piątek, 15 listopada 2013

Rozdział trzynasty

Zupełnie nie pamiętałam jak, ale chwiejnym krokiem doszłam na swoje osiedle. Trzęsłam się z zimna, strachu i tych wszystkich emocji, których dostarczyło mi spotkanie z tymi bezwzględnymi bandziorami. Po policzkach spływały szare od tuszu łzy, a w głowie kumulowało się coraz więcej myśli związanych nawet nie z samą Anitą, lecz z mężczyzną, którego ugodziłam nożem. Mogłam się tłumaczyć, że zrobiłam to instynktownie i w obronie własnej, ale moje sumienie nie było przyzwyczajone do tego rodzaju brutalnych działań. Nigdy nawet nikogo nie uderzyłam. Dzisiaj był mój pierwszy raz, gdy świadomie kogoś zaatakowałam. Przeżyłam szok i nie dowierzałam, że tak bardzo stałam się zła od napływu ostatnich wydarzeń. Gdzie się podziała ta miła dziewczyna, którą kiedyś byłam? Bałam się do czego jeszcze mogłabym się posunąć. Po prostu przerażałam samą siebie.
Kurczowo trzymałam się za kieszeń płaszcza, w którym znajdowało się moje niewielkie narzędzie zbrodni i w popłochu rozglądałam się na wszystkie kierunki. Chciałam mieć pewność, czy nikt mnie nie śledził, albo co gorsza nie ścigała mnie policja. Przez całą drogę do domu miałam paranoję, że zaraz mnie złapią i pójdę siedzieć na lata. Z drugiej strony, byłam prawie przekonana, że nie zrobiłam facetowi niczego bardzo poważnego, ponieważ osłaniał go skórzany płaszcz i gruba bluza, a ostrze nożyka było stosunkowo krótkie. Miałam nadzieję, że rana okaże się tylko powierzchowna i modliłam się w duchu, aby jak najszybciej zapomnieć o tej przerażającej sprawie, ale nie byłam pewna czy mi się uda. Przez moment zastanawiałam się nawet czy sama nie powinnam zgłosić się na komisariat, aby jakoś to wyjaśnić. Cholera! Czy ja zawsze musiałam być taka uczciwa? Życie pokazało, że to się wcale nie opłacało...
Drogą, którą znałam już praktycznie na pamięć, podeszłam pod blok, w którym mieszkałam razem z Arturem. Na parkingu obok stało mnóstwo aut, a chodnik na całe szczęście był dobrze oświetlony. Mimo że miałam na nogach botki na niskim obcasie, moje kroki odbijały się dźwięcznie od betonowego chodnika. W kawowym budynku paliło się kilka świateł na znak, że sąsiedzi byli w domu. Pomyślałam, że to dobrze, bo jakby ktoś po mnie przyszedł, to możliwe, że inni usłyszeliby moje krzyki i przybiegliby mi z pomocą... Marzenie. Pewnie nikt nawet by się nie zorientował, myśląc, że oglądam horror albo śpiewam pod prysznicem. Prawda była taka, że mało kogo w dzisiejszych czasach obchodził los drugiej osoby i miałam tego świetny przykład - moja domniemana przyjaciółeczka albo Radecki, który tak samo miał głęboko w dupie to, że karierę zyskał czyimś kosztem i jeszcze chełpił się tym jaki on wspaniały, nie myśląc nawet, co prawdziwy autor tych piosenek, czyli ja, mogłam czuć. Cholerni ludzie... Zmęczona, skuliłam się i chciałam pokonać kilka schodków, żeby wpisać kod w domofonie, lecz przystanęłam w pół kroku od razu, kiedy podniosłam wzrok. Kolejny raz dzisiejszego wieczoru paraliż owładnął całe moje ciało. Na schodkach obłożonymi zielonymi kafelkami siedział wspomniany przeze mnie Mikołaj i pocierał swoje czerwone od zimna dłonie, jedną o drugą. Gdy tylko mnie zobaczył, od razu poderwał się do góry i zaczął uważnie przyglądać mi się w milczeniu z tą swoją dziwną, niby słodką minką, której tak nie lubiłam. Ostatecznie ja przerwałam ciszę, bo miałam dość już dzisiaj wszystkiego i pragnęłam tylko położyć się do wygodnego łóżka, żeby odpocząć i zapomnieć o tym, że dźgnęłam człowieka, który de facto sam próbował mnie zabić.
