czwartek, 31 października 2013

Rozdział dwunasty


Nigdy, naprawdę nigdy, nie chciałam nikogo znienawidzić. Sądziłam, że ludziom należy wybaczać, nawet jeśli popełnili katastrofalny błąd. Nie umiałam odwrócić się do kogoś plecami, nawet gdy sprawił mi przykrość. Do czasu… Do czasu, kiedy naprawdę zostałam zraniona i upokorzona. Każdy człowiek ma swoje granice wytrzymałości. Moje nakreśliła Anita, kradnąc moje teksty i dobierając sobie za towarzysza Mikołaja. Już od jakiegoś czasu ciągle ględziłam o tym jakimi bezczelnymi pajacami byli. W swojej głowie kreowałam tysiące druzgocących obrazów, a tak naprawdę nie zrobiłam jeszcze NIC, żeby ich zmiażdżyć. Traciłam nad tym wszystkim kontrolę, o ile w ogóle kiedykolwiek ją miałam… Dotarło to do mnie tak po prostu, gdy odczytałam wiadomość od Anity. Serce podeszło mi do gardła i zadrżałam.

            „Spotkajmy się jutro o 21:00 przy kawiarni Wirująca Czekolada, adres znajdziesz w Internecie. Trzeba wreszcie wyjaśnić pewne sprawy.”

            Pewne sprawy? Prychnęłam pod nosem i rzuciłam telefonem o dywan, dusząc okrzyk złości. Była taka bezczelna, że przechodziło to ludzkie pojęcie. Nie miałam pojęcia, co chciałaby sobie ze mną wyjaśniać. Tego wszystkiego nie dało się już naprawić, a poza tym naprawdę wątpiłam w jej dobre intencje. Poczułam się cholernie wściekła i wiedziałam, że jeśli tam pójdę, nie skończy się to dobrze. Nie sądziłam, że będę w stanie jej wysłuchać w spokoju. Nie miałam żadnego planu i coś mi się w tym wszystkim nie podobało. Wiedziała, że przebywałam w Warszawie, że nie przyjechałam tylko na chwilę, może nawet miała informację o tym, że kontaktowałam się z Mikołajem. Właściwie mogłam tylko snuć domysły, ale bałam się, bo on przecież o nią zapytał. To nie wróżyło niczego dobrego. Nie mogłam jednak dłużej tkwić w bezczynności. Czas zacząć działać, naprawdę działać. Zamknąć gębę i zrobić wreszcie coś, by ruszyć naprzód i ich zniszczyć. Byłam kiepska w mszczeniu się. Może chociażby dlatego, że był to pierwszy raz, gdy pragnęłam kogoś zniszczyć i nie wiedziałam jak konkretnie się za to zabrać.
            Miałam jeszcze sporo czasu do jutrzejszego wieczoru, ale godziny mijały zdecydowanie za szybko. Postanowiłam nie odpisywać Anicie, niech się zastanawia, czy przyjdę, czy też nie. Sama przede mną zwiewała i nawet za coś takiego niech sobie odpokutuje. To przez nią potrącił mnie samochód i wylądowałam w szpitalu. I to ona po części zamieniła cały mój świat w jedną wielką czarną dziurę, niszcząc najdrobniejsze uczucia. Ludzie tak nie postępują.
            W moim umyśle panowała pustka. Nie byłam w stanie wymyślić, co jutro zrobię i miałam pewne obawy. Dlatego nie chciałam iść na to zasrane spotkanie sama. Artur nie był w zbyt dobrym nastroju, ale mimo to postanowiłam spróbować poprosić go o pomoc. Oprócz niego nie miałam nikogo… To takie żałosne.
            Wyszłam na korytarz i usłyszałam cichą muzykę dochodzącą z jego pokoju. Chyba jakieś klasyczne dźwięki. Oparłam się o framugę drzwi i zapukałam. Raz, drugi, trzeci, nawet czwarty i piąty… Cisza, nie odpowiedział. Do moich uszu dotarł dźwięk stawianej szklanki na ławie, więc domyśliłam się, że po prostu nie chce gadać. Dobra, rozumiem, nie był w odpowiednim nastroju, ale… Przynajmniej mógłby to uzasadnić w jednym małym zdaniu i dałabym spokój. Martwiłam się o niego. Westchnęłam głośniej i wróciłam do siebie, zapalając niewielką lampkę. Może jutro Artur odzyska trochę swojej rycerskości? Oby… Zrezygnowana położyłam się na łóżku, a po chwili mój telefon znów zawibrował. Sięgnęłam po niego ręką, sądząc, że może Anita niecierpliwiła się, dlaczego nie odpowiadałam. Nie, tym razem był to Mikołaj. Zebrało im się na wspólne pisanie do mnie? Miałam się może poczuć doceniona? Pierdolić ich. Albo lepiej nie...

