc nawet, co prawdziwy autor tych piosenek, czyli ja, mogłam
czuć. Cholerni ludzie... Zmęczona, skuliłam się i chciałam pokonać kilka
schodków, żeby wpisać kod w domofonie, lecz przystanęłam w pół kroku od razu,
kiedy podniosłam wzrok. Kolejny raz dzisiejszego wieczoru paraliż owładnął całe
moje ciało. Na schodkach obłożonymi zielonymi kafelkami siedział wspomniany
przeze mnie Mikołaj i pocierał swoje czerwone od zimna dłonie, jedną o drugą.
Gdy tylko mnie zobaczył, od razu poderwał się do góry i zaczął uważnie
przyglądać mi się w milczeniu z tą swoją dziwną, niby słodką minką, której tak
nie lubiłam. Ostatecznie ja przerwałam ciszę, bo miałam dość już dzisiaj
wszystkiego i pragnęłam tylko położyć się do wygodnego łóżka, żeby odpocząć i
zapomnieć o tym, że dźgnęłam człowieka, który de facto sam próbował mnie zabić.
- A co ty tu robisz? - spytałam trochę zaskoczona,
ponieważ nie miałam żadnego pojęcia skąd znał mój aktualny adres. Mimo iż był
gwiazdeczką krajowego formatu, to jakaś tam ochrona danych osobowych istniała i
nie mógł sobie od tak go wytrzasnąć na zawołanie.
- Boże, Iga, co ci się stało? - zignorował moje
pytanie i wyraźnie przejęty podszedł do mnie bliżej, próbując wyczytać coś z
mojej twarzy. Zawstydziłam się trochę, ponieważ wyglądałam tragicznie, a on jak
zwykle idealnie. Miał na sobie czarny płaszcz, a na jego ramionach i szyi
spoczywał szary szalik. Dżinsowe spodnie opinały jego uda i skórzane buty
okrywały stopy. Wcale się nie zdziwiłam więc, gdy lekko się skrzywił, kiedy
sąsiadka na pierwszym piętrze zapaliła światło, które niechcący oświetliło mi
buzię. Byłam zapłakana, miałam rozmazany makijaż, każdy włos stał w inną
stronę, a ubrania wyglądały jakbym je wyciągnęła ze śmietnika. Totalne
nieporozumienie.
Czułam się tak żałośnie i beznadziejnie, że
najchętniej wtuliłabym się w pierwszą lepszą osobę na ulicy, nie licząc tych
zbirów. Radecki był dobrym kandydatem, zwłaszcza, że jego zapach jak zwykle
przyciągał, ale nie chciałam się jeszcze bardziej poniżać. Odpowiedziałam mu
milczeniem. Nie miałam zamiaru spowiadać mu się z tego, co i z kim robiłam, bo to
nie jego zakichany interes. Nawet nie chciałam już dociekać jak się tutaj
znalazł, tylko po prostu sprawnie go wyminęłam i pociągając nosem kilka razy,
podeszłam do domofonu, aby wstukać ciąg liczb, które umożliwiłyby mi wejście do
środka. Po kilku sekundach usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwieranego
zamka, jednak kiedy chciałam wejść do budynku, Radecki jakimś cudem znalazł się
tuż przede mną i zatarasował mi przejście. Dodatkowo z powrotem zatrzasnął
drzwi. No nie! Miałam fatalny wieczór i nie chciałam użerać się z tym głupkiem,
ale wszystko we mnie się zagotowało. Zacisnęłam pięści, a do oczu napłynęły mi
łzy. W sumie nie wiedziałam dlaczego tak się stało, ale naprawdę miałam już
dość. Moje nerwy dzisiaj i tak były bardzo nadwyrężone bez jego pomocy.
- Och, daj mi wreszcie spokój! – warknęłam prosto
w jego twarz i tak jakby trochę mi ulżyło. Mogłabym się na nim wyżyć, ale nie
sądziłam, żeby to miało teraz jakoś mi pomóc. Zwłaszcza, że czułam się
wypompowana z jakichkolwiek sił. Piosenkarz na początku stanął jak wryty, ale
zaraz po tym uniósł lekko kąciki ust ku górze, ukazując tym samym lekkie dołeczki
w policzkach, których wcześniej nie zauważyłam. To było takie zabawne?