- A co ty tu robisz? - spytałam trochę zaskoczona, ponieważ nie miałam żadnego pojęcia skąd znał mój aktualny adres. Mimo iż był gwiazdeczką krajowego formatu, to jakaś tam ochrona danych osobowych istniała i nie mógł sobie od tak go wytrzasnąć na zawołanie.
- Boże, Iga, co ci się stało? - zignorował moje pytanie i wyraźnie przejęty podszedł do mnie bliżej, próbując wyczytać coś z mojej twarzy. Zawstydziłam się trochę, ponieważ wyglądałam tragicznie, a on jak zwykle idealnie. Miał na sobie czarny płaszcz, a na jego ramionach i szyi spoczywał szary szalik. Dżinsowe spodnie opinały jego uda i skórzane buty okrywały stopy. Wcale się nie zdziwiłam więc, gdy lekko się skrzywił, kiedy sąsiadka na pierwszym piętrze zapaliła światło, które niechcący oświetliło mi buzię. Byłam zapłakana, miałam rozmazany makijaż, każdy włos stał w inną stronę, a ubrania wyglądały jakbym je wyciągnęła ze śmietnika. Totalne nieporozumienie.
Czułam się tak żałośnie i beznadziejnie, że najchętniej wtuliłabym się w pierwszą lepszą osobę na ulicy, nie licząc tych zbirów. Radecki był dobrym kandydatem, zwłaszcza, że jego zapach jak zwykle przyciągał, ale nie chciałam się jeszcze bardziej poniżać. Odpowiedziałam mu milczeniem. Nie miałam zamiaru spowiadać mu się z tego, co i z kim robiłam, bo to nie jego zakichany interes. Nawet nie chciałam już dociekać jak się tutaj znalazł, tylko po prostu sprawnie go wyminęłam i pociągając nosem kilka razy, podeszłam do domofonu, aby wstukać ciąg liczb, które umożliwiłyby mi wejście do środka. Po kilku sekundach usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwieranego zamka, jednak kiedy chciałam wejść do budynku, Radecki jakimś cudem znalazł się tuż przede mną i zatarasował mi przejście. Dodatkowo z powrotem zatrzasnął drzwi. No nie! Miałam fatalny wieczór i nie chciałam użerać się z tym głupkiem, ale wszystko we mnie się zagotowało. Zacisnęłam pięści, a do oczu napłynęły mi łzy. W sumie nie wiedziałam dlaczego tak się stało, ale naprawdę miałam już dość. Moje nerwy dzisiaj i tak były bardzo nadwyrężone bez jego pomocy.
- Och, daj mi wreszcie spokój! – warknęłam prosto w jego twarz i tak jakby trochę mi ulżyło. Mogłabym się na nim wyżyć, ale nie sądziłam, żeby to miało teraz jakoś mi pomóc. Zwłaszcza, że czułam się wypompowana z jakichkolwiek sił. Piosenkarz na początku stanął jak wryty, ale zaraz po tym uniósł lekko kąciki ust ku górze, ukazując tym samym lekkie dołeczki w policzkach, których wcześniej nie zauważyłam. To było takie zabawne?
- Musimy porozmawiać - stwierdził, pomijając moje żądanie i wydawało mi się, że nie przejął się tym zbytnio. Nadal był taki pewny siebie, arogancki i cholernie przysto... Nie, co ja gadam, urwałam prędko swą myśl. Już nie działałam racjonalnie. Chociaż właściwie pasowało do niego to, że był taki ładniusi, w końcu geje o siebie dbają, prawda? Przynajmniej taki panuje powszechny pogląd.