            „Dowiem się, dlaczego uciekłaś, choć to w sumie jasne. Jeśli ją znasz, musisz mi powiedzieć.”

            Ej, ej, nie rozpędzaj się tak. Jedyne, co muszę to zadać ci ból i nie mam zamiaru ci nic mówić… Wiedziałam, że nie odpuści. Zaczęłam dziwny etap – uciekanie przed Mikołajem. I po co? Być może nie wykorzystałam szansy na danie mu nauczki, może popełniłam jakiś błąd, ale na pewno nie zrobiłam nic, co mogłoby zdradzić kim tak naprawdę byłam. Wątpiłam, aby Anita przyznała się, że autorką jego kariery byłam ja, a nie ona. Wszystko zawsze sobie przypisywała, więc to mi się nie zgadzało. Już bardziej byłabym skłonna uwierzyć, że poddała Mikołaja hipnozie i wmówiła mu, że posiada jakikolwiek talent. Powodów do zmartwień trochę miałam, ale nie mogłam zapominać, ile jego sekretów znam. W razie czego będzie się czym bronić. Najpierw spotkanie z nią, „wyjaśnienie pewnych spraw”, a potem zajmę się nim.
            Nie chciałam za bardzo wymyślać konkretnego planu na jutro, żywiąc nadzieję, że Artur mi pomoże. Do mojej głowy przychodziły jedynie szalone pomysły, więc zdecydowałam się odpocząć. Sądne godziny nadejdą jutro…
            Spałam jak zabita i obudził mnie dźwięk budzika, który nastawiłam, żeby zdążyć złapać Artura przed jego wyjściem do pracy. Nie zamierzałam mu opowiadać swojej żenującej historii, a jedynie jakoś go wkręcić, że spotkam się z nielubianą znajomą i chcę mieć mini asekurację. Trochę było to takie zachowanie w stylu przedszkolaka, ale nie miałam innego wyboru. Za wcześnie, by zdradzać mu wszystko. Musiałam się zemścić, a on ze swoim rozsądkiem mógłby za dużo namieszać i nikt nie byłby zadowolony. Tak czy siak był kochany, ufałam mu i liczyłam na niego, bo sam zaoferował się jako osobisty wybawiciel Igi Stachowskiej.
            Bardzo mnie zdziwiło, gdy usłyszałam pukanie do moich drzwi, zanim zdążyłam podnieść się z łóżka. Szybko przeczesałam palcami włosy, zwilżyłam śliną wargi i poprawiłam ułożenie bokserki na ciele.
            - Mogę na chwilę? – zapytał Artur, uchylając drzwi i siląc się na uśmiech. Kiwnęłam głową, ale gdy wszedł dostrzegłam, że był ubrany dość elegancko i trzymał w ręku płaszcz i niewielką podróżną torbę. Nie, nie, nie! Arczi, nie zostawiaj mnie w takim momencie! Moje serce się rozszalało i poczułam się momentalnie przybita, czego jednak zupełnie nie dałam po sobie poznać. Przecież jestem taka cholernie silna…
            - Jedziesz gdzieś? – wypaliłam, starając się zamaskować swoje rozżalenie.
- Tak. Nagła sprawa, nie będzie mnie jakieś trzy dni – odpowiedział przyjaźnie i usiadł na brzegu łóżka.
- Aż tyle? – wyjąkałam, czując się jeszcze bardziej przytłoczona. Gdyby chociaż jechał tylko na jeden dzień, może udałoby mi się odwlec jakoś spotkanie z Anitą. To wszystko było bez sensu, a ja miałam jakieś dziwnie niepokojące przeczucia…
- A co, będziesz tęsknić? – zażartował, co całkowicie kłóciło się z jego wczorajszym wisielczym humorkiem.
- Artur, tak właściwie chciałam z tobą porozmawiać – wyznałam szczerze, ignorując jego pytanie i licząc, że chociaż wesprze mnie duchowo. - Dużo już dla mnie zrobiłeś, wiem o tym, i aż głupio mi zawracać ci znów głowę, wiem że masz swoje zmartwienia i pracę…
- Poczekaj, przepraszam cię za wczoraj, miałem fatalny dzień i nie powinienem cię tak olewać – wtrącił dość domyślnie, co przyniosło mi ulgę, bo już myślałam, że zrobiłam coś nie tak.
- W porządku – przytaknęłam i doszłam do wniosku, że on ma też własne życie, a ja tak egoistycznie wykorzystuję go do swoich celów. - Coś poważnego? Chodzi o to, że pracujesz ze swoją byłą dziewczyną?
- Między innymi – stwierdził, spuszczając wzrok w ziemię. Chciał ominąć jej temat, zbyt mocno bolało, tak mi się wydawało. – Wiesz, Iga, jest kryzys, więc trochę wzmogła się konkurencja i każdy martwi się o swój stołek. Mamy teraz taki trochę konkurs o przetrwanie.