- Musimy porozmawiać - stwierdził, pomijając moje
żądanie i wydawało mi się, że nie przejął się tym zbytnio. Nadal był taki pewny
siebie, arogancki i cholernie przysto... Nie, co ja gadam, urwałam prędko swą
myśl. Już nie działałam racjonalnie. Chociaż właściwie pasowało do niego to, że
był taki ładniusi, w końcu geje o siebie dbają, prawda? Przynajmniej taki
panuje powszechny pogląd.
- Ja nic nie muszę - oznajmiłam hardo,
zadzierając głowę do góry, tak wysoko jak tylko mogłam i odwróciłam się do
niego plecami, by ponownie wbić pin do klatki. Jednak Mikołaj nie ułatwił mi
zadania, bo kiedy tylko zaczęłam wstukiwać kolejne cyferki, złapał mnie za
dłoń, którą lekko przytrzymał przez dłuższą chwilę i delikatnie odwrócił mnie
do siebie przodem. Po ciele przeszedł mnie ten dziwny, znajomy dreszcz, którego
w ogóle nie mogłam zrozumieć, a serce odrobinę przyspieszyło. Spojrzał na mnie
swoimi ciemnymi tęczówkami, aż sama odwróciłam głowę w bok, nie mogąc wytrzymać
jego natarczywego spojrzenia. Dlaczego on mnie musiał męczyć akurat teraz, gdy
nie miałam na to sił?
- Proszę cię, Iga tylko o chwilę rozmowy, to dla
mnie bardzo ważne - powiedział spokojnie, jednocześnie wypuszczając mnie z
uścisku. Cholera! Mogłam siebie za to nienawidzić, ale w tamtym momencie wcale
nie patrzyłam na niego jak na wroga czy kogoś o innej orientacji. Byłam trochę
przerażona własnymi odczuciami i dzisiejszymi wydarzeniami. Może właściwie to
był dobry pomysł, by wpuścić go do środka? Straszliwie bałam się siedzieć sama
w mieszkaniu po tym wszystkim, co się stało, a w dodatku mogłabym skorzystać z
rady Artura i co nieco powęszyć. Nie miałam do tego teraz głowy, ale musiałam w
końcu coś z robić. Z Anitą nie poszło, może z tym naiwniakiem się uda i mój
dzień stanie się lepszy. Wypadałoby wziąć się w garść.
Poza tym chyba musiałam obrać inną taktykę i
przestać być taka wredna. Jak na razie to on miał kontrolę nad wszystkim, a nie
ja. Kierowanie się złością jak do tej pory do niczego konkretnego mnie nie
doprowadziło. Jak to się mówi, przyjaciół trzeba mieć blisko siebie, a wrogów
jeszcze bliżej. Miałam nadzieję, że łzami poruszę jego serce, więc
wykorzystując swój stan i to jak wyglądałam, rozpłakałam się rzewnie. Mikołaj
trochę się speszył i nie wiedział przez moment, co robić, kiedy zaczęłam łkać
na głos, zakrywając teatralnie twarz dłonią. Bingo! Laluś trochę się zmieszał i
nieudolnie próbował wyjąć chusteczki z kieszeni oraz w kółko powtarzał, że nie
chciał mnie urazić. Czyżby kluczem do pokonania go było udawanie sierotki
Marysi? Jeśli tak trzeba... Podobało mi się granie na jego emocjach, ale kiedy
z tej swojej bezradności otworzył ramiona w moim kierunku i przytulił mnie do
siebie, zaczęłam przeklinać w myślach. Tego nie miało być, puszczaj mnie,
gnojku! Mimo wszystko pozwoliłam mu na to, mocno zaciskając zęby. Jeżeli chciałam
być wiarygodna, musiałam się odrobinę poświęcić dla końcowego zwycięstwa. Cały
czas, podczas trwania tego dziwnego czegoś, myślałam o tym, że tak po prostu
trzeba. Jednak wcale mu się nie spieszyło, żeby mnie wypuścić, a po czasie
zrobiło się przyjemnie i ciepło. Można powiedzieć, że to taka ucieczka od
zmartwień, bo na moment o nich zapomniałam, ale uznałam to za zły znak, więc
szybko wyswobodziłam się z jego objęć, opanowując z trudem emocje.