- Ja nic nie muszę - oznajmiłam hardo, zadzierając głowę do góry, tak wysoko jak tylko mogłam i odwróciłam się do niego plecami, by ponownie wbić pin do klatki. Jednak Mikołaj nie ułatwił mi zadania, bo kiedy tylko zaczęłam wstukiwać kolejne cyferki, złapał mnie za dłoń, którą lekko przytrzymał przez dłuższą chwilę i delikatnie odwrócił mnie do siebie przodem. Po ciele przeszedł mnie ten dziwny, znajomy dreszcz, którego w ogóle nie mogłam zrozumieć, a serce odrobinę przyspieszyło. Spojrzał na mnie swoimi ciemnymi tęczówkami, aż sama odwróciłam głowę w bok, nie mogąc wytrzymać jego natarczywego spojrzenia. Dlaczego on mnie musiał męczyć akurat teraz, gdy nie miałam na to sił?
- Proszę cię, Iga tylko o chwilę rozmowy, to dla mnie bardzo ważne - powiedział spokojnie, jednocześnie wypuszczając mnie z uścisku. Cholera! Mogłam siebie za to nienawidzić, ale w tamtym momencie wcale nie patrzyłam na niego jak na wroga czy kogoś o innej orientacji. Byłam trochę przerażona własnymi odczuciami i dzisiejszymi wydarzeniami. Może właściwie to był dobry pomysł, by wpuścić go do środka? Straszliwie bałam się siedzieć sama w mieszkaniu po tym wszystkim, co się stało, a w dodatku mogłabym skorzystać z rady Artura i co nieco powęszyć. Nie miałam do tego teraz głowy, ale musiałam w końcu coś z robić. Z Anitą nie poszło, może z tym naiwniakiem się uda i mój dzień stanie się lepszy. Wypadałoby wziąć się w garść.
Poza tym chyba musiałam obrać inną taktykę i przestać być taka wredna. Jak na razie to on miał kontrolę nad wszystkim, a nie ja. Kierowanie się złością jak do tej pory do niczego konkretnego mnie nie doprowadziło. Jak to się mówi, przyjaciół trzeba mieć blisko siebie, a wrogów jeszcze bliżej. Miałam nadzieję, że łzami poruszę jego serce, więc wykorzystując swój stan i to jak wyglądałam, rozpłakałam się rzewnie. Mikołaj trochę się speszył i nie wiedział przez moment, co robić, kiedy zaczęłam łkać na głos, zakrywając teatralnie twarz dłonią. Bingo! Laluś trochę się zmieszał i nieudolnie próbował wyjąć chusteczki z kieszeni oraz w kółko powtarzał, że nie chciał mnie urazić. Czyżby kluczem do pokonania go było udawanie sierotki Marysi? Jeśli tak trzeba... Podobało mi się granie na jego emocjach, ale kiedy z tej swojej bezradności otworzył ramiona w moim kierunku i przytulił mnie do siebie, zaczęłam przeklinać w myślach. Tego nie miało być, puszczaj mnie, gnojku! Mimo wszystko pozwoliłam mu na to, mocno zaciskając zęby. Jeżeli chciałam być wiarygodna, musiałam się odrobinę poświęcić dla końcowego zwycięstwa. Cały czas, podczas trwania tego dziwnego czegoś, myślałam o tym, że tak po prostu trzeba. Jednak wcale mu się nie spieszyło, żeby mnie wypuścić, a po czasie zrobiło się przyjemnie i ciepło. Można powiedzieć, że to taka ucieczka od zmartwień, bo na moment o nich zapomniałam, ale uznałam to za zły znak, więc szybko wyswobodziłam się z jego objęć, opanowując z trudem emocje.