- Ale ty na pewno nie wylecisz, jesteś za dobry, wręcz świetny! – wykrzyknęłam, dotykając pokrzepiająco jego ramienia. W wolnej chwili zajrzałam do kilku gazet, gdzie umieszczał swoje artykuły i musiałam przyznać, że były naprawdę dobre. Miał lekki, przyjemny styl i potrafił zaciekawić czytelnika, a pisał na różne tematy. Nie mógł w siebie zwątpić, nawet jeśli inni dziennikarze deptali mu po piętach. Musiałam mu pomóc. Wspólny interes, którym będzie Anita i Mikołaj? A czemu by nie? Ja ich zniszczę, a on rozniesie to w świat. Wierzyłam w to mocno, choć czułam się z tym w pewnym stopniu okrutnie.
- Mogłabyś być moją szefową – uśmiechnął się, przypominając mi o swoim pozytywnym nastawieniu do życia. Takiego Artura chciałam, takiego Artura… lubiłam. - Mam jeszcze chwilę – stwierdził, zerkając na zegarek. – Czekam na kolegę, bo jedziemy w teren razem. Czegoś potrzebujesz? Nie będziesz się tutaj bała być sama?
- Jakoś przeżyję – odparłam, JAKOŚ tego nie czując, ale co miałam mu powiedzieć? Przecież właśnie to chciał usłyszeć. - Jest pewna sprawa, która mnie męczy i potrzebuję kilku rad – rzuciłam szybko, nie rozumiejąc sama swojego zachowania.
- To znaczy? – zapytał, marszcząc brwi i gładząc się po prawie niewidocznym zaroście.
- Jak chcesz coś z kogoś wycisnąć, no wiesz, dowiedzieć się czegoś, albo coś sprawdzić, masz jakieś info i chcesz się upewnić, albo jakoś trochę postraszyć tę osobę, by… no nie wiem, chodzi mi o takie dziennikarskie sztuczki – zaczęłam się plątać między własnymi słowami, ale on słuchał z uwagą, choć chyba zastanawiał się, czy na pewno dobrze się czułam.
- Wiesz co, to zależy. Ale jeśli chodzi o jakąś osobę, to chyba najlepiej popytać w jej środowisku, znaleźć informatora, albo ją zaszantażować, coś takiego. To rozległy temat – wyjaśnił, traktując serio moje wątpliwości, aczkolwiek nie obyło się bez standardowego pytania… - A co, tobie chodzi o Radeckiego?
- Znowu zaczynasz? Ja tylko tak teoretycznie pytam. – Wywróciłam oczami, czując, jak ściska mi się żołądek. Miałam taką ochotę powiedzieć Arturowi, że Mikołaj ukrywa swoją prawdziwą orientację, ale może było na to za wcześnie. Musiałam zdobyć więcej wiadomości, dowodów.
- Tak, a on teoretycznie do mnie dzwoni, bo czegoś sobie nie wyjaśniliście i pyta o ciebie – westchnął, kręcąc głową. Domyślał się czegoś? Wątpliwe, przynajmniej nie w takim aspekcie, w jakim trzeba było.
- Co?! – wybuchłam złością. Mikołaj kontaktuje się z moim otoczeniem, tylko dlatego, że zwiałam? Musiał być naprawdę zdesperowany i ciekawski, skoro chwytał się takich opcji. - O losie, tylko nie to… Co mu powiedziałeś?
- Nic, że jak wrócę do domu to z tobą pogadam i tyle. Ale wczoraj wyleciało mi to z głowy, wybacz – wyjaśnił, a ja odetchnęłam z ulgą, że tylko na tym się skończyło. – Iga, on cię za bardzo obchodzi. Pamiętaj, to celebryta, on nie traktuje dziewczyn zbyt serio.
- To akurat wiem – prychnęłam lekceważąco, ale zdawałam sobie sprawę, że myślę o tych słowach w zupełnie innym kontekście niż Arczi. - Może to śmieszne, co powiem, ale… Zaufaj mi i daj mi trochę czasu, a wszystko ci opowiem. Będziesz miał świetny materiał na artykuł. Obiecuję.
Nie odpowiedział. Spojrzał na mnie z troską i podniósł się z łóżka. Pewnie pomyślał, że wygaduję totalne głupoty, ale przez jakiś tam szacunek, który do mnie miał i może przez pewien rodzaj sympatii, nie dał mi odczuć, że to co powiedziałam, brzmiało jak rozpaczliwy tekst dziewczyny z urojeniami, która trafiła do psychiatryka. Normalka. Ja też bym nie uwierzyła sobie na jego miejscu, bo byłam tylko cichą myszką, która nic nie znaczyła w tym wielkim show-biznesie. To nieważne. Miałam coś do udowodnienia całemu światu.
Artur uśmiechnął się życzliwie, poklepał mnie delikatnie po ramieniu i dał całusa w czoło. Poczułam się trochę zmieszana i zrobiło mi się gorąco. Wolałam się nie zastanawiać, czy ten gest miał jakiś większy podtekst. Pewnie nie i koniec myślenia na ten temat. Pożegnał się i wyszedł z mieszkania. Zostałam sama. Czas stawić czoło Anicie.
Nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Co mi powie i jak zareaguje. Myślałam o słowach Artura i doszłam do wniosku, że muszę ją jakoś zmusić do gadania, żeby poczuła, że to ja mam przewagę. Nie miałam żadnych dowodów na jej nieuczciwość, ale postraszyć ją mogłam… Gdy robiłam śniadanie, stwierdziłam, że wezmę ze sobą… nóż. Raczej do kryminalistów się nie zaliczałam, chociaż miałam ochotę zrobić z tego przedmiotu większy użytek. Byłoby to jednak zbyt pochopne, mimo iż prawie nikt nie rzuciłby na mnie podejrzeń. Poza tym nie byłam tak naprawdę do tego zdolna. Ten nóż - mały, ale ostry, z czarną rączką miał mi posłużyć tylko jako narzędzie do szantażu. Nie wiedziałam, czy komuś z boku wydałoby się to szalone, może nienormalne, ale… Co innego mogłabym zrobić? Jak się zabezpieczyć? Mój osobisty bodyguard mnie zostawił. Swoją drogą, Artur na pewno by stwierdził, że mi odbiło. Ale spokojnie, zabić nikogo nie planowałam.
Czas do wieczora zleciał bardzo szybko. W ekspresowym tempie. Znalazłam adres kawiarni, którą podała mi w smsie Anita i zamówiłam taksówkę. Ubrałam się w ponure kolory, by dodać trochę mrocznego klimatu temu spotkaniu i naciągnęłam na włosy opaskę, bo dość mocno wiało. Niebo już pociemniało, a ja wsadziłam swojego przyjaciela nożyka do kieszeni granatowego płaszcza. Podałam adres taksówkarzowi i trochę się zdziwił, że chcę jechać w takie miejsce, ale nie miałam ochoty na rozmowy, ponieważ czułam jak moje ciało drętwieje ze zdenerwowania i oblewa mnie zimny pot. Do czego to doszło, żeby spotkanie z taką osobą jak Anita przybierało formę podobną do schadzki mafiosów?
Gdy dojechaliśmy w wyznaczone miejsce, zrozumiałam, dlaczego taksówkarz się tak krzywił. To było totalne zadupie. Tylko to jedno słowo opisywało to miejsce. Zero ludzi, stare budownictwo, pełno brudu, którego i tak o tej porze nie było dokładnie widać, obskurne ławki… Dramat. Nie podobał mi się wybór tego miejsca, a jednocześnie stwierdziłam, że przynajmniej nikt nie będzie nam przeszkadzał. Zrobię, co tylko będę chciała. A chciałam dużo, mogłam niewiele. Zobaczyłam, że kawiarnia, której nazwę podała mi Anita była zamknięta, więc rozejrzałam się dookoła. Pustka. Może jednak zrezygnowała? Było mi cholernie zimno, dlatego potarłam dłońmi o spodnie, by trochę się ogrzać. Zaczynały już pojawiać się pierwsze przymrozki, a ja raczej zaliczałam się do tych ciepłolubnych. Spojrzałam na zegarek, było już po dziewiątej i czułam się coraz bardziej zniecierpliwiona. W tej okolicy panowała taka cisza, że prawie słyszałam własny oddech. Kaszlnęłam, odwracając się przez ramię… Stukot obcasów dotarł do moich uszu. To była ona…
Ile razy marzyłam o tej chwili? Ile razy? No ile?! Zacisnęłam pięści i szczękę. Zbliżała się w moją stronę, a ja przymknęłam na moment oczy. Zaczęłam iść w jej kierunku i gdy była już blisko krzyknęłam:
- Ty, idiotko!
Roześmiała się i wzruszyła ramionami. Była taka podła. Z wielką ochotą powyrywałabym jej wszystkie włosy z głowy. Tej pustej głowy. Wyglądała dość dziwnie. Schudła, chociaż może wyszczuplała ją krótka skórzana kurtka i ciemne rurki. Miała dość mocny makijaż, który jednak nie tuszował jej podkrążonych oczu. Odgarnęła rude kosmyki do tyłu i zatrzymała się.
- Możesz mi powiedzieć, po co przyjechałaś do Warszawy? – zapytała ironicznie, posyłając mi lekceważące spojrzenie.
- Głupie pytanie – burknęłam od niechcenia. – Nie myśl, że to wszystko ujdzie ci na sucho.
- Jesteś taka słodka, Igusiu – parsknęła, wypowiadając moje imię takim tonem, jakbym była jakimś ścierwem. Tylko moja mama mówiła do mnie „Iguś” i Anita doskonale o tym wiedziała. Była taka bezczelna. Podeszłam bliżej i wymierzyłam jej policzek. Nawet się nie zbulwersowała.
- Może teraz wydaje ci się, że nic nie mogę zrobić, ale zrobię i pożałujesz tego wszystkiego – powiedziałam pewnie, a ona westchnęła głęboko.