- Przepraszam, miałam ciężki dzień - westchnęłam
zgodnie z prawdą. Radecki pogłaskał mnie pocieszająco po ramieniu, co wcale, a
wcale mi się nie podobało. Te jego gesty były denerwujące, ale wyglądał jakby
naprawdę był przejęty, co oczywiście prawdą być nie mogło, bo on nie miał
żadnych uczuć.
- Zauważyłem - powiedział łagodnie, wkładając
ręce do kieszeni. Zapewne już zmarzł tak jak ja, bo trochę już tu staliśmy, a
naprawdę robiło się coraz chłodniej. Postanowiłam więcej nie przeciągać i
zaprosiłam go na górę wbrew wszystkim moim myślom.
Chwilę później otwierałam drzwi od mieszkania i
skinieniem głowy nakazałam wejść Radeckiemu do środka. Zrobił tak jak prosiłam,
a ja jeszcze przez kilka sekund stałam w przejściu i przyglądałam się od tyłu
jego sylwetce. Szedł powoli, trochę rozglądając się na prawo i lewo. Przystanął
dopiero przy fotografii ukazującej Artura z kolegami, która wisiała na ścianie
łączącej korytarz z salonem. Właściwie ja nigdy uważniej jej się nie przyglądałam,
ani nie wypytywałam współlokatora o szczegóły związane z tym zdjęciem. Było
zrobione chyba jakiś czas temu, bo Kosak miał na niej znacznie dłuższe włosy
niż teraz i trochę dziecinny wyraz twarzy. W sumie to dobrze, że zmienił
fryzurę, bo teraz wyglądał znacznie lepiej. Radecki w końcu oderwał wzrok od
zdjęcia i przeszedł dalej w głąb mieszkania. Czuł się tutaj wyjątkowo
swobodnie, nawet nie spytał o pozwolenie, ani na mnie nie zaczekał.
- Kim właściwie jest dla ciebie ten Artur? -
zapytał w pewnej chwili, wyrywając mnie tym samym z letargu. Rzucił w moim
kierunku zaciekawione spojrzenie, a ja nieco się napuszyłam i zamknęłam za sobą
drzwi z hukiem. Co go to interesowało? Może przylazł prawić mi morały, że nie
powinnam mieszkać z obcym facetem sama, gdyż to świadczy o złym wychowaniu?
Gówno on tam się zna!
- Chyba nie przyszedłeś tutaj po to, żeby o nim
rozmawiać? - ucięłam szybko temat, żeby zaraz nie wybuchnąć. Zrzuciłam z siebie
ubrudzony płaszcz i po kryjomu wyjęłam z niego nóż, który najchętniej
wyrzuciłabym gdzieś w krzaki, ale nie byłam aż taką idiotką, żeby pozbywać się
narzędzia zbrodni, które mogło mnie pogrążyć. - Zaraz wrócę, poczekaj chwilę –
nakazałam, chowając za plecami przedmiot i sama czmychnęłam do łazienki, by
zmyć z rąk resztki farby tego bandziora. Niby wytarłam wszystko w chusteczki,
ale nadal czułam na sobie krew innej osoby. Innego człowieka. Przy okazji
dokładnie wymyłam nożyk i schowałam go do swojej szafki z kosmetykami.
Kiedy już to zrobiłam, przypadkiem zobaczyłam się
w lustrze i załamałam się. Nie dziwiłam się Radeckiemu, że skrzywił się na mój
widok. Wyglądałam jak siedem nieszczęść albo i gorzej. Szybko wzięłam płatki
higieniczne i starłam z policzków czarne ślady po tuszu, a włosy przeczesałam
grzebieniem. No, jak Miss Polonia to ja nie wyglądałam, ale przynajmniej jak
postać z taniego horroru już też nie. Swoją drogą, czarne kolory zupełnie nie
pasowały do mojej jasnej cery... Nie poprawiając już nic więcej, opuściłam
łazienkę z lekkim westchnieniem, zdając sobie sprawę, że będę musiała
przetrzymać towarzystwo tego pajaca. Skierowałam się prosto do salonu, gdzie
właśnie on bezczelnie rozsiadł się na kanapie i w dodatku przeglądał moje
czasopismo. Trochę się zaczerwieniłam, bo w gazecie znajdował się artykuł o
nim, a ja specjalnie zaznaczyłam sobie tę stronę... Poczułam się jak idiotka.