- Przepraszam, miałam ciężki dzień - westchnęłam zgodnie z prawdą. Radecki pogłaskał mnie pocieszająco po ramieniu, co wcale, a wcale mi się nie podobało. Te jego gesty były denerwujące, ale wyglądał jakby naprawdę był przejęty, co oczywiście prawdą być nie mogło, bo on nie miał żadnych uczuć.
- Zauważyłem - powiedział łagodnie, wkładając ręce do kieszeni. Zapewne już zmarzł tak jak ja, bo trochę już tu staliśmy, a naprawdę robiło się coraz chłodniej. Postanowiłam więcej nie przeciągać i zaprosiłam go na górę wbrew wszystkim moim myślom.
Chwilę później otwierałam drzwi od mieszkania i skinieniem głowy nakazałam wejść Radeckiemu do środka. Zrobił tak jak prosiłam, a ja jeszcze przez kilka sekund stałam w przejściu i przyglądałam się od tyłu jego sylwetce. Szedł powoli, trochę rozglądając się na prawo i lewo. Przystanął dopiero przy fotografii ukazującej Artura z kolegami, która wisiała na ścianie łączącej korytarz z salonem. Właściwie ja nigdy uważniej jej się nie przyglądałam, ani nie wypytywałam współlokatora o szczegóły związane z tym zdjęciem. Było zrobione chyba jakiś czas temu, bo Kosak miał na niej znacznie dłuższe włosy niż teraz i trochę dziecinny wyraz twarzy. W sumie to dobrze, że zmienił fryzurę, bo teraz wyglądał znacznie lepiej. Radecki w końcu oderwał wzrok od zdjęcia i przeszedł dalej w głąb mieszkania. Czuł się tutaj wyjątkowo swobodnie, nawet nie spytał o pozwolenie, ani na mnie nie zaczekał.
- Kim właściwie jest dla ciebie ten Artur? - zapytał w pewnej chwili, wyrywając mnie tym samym z letargu. Rzucił w moim kierunku zaciekawione spojrzenie, a ja nieco się napuszyłam i zamknęłam za sobą drzwi z hukiem. Co go to interesowało? Może przylazł prawić mi morały, że nie powinnam mieszkać z obcym facetem sama, gdyż to świadczy o złym wychowaniu? Gówno on tam się zna!
- Chyba nie przyszedłeś tutaj po to, żeby o nim rozmawiać? - ucięłam szybko temat, żeby zaraz nie wybuchnąć. Zrzuciłam z siebie ubrudzony płaszcz i po kryjomu wyjęłam z niego nóż, który najchętniej wyrzuciłabym gdzieś w krzaki, ale nie byłam aż taką idiotką, żeby pozbywać się narzędzia zbrodni, które mogło mnie pogrążyć. - Zaraz wrócę, poczekaj chwilę – nakazałam, chowając za plecami przedmiot i sama czmychnęłam do łazienki, by zmyć z rąk resztki farby tego bandziora. Niby wytarłam wszystko w chusteczki, ale nadal czułam na sobie krew innej osoby. Innego człowieka. Przy okazji dokładnie wymyłam nożyk i schowałam go do swojej szafki z kosmetykami.
Kiedy już to zrobiłam, przypadkiem zobaczyłam się w lustrze i załamałam się. Nie dziwiłam się Radeckiemu, że skrzywił się na mój widok. Wyglądałam jak siedem nieszczęść albo i gorzej. Szybko wzięłam płatki higieniczne i starłam z policzków czarne ślady po tuszu, a włosy przeczesałam grzebieniem. No, jak Miss Polonia to ja nie wyglądałam, ale przynajmniej jak postać z taniego horroru już też nie. Swoją drogą, czarne kolory zupełnie nie pasowały do mojej jasnej cery... Nie poprawiając już nic więcej, opuściłam łazienkę z lekkim westchnieniem, zdając sobie sprawę, że będę musiała przetrzymać towarzystwo tego pajaca. Skierowałam się prosto do salonu, gdzie właśnie on bezczelnie rozsiadł się na kanapie i w dodatku przeglądał moje czasopismo. Trochę się zaczerwieniłam, bo w gazecie znajdował się artykuł o nim, a ja specjalnie zaznaczyłam sobie tę stronę... Poczułam się jak idiotka.