- Poprosiłabym cię ładnie, żebyś zabrała swoją dupę z powrotem na wiochę i dała sobie spokój, ale z góry założyłam, że nie zaakceptujesz mojej prośby, dlatego wybacz, lecz nie mogę ryzykować – oznajmiła, a ja zmarszczyłam brwi, kompletnie nie rozumiejąc o co jej chodzi. Po kilku sekundach to do mnie dotarło…
Zobaczyłam za nią dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn. Byli jeszcze w sporej odległości od nas, ale czas mijał… Zrobiło mi się słabo, a ona zaśmiała się głośno. Aż do tego była zdolna? Nie dość, że nie miała odwagi przyjść sama, to jeszcze zamierzała nasłać na mnie jakichś bandziorów? Żenada. Cokolwiek o tym myślałam, nie było mi do śmiechu. Pudzianowski ze mnie żaden, a oni wyglądali jakby szykowali się do ataku. Tacy typowi gangsterzy. Łyse głowy, napakowani, z wulgarnymi minami. Posłałam Anicie rozczarowane spojrzenie, co w ogóle jej nie zainteresowało. Zrobiła dziwny ruch palcami, co chyba miało być sygnałem, pozwoleniem na działanie.
- Jesteś żałosna – wycedziłam przez zęby i zacisnęłam wargi.
Faceci zaczęli iść w moją stronę, więc momentalnie zaczęłam iść do tyłu, przyspieszając kroku, który powoli zamieniał się w bieg. Odwróciłam się wreszcie, by uciec, bo od głównej ulicy dzielił mnie spory kawałek. Szanse miałam marne i serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Co za zdzira z tej Anity! Biegłam coraz szybciej, czując że prawie się duszę. Oni biegli za mną, coś krzyczeli, ale wolałam nie słuchać. Nagle kilkanaście metrów przede mną zatrzymał się czarny samochód i ze środka wyskoczył kolejny koleś, posturą podobny do tych, którzy mnie gonili. Byłam w pułapce, bo on też na mnie czyhał. Wszystko sobie zaplanowała! Nie łudziłam się, że czeka mnie coś przyjemnego. Nerwowo rozejrzałam się na boki, nie było żadnych bocznych uliczek. Czy mógł wydarzyć się cud? Raczej nie. Poddałam się. Wyhamowywałam swój pęd i schowałam dłonie w kieszeniach kurtki… Iga, ty tępaku! Przecież miałam nóż! Co prawda wzięłam go ze sobą w innym zamiarze, ale teraz nie było czasu na myślenie. Znów zaczęłam biec, czując, że pot oblewa całe moje ciało i brakuje mi tchu, a zimny wiatr szeleści we włosach, chyba łzy przerażenia zaczęły spływać po mojej twarzy. Po jaką cholerę tu przyłaziłam?! Nigdy jej tego nie daruję, nigdy! O ile w ogóle przeżyję… Był coraz bliżej, gwizdał i coś mówił. Czułam się tak otumaniona, że nic do mnie nie docierało. Próbowałam go wyminąć, ale złapał mnie w talii. Zabolało, bo chciałam się wyrwać, ale był o wiele silniejszy ode mnie… Krzyczałam w tej panice i przeklinałam. Tamci dwaj biegli już wolniej. To był właściwy moment. Wyciągnęłam szybko dłoń, w której ściskałam nóż, z kieszeni i żywiołowym ruchem dźgnęłam go w brzuch. Pisnęłam i zaczęłam się trząść. Jego uścisk osłabł, bo wrzasnął, jęcząc i zgiął się w pół. Zobaczyłam krew, czując, że robi mi się niedobrze. Nie miałam pojęcia, w co konkretnie trafiłam, ale musiałam zwiewać. Nie było czasu. Płakałam, trzęsłam się, starając się opanować swoje ciało i przyspieszyć bieg, bo nogi miałam prawie jak z waty. Odwracałam się co jakiś czas, modląc się w duchu by sobie odpuścili. W dłoni wciąż trzymałam ten nóż, na którym zostały ślady krwi i czułam się okrutnie. To nie miało tak wyglądać… Wszystko się waliło, wszystko. To jakiś koszmar, totalna pomyłka, horror. Nie miałam już sił. Drżącymi rękoma zawinęłam nóż w chusteczkę i schowałam w kieszeń. A jeśli ten facet… jeśli naprawdę mu coś zrobiłam? Mimo że się broniłam, ten nóż powinien zadźgać inną osobę, a nie jego! Miałam durne wyrzuty sumienia.
Wreszcie znalazłam się na głównej ulicy, gdzie kręcili się ludzie. Jeśli mogłam to tak nazwać - byłam trochę bezpieczniejsza. Wbiegłam do jakiegoś sklepu, mini supermarketu. Ekspedientki spojrzały na mnie z zaciekawieniem, bo wyglądałam strasznie. Jedna zapytała nawet czy wszystko w porządku. Nie… Nic nie było w porządku. Marzyłam teraz tylko o tym, by przytulić się do taty…