- Wiesz, że to bzdury to, co o mnie jest tu
napisane? - zapytał, odrzucając magazyn na bok.
Zacisnęłam usta w cienką linię, żeby nie
powiedzieć, że zgadzałam się w zupełności z tym artykułem, w którym był
przedstawiony jako nabrzmiała i zadufana w sobie gwiazdeczka. W sumie
specjalnie po to kupiłam tę gazetę, żeby pocieszyć się tym, że nie tylko ja miałam
o nim takie zdanie. Cóż, sława posiadała dwie strony medalu. Masz ludzi, którzy
cię kochają oraz ludzi, którzy cię nienawidzą i zrobiliby wszystko, żeby cię
zniszczyć... Sama byłam na to przygotowana, ale kariery to ja żadnej nie zaczęłam
nawet i raczej nie zacznę właśnie dzięki niemu.
Bez słowa odwróciłam się na pięcie i poszłam do
kuchni, żeby trochę się opanować, a poza tym nie chciałam siedzieć o suchym
pysku. Nalałam sobie i niechcianemu gościowi soku pomarańczowego do literatek,
chociaż najchętniej dałabym mu truciznę. Z szafki wyciągnęłam truskawkowe wafelki
i zaniosłam to wszystko do salonu. Rzuciłam torebkę z ciastkami na stół, a zaraz
po tym położyłam szklanki.
- Częstuj się - powiedziałam i zatopiłam się w
fotelu obok. - Albo nie, najpierw mi powiedz jak mnie tutaj znalazłeś -
rozkazałam, wracając do mojej początkowej ciekawości. No bo w sumie, co miałam
o tym myśleć? Szpiegował mnie, czy co? Anita też wiedziała, że nadal byłam w
Warszawie, więc dzisiaj już nic więcej nie rzuci mnie chyba na kolana.
- Prawdopodobnie Artur miał już dość moich
telefonów z zapytaniami o ciebie, więc sam podał mi adres - wzruszył ramionami
i posłał mi delikatny, kpiący uśmieszek.
Sięgnął po ciastko i bez skrępowania je zjadł,
patrząc mi dogłębnie w oczy. Zauważyłam, że miał w zwyczaju panoszyć się nawet
w cudzym mieszkaniu. Sam sposób, w jaki siedział na tej kanapie, był tego
dowodem. Szeroko rozstawione ręce, prawy piszczel opierał na udzie i w dodatku
nawet nie zdjął swoich skórzanych laczków! Niestety, ale ja nie miałam sprzątaczki
na każde zawołanie, tak jak ty, kretynie. Mimo wszystko przełknęłam ślinę i
złość skierowałam w stronę współlokatora. No jak mógł tak po prostu powiedzieć
mu gdzie mieszkamy?! Jeszcze rano prawił mi morały, że nie powinnam się interesować
Mikołajem, a teraz... Ech, faceci.
- Chyba będę musiała zamienić z nim parę słów -
rzuciłam pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Jak mógł być tak
lekkomyślny i w dodatku nawet nie zapytać mnie o zdanie? Czasami naprawdę robił
coś sprzecznego z własnymi poglądami.
- Nie złość się na niego za to, że nękałem go bez
przerwy telefonami. Wcale mu się nie dziwię, też miałbym już siebie samego dość
- wytłumaczył, starając się jednocześnie bronić Artura. Właściwie to zdziwiło
mnie, że wziął całą winą na siebie, bo jaka wielka gwiazda mogłaby stanąć po
stronie niewinnych i uciśnionych? Mimo to ja i tak z dziennikarzem miałam
zamiar pogadać na ten temat. Nawet nie obchodziło mnie jak odebrał moją uwagę
Radecki, chociaż pewnie domyślił się, że nie cieszyłam się z jego wizyty.