- Wiesz, że to bzdury to, co o mnie jest tu napisane? - zapytał, odrzucając magazyn na bok.
Zacisnęłam usta w cienką linię, żeby nie powiedzieć, że zgadzałam się w zupełności z tym artykułem, w którym był przedstawiony jako nabrzmiała i zadufana w sobie gwiazdeczka. W sumie specjalnie po to kupiłam tę gazetę, żeby pocieszyć się tym, że nie tylko ja miałam o nim takie zdanie. Cóż, sława posiadała dwie strony medalu. Masz ludzi, którzy cię kochają oraz ludzi, którzy cię nienawidzą i zrobiliby wszystko, żeby cię zniszczyć... Sama byłam na to przygotowana, ale kariery to ja żadnej nie zaczęłam nawet i raczej nie zacznę właśnie dzięki niemu.
Bez słowa odwróciłam się na pięcie i poszłam do kuchni, żeby trochę się opanować, a poza tym nie chciałam siedzieć o suchym pysku. Nalałam sobie i niechcianemu gościowi soku pomarańczowego do literatek, chociaż najchętniej dałabym mu truciznę. Z szafki wyciągnęłam truskawkowe wafelki i zaniosłam to wszystko do salonu. Rzuciłam torebkę z ciastkami na stół, a zaraz po tym położyłam szklanki.
- Częstuj się - powiedziałam i zatopiłam się w fotelu obok. - Albo nie, najpierw mi powiedz jak mnie tutaj znalazłeś - rozkazałam, wracając do mojej początkowej ciekawości. No bo w sumie, co miałam o tym myśleć? Szpiegował mnie, czy co? Anita też wiedziała, że nadal byłam w Warszawie, więc dzisiaj już nic więcej nie rzuci mnie chyba na kolana.
- Prawdopodobnie Artur miał już dość moich telefonów z zapytaniami o ciebie, więc sam podał mi adres - wzruszył ramionami i posłał mi delikatny, kpiący uśmieszek.
Sięgnął po ciastko i bez skrępowania je zjadł, patrząc mi dogłębnie w oczy. Zauważyłam, że miał w zwyczaju panoszyć się nawet w cudzym mieszkaniu. Sam sposób, w jaki siedział na tej kanapie, był tego dowodem. Szeroko rozstawione ręce, prawy piszczel opierał na udzie i w dodatku nawet nie zdjął swoich skórzanych laczków! Niestety, ale ja nie miałam sprzątaczki na każde zawołanie, tak jak ty, kretynie. Mimo wszystko przełknęłam ślinę i złość skierowałam w stronę współlokatora. No jak mógł tak po prostu powiedzieć mu gdzie mieszkamy?! Jeszcze rano prawił mi morały, że nie powinnam się interesować Mikołajem, a teraz... Ech, faceci.
- Chyba będę musiała zamienić z nim parę słów - rzuciłam pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Jak mógł być tak lekkomyślny i w dodatku nawet nie zapytać mnie o zdanie? Czasami naprawdę robił coś sprzecznego z własnymi poglądami.
- Nie złość się na niego za to, że nękałem go bez przerwy telefonami. Wcale mu się nie dziwię, też miałbym już siebie samego dość - wytłumaczył, starając się jednocześnie bronić Artura. Właściwie to zdziwiło mnie, że wziął całą winą na siebie, bo jaka wielka gwiazda mogłaby stanąć po stronie niewinnych i uciśnionych? Mimo to ja i tak z dziennikarzem miałam zamiar pogadać na ten temat. Nawet nie obchodziło mnie jak odebrał moją uwagę Radecki, chociaż pewnie domyślił się, że nie cieszyłam się z jego wizyty.