***
Nie musicie się martwić, to żaden kryminał. Akcja w tym rozdziale być może jest dla Was pewnego rodzaju zaskoczeniem, ale mówiłyśmy, że będzie się działo! :D Co o tym wszystkim myślicie? Wrażeń będzie jeszcze sporo i postaramy się wciąż zaskakiwać. Tak poza tym musicie wiedzieć, że pisanie wspólnego opowiadania to frajda. :D Trzymajcie się! Kolejny rozdział za dwa tygodnie!
Charlize
Carla

12 komentarzy:

  1. DSAFGHBNK^G%$#W ja jebie nie wiem co napisać. Zawsze komentuję na poziomie, w miarę długo, ale tutaj nie dam rady, bo za dużo emocji mną teraz targa. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, przysięgam. To jest epickie, moje ulubione opowiadanie ever, przysięgam XD Czekam zniecierpliwiona jak skurwysyn (sorry za język, ale serio nie mogę się doczekać). Tak w ogóle to gdyby dłużej nad tym popracować, rozszerzyć sceny i opisy to wyszłaby fenomenalna książka! (którą notabene na pewno bym kupiła). Jeszcze dodam dwa fragmenty, które mnie doszczętnie zniszczyły, a mianowicie:
    "Pierdolić ich. Albo lepiej nie, skoro Radecki zalatuje ciotą."
    "Ubrałam się w ponure kolory, by dodać trochę mrocznego klimatu temu spotkaniu." Mistrzowstwo XD <3
    Jeśli pozwolicie to chciałabym dostać miano największego fana tej historii :D
    Życzę w brud weny, dziewczyny i pozdrawiam cieplutko!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, a już myślałam, że wprowadzicie jakieś kryminalny wątek :)
    Swoją droga z tej Anity to niezła suka. Żeby nasłać na swoją byłą przyjaciółkę jakiś zbirów, trzeba być naprawdę zdesperowanym i... wystraszonym. Anita na pewno nie jest głupia skoro potrafiła wbić się do "wielkiego światka", więc zdaje sobie sprawę, że Iga stanowi dla niej spore zagrożenie. Wydaje mi się, że to nie ostatnie jej takie zagranie.
    Iga z kolei trochę za bardzo puszcza wodze fantazji, czym mnie trochę przeraża. Wcale mnie nie dziwi, że i sama tak czasem myśli. Momentami te jej przemyślenia są zabawne, ale kiedy dodamy do tego nóż, można się zacząć obawiać. Ale widać, intuicja podpowiedziała, że to dobry pomysł i przynajmniej dzięki temu nie skończyła zakopana w jakimś lesie. Dam jej jednak wielkiego plusa za odwagę, bo ja w takim momencie, nie wiem by byłabym w stanie myśleć logicznie.
    A Artur? Cóż... lubię go coraz bardziej, a jego czułe gesty w stosunku do Igi, są jak miód na moje serce. Uwielbiam :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szok! Szok! Szok! Kompletnie nie wiem co napisać... Wkurzyłam się na tą rudą szmatę! Co za bezczelna gnida! Co ona sobie wyobraża w ogóle?! Grrrr...
    Biedna Iga. Jednak dobrze, że miała ze sobą ten nóż, bo Bóg wie co by mogło się jej przydarzyć...