- Męska solidarność, co? - prychnęłam, chcąc go
trochę zbić z tropu. Piosenkarz kiwnął nieznacznie głową, po czym lekko
nachylił się do przodu, marszcząc czoło. Odruchowo oparłam się o fotel, żeby
zachować odpowiedni dystans.
- Nie chcę, żeby miał kłopoty przez moją
nachalność, ale faktycznie miałaś rację. To nie o nim chciałem rozmawiać -
rzucił, dając mi do zrozumienia, że zbliżamy się do trudnego tematu, którego
tak pragnęłam uniknąć. Do tematu Anity.
Czułam się jakbym szła na ścięcie. Nie miałam pojęcia
dlaczego to dla niego takie ważne i jaki miał w tym cel. Może chciał donieść
wszystko tej zdzirze? A co będzie, jeśli powie jej gdzie mieszkam? Chryste!
Zaczęłam nerwowo kaszleć i szybko wzięłam spory łyk soku, który ze sobą przyniosłam.
Tym razem musiałam zachować zimną krew, bo nie było gdzie uciekać, a jak widać
Radecki nie miał wcale zamiaru odpuścić. Musiałam w końcu zmierzyć się z
problemami, a nie ciągle obiecywać, że to zrobię.
- Przypuszczam, że chodzi ci o Anitę -
powiedziałam, starając się brzmieć obojętnie, chociaż tak naprawdę wszystko
wewnątrz mnie się skręcało. Musiałam jednak być twarda i nie dać po sobie
poznać, że robi to na mnie wrażenie. Odłożyłam z powrotem już pustą literatkę
na stół i wlepiłam wzrok w wysportowaną klatkę Radeckiego.
- Skąd ją znasz? - zapytał zszokowany, chociaż
właściwie nie wiedziałam czym, bo przecież domyślał się, że ją znałam, albo tak
przynajmniej sądziłam. Nie spodziewał się nawet jeszcze jak bardzo była mi
bliska... To go na pewno jeszcze bardziej zaskoczy. Podsunął się trochę wyżej na
kanapie, nagle przyjął bardziej poważną pozę, a wyraz jego twarzy z
aroganckiego, stał się taki zamyślony i jednocześnie zaciekawiony.
- Z moich najgorszych koszmarów - powiedziałam ironicznie,
a on chyba nie do końca zrozumiał moje słowa.
Nikt o zdrowych zmysłach nie mógłby z wytrzymać z
Anitą. Nawet mnie się to nie udało. Mikołaj zmrużył lekko oczy, a po chwili
znów zobaczyłam ten jego błysk, arogancję i dołeczki w policzkach.
- To tak jak ja - oznajmił i znowu rozsiadł się wygodnie,
podpierając głowę swoją ręką. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, bo zawsze
sądziłam, że grają w jednej drużynie. - Chyba mamy coś do obgadania – stwierdził.
Czy właśnie okazało się, że to wszystko było
bardziej zagmatwane niż sądziłam, a frontów było trzy, nie dwa? Byłam bardzo
ciekawa, jakie sprawy chciał obgadać ze mną Radecki, a w mojej głowie już
rodziło się milion wersji. Tylko która była prawdziwa?
***
Tak, jest trzynastka! Chciałyśmy tylko powiedzieć, że dopracowałyśmy poprzednie rozdziały. Można uznać, że w pewnym sensie poprzedni rozdział i ten są jakimś przełomem. Jakim? Zobaczycie. W tym jest trochę spokojniej niż w ostatnim, ale i tak będzie się dużo działo i to w życiu każdej postaci. Ściskamy wszystkich bardzo mocno!
PS. Jak sami wiecie podczas roku szkolnego i akademickiego czasu jest ogólnie mało, dlatego przepraszamy, jeśli gdziekolwiek zdarzą nam się zaległości.
Tak, jest trzynastka! Chciałyśmy tylko powiedzieć, że dopracowałyśmy poprzednie rozdziały. Można uznać, że w pewnym sensie poprzedni rozdział i ten są jakimś przełomem. Jakim? Zobaczycie. W tym jest trochę spokojniej niż w ostatnim, ale i tak będzie się dużo działo i to w życiu każdej postaci. Ściskamy wszystkich bardzo mocno!