- Męska solidarność, co? - prychnęłam, chcąc go trochę zbić z tropu. Piosenkarz kiwnął nieznacznie głową, po czym lekko nachylił się do przodu, marszcząc czoło. Odruchowo oparłam się o fotel, żeby zachować odpowiedni dystans.
- Nie chcę, żeby miał kłopoty przez moją nachalność, ale faktycznie miałaś rację. To nie o nim chciałem rozmawiać - rzucił, dając mi do zrozumienia, że zbliżamy się do trudnego tematu, którego tak pragnęłam uniknąć. Do tematu Anity.
Czułam się jakbym szła na ścięcie. Nie miałam pojęcia dlaczego to dla niego takie ważne i jaki miał w tym cel. Może chciał donieść wszystko tej zdzirze? A co będzie, jeśli powie jej gdzie mieszkam? Chryste! Zaczęłam nerwowo kaszleć i szybko wzięłam spory łyk soku, który ze sobą przyniosłam. Tym razem musiałam zachować zimną krew, bo nie było gdzie uciekać, a jak widać Radecki nie miał wcale zamiaru odpuścić. Musiałam w końcu zmierzyć się z problemami, a nie ciągle obiecywać, że to zrobię.
- Przypuszczam, że chodzi ci o Anitę - powiedziałam, starając się brzmieć obojętnie, chociaż tak naprawdę wszystko wewnątrz mnie się skręcało. Musiałam jednak być twarda i nie dać po sobie poznać, że robi to na mnie wrażenie. Odłożyłam z powrotem już pustą literatkę na stół i wlepiłam wzrok w wysportowaną klatkę Radeckiego.
- Skąd ją znasz? - zapytał zszokowany, chociaż właściwie nie wiedziałam czym, bo przecież domyślał się, że ją znałam, albo tak przynajmniej sądziłam. Nie spodziewał się nawet jeszcze jak bardzo była mi bliska... To go na pewno jeszcze bardziej zaskoczy. Podsunął się trochę wyżej na kanapie, nagle przyjął bardziej poważną pozę, a wyraz jego twarzy z aroganckiego, stał się taki zamyślony i jednocześnie zaciekawiony.
- Z moich najgorszych koszmarów - powiedziałam ironicznie, a on chyba nie do końca zrozumiał moje słowa.
Nikt o zdrowych zmysłach nie mógłby z wytrzymać z Anitą. Nawet mnie się to nie udało. Mikołaj zmrużył lekko oczy, a po chwili znów zobaczyłam ten jego błysk, arogancję i dołeczki w policzkach.
- To tak jak ja - oznajmił i znowu rozsiadł się wygodnie, podpierając głowę swoją ręką. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, bo zawsze sądziłam, że grają w jednej drużynie. - Chyba mamy coś do obgadania – stwierdził.
Czy właśnie okazało się, że to wszystko było bardziej zagmatwane niż sądziłam, a frontów było trzy, nie dwa? Byłam bardzo ciekawa, jakie sprawy chciał obgadać ze mną Radecki, a w mojej głowie już rodziło się milion wersji. Tylko która była prawdziwa?
***
Tak, jest trzynastka! Chciałyśmy tylko powiedzieć, że dopracowałyśmy poprzednie rozdziały. Można uznać, że w pewnym sensie poprzedni rozdział i ten są jakimś przełomem. Jakim? Zobaczycie. W tym jest trochę spokojniej niż w ostatnim, ale i tak będzie się dużo działo i to w życiu każdej postaci. Ściskamy wszystkich bardzo mocno!
PS. Jak sami wiecie podczas roku szkolnego i akademickiego czasu jest ogólnie mało, dlatego przepraszamy, jeśli gdziekolwiek zdarzą nam się zaległości.

6 komentarzy:

  1. Jeeeeeeeju! Noooo! Potraficie trzymać człowieka w napięciu! :)
    Samo imię Anita będzie mi się już teraz źle kojarzyło, wszystko przez was!
    Swoją drogą to zastanawiam się, co musi czuć człowiek, który właśnie dźgnął nożem drugą osobę. Czy to jest przyjemne uczucie? - bozeee zaczynam gadać jak psychopata. stop.
    Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się tutaj rozegra między nimi, więc niecierpliwie czekam na kolejną część!

    OdpowiedzUsuń
  2. Już od pierwszych słów zaciekawił mnie ten tekst, zdecydowanie potrafisz utrzymać atmosferę, napięcie. Ciekawi mnie Artur, będę Cię śledzić.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na miejscu Igi ja też zupełnie bym nie wiedziała, jak się zachować: czy zgłosić całe zajście na policję, czy też udawać, że nic się nie stało... Ale skoro ten facet miał na sobie skórę i sweter, to pewnie nie odniósł poważnych obrażeń. Zresztą za to, że chciał skrzywdzić młodą dziewczynę, należało mu się.
    Przez tę całą akcję kompletnie zapomniałam o Mikołaju. Cóż, jakoś specjalnie mnie nie dziwi, że w końcu wydębił adres od Artura. Widać bardzo mu zależało na rozmowie z Igą. Chociaż staram się trzymać od niego na dystans, muszę przyznać, że chłopak ma swój urok. Poza tym zachował się naprawdę w porządku, kiedy Iga kompletnie się przed nim rozkleiła, bez względu na to, czy to było udawane czy nie. Nabieram do niego coraz więcej sympatii.
    Zgodnie z przewidywaniami Mikołaj wcale nie ma dobrego zdania o Anicie. Jestem przekonana, że ta suka jego też zraniła i wykorzystała, zupełnie tak, jak zrobiła z Igą. Główna bohaterka założyła, że Radecki jest w zmowie z jej byłą przyjaciółką, ale wydaje mi się, że prawda jest zupełnie inna. Zresztą nie sądzę też, by Pan Gwiazda był gejem, kompletnie mi to do niego nie pasuje xd W każdym razie jestem ciekawa, jakie wspomnienia związane z naszą kochaną Anitką ma Mikołaj.
    Rozdział świetny, niecierpliwie czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, tak. Jak zawsze zakończone w odpowiednim momencie! Gdybym się czegoś nie dowiedziała, to byłabym wściekła i okrutnie zaintrygowana o co chodziło Radeckiemu :D To i tak nie zmienia fakt, że kolejnego odcinka nie mogę się doczekać, bo na pewno będzie świetny, jak wszystkie inne! Obecność Mikołaja pod blokiem nieco mnie zdziwiła, ale potem się ładnie wyjaśniło co i jak, więc wcale nie jest to takie nadzwyczajne, ale... Ta scena, w której Iga postanawia się rozpłakać.. hahahha, mistrz XD Tego to kompletnie bym się nie spodziewała :D Jeszcze zanim przeczytałam opis tego, w jaki sposób Radecki siedział na kanapie, to właśnie w takiej pozie go sobie wyobraziłam, zatem musi coś w tym być, haha :D Jestem strasznie ciekawa jak ta rozmowa się potoczy i jakie fakty wyjdą na jaw. Czekam zniecierpliwiona, zresztą jak po każdym odcinku c:

    Ano i przeczytałam ocenę na "tako rzecze..", Carla wie co o tym sądzę.. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedna dziewczyna... nie dość, że ta wredna suka Anita nasłała na nią bandziorów, to jeszcze ten Radecki ją nachodzi :/ Jak w ogóle Artur mógł mu poda ich adres? Mam nadzieję, że dziewczyna da mu za to popalić! ;) O co chodzi temu tępakowi? Jestem strasznie ciekawa!
    Czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
  6. z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy !!!!

    OdpowiedzUsuń