PS. Jak sami wiecie podczas roku szkolnego i akademickiego czasu jest ogólnie mało, dlatego przepraszamy, jeśli gdziekolwiek zdarzą nam się zaległości.
Jeeeeeeeju! Noooo! Potraficie trzymać człowieka w napięciu! :)
OdpowiedzUsuńSamo imię Anita będzie mi się już teraz źle kojarzyło, wszystko przez was!
Swoją drogą to zastanawiam się, co musi czuć człowiek, który właśnie dźgnął nożem drugą osobę. Czy to jest przyjemne uczucie? - bozeee zaczynam gadać jak psychopata. stop.
Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się tutaj rozegra między nimi, więc niecierpliwie czekam na kolejną część!
Już od pierwszych słów zaciekawił mnie ten tekst, zdecydowanie potrafisz utrzymać atmosferę, napięcie. Ciekawi mnie Artur, będę Cię śledzić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Na miejscu Igi ja też zupełnie bym nie wiedziała, jak się zachować: czy zgłosić całe zajście na policję, czy też udawać, że nic się nie stało... Ale skoro ten facet miał na sobie skórę i sweter, to pewnie nie odniósł poważnych obrażeń. Zresztą za to, że chciał skrzywdzić młodą dziewczynę, należało mu się.
OdpowiedzUsuńPrzez tę całą akcję kompletnie zapomniałam o Mikołaju. Cóż, jakoś specjalnie mnie nie dziwi, że w końcu wydębił adres od Artura. Widać bardzo mu zależało na rozmowie z Igą. Chociaż staram się trzymać od niego na dystans, muszę przyznać, że chłopak ma swój urok. Poza tym zachował się naprawdę w porządku, kiedy Iga kompletnie się przed nim rozkleiła, bez względu na to, czy to było udawane czy nie. Nabieram do niego coraz więcej sympatii.
Zgodnie z przewidywaniami Mikołaj wcale nie ma dobrego zdania o Anicie. Jestem przekonana, że ta suka jego też zraniła i wykorzystała, zupełnie tak, jak zrobiła z Igą. Główna bohaterka założyła, że Radecki jest w zmowie z jej byłą przyjaciółką, ale wydaje mi się, że prawda jest zupełnie inna. Zresztą nie sądzę też, by Pan Gwiazda był gejem, kompletnie mi to do niego nie pasuje xd W każdym razie jestem ciekawa, jakie wspomnienia związane z naszą kochaną Anitką ma Mikołaj.
Rozdział świetny, niecierpliwie czekam na ciąg dalszy <3
Och, tak. Jak zawsze zakończone w odpowiednim momencie! Gdybym się czegoś nie dowiedziała, to byłabym wściekła i okrutnie zaintrygowana o co chodziło Radeckiemu :D To i tak nie zmienia fakt, że kolejnego odcinka nie mogę się doczekać, bo na pewno będzie świetny, jak wszystkie inne! Obecność Mikołaja pod blokiem nieco mnie zdziwiła, ale potem się ładnie wyjaśniło co i jak, więc wcale nie jest to takie nadzwyczajne, ale... Ta scena, w której Iga postanawia się rozpłakać.. hahahha, mistrz XD Tego to kompletnie bym się nie spodziewała :D Jeszcze zanim przeczytałam opis tego, w jaki sposób Radecki siedział na kanapie, to właśnie w takiej pozie go sobie wyobraziłam, zatem musi coś w tym być, haha :D Jestem strasznie ciekawa jak ta rozmowa się potoczy i jakie fakty wyjdą na jaw. Czekam zniecierpliwiona, zresztą jak po każdym odcinku c:
OdpowiedzUsuńAno i przeczytałam ocenę na "tako rzecze..", Carla wie co o tym sądzę.. :)
Pozdrawiam!
Biedna dziewczyna... nie dość, że ta wredna suka Anita nasłała na nią bandziorów, to jeszcze ten Radecki ją nachodzi :/ Jak w ogóle Artur mógł mu poda ich adres? Mam nadzieję, że dziewczyna da mu za to popalić! ;) O co chodzi temu tępakowi? Jestem strasznie ciekawa!
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej :*
z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy !!!!
OdpowiedzUsuń