    OdpowiedzUsuń
  4. Z Anity to taka sucz!
    A w dodatku słaby człowiek. Chowa się za jakimiś karkami, bo nie potrafi się zmierzyć z przyjaciółką.
    OMG. Tak samo jak wyżej, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Może małego cat-fight, ale nie takiej sceny prosto z książki Chmielewskiej...

    Czekam,

    M.K

    ( http://last-direction.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń
  5. Wy to potraficie mnie zaskoczyć! Zresztą to opowiadanie jest wprost cudowne. Zakochałam się w nim od pierwszego rozdziału, a teraz jestem coraz bardziej oczarowana.
    Nie mogę uwierzyć, że Anita tak po prostu zaproponowała spotkanie. Co za bezczelność z jej strony! Mimo wszystko nieco przeraził mnie fakt, że ten sms zabrzmiał zupełnie tak, jakby ta ruda małpa doskonale wiedziała, o co chodzi Idze i po co przybyła do Warszawy. Zdecydowanie nie podobał mi się sam pomysł pójścia do tej cholernej kawiarni, ale czy była jakakolwiek inna opcja? Co prawda liczyłam na to, że Artur pomoże swojej przyjaciółce - bo chyba tym właśnie się stali: przyjaciółmi - dlatego byłam jeszcze bardziej przestraszona, kiedy w końcu stanęło na tym, że Iga musi sama stawić czoła swojej dawnej przyjaciółce. Cóż, nie ma co winić Arcziego, wyjazd służbowy to siła wyższa, zwłaszcza, jeśli ostatnio w jego miejscu pracy nie dzieje się zbyt dobrze.
    Chociaż wiadomo od bardzo dawna, że Anita to po prostu wredna zołza, spodziewałam się, że zachowa się na tym spotkaniu nieco inaczej. Sama nie wiem. Brałam przede wszystkim pod uwagę postawę Mikołaja. To dziwne, że pytał Igę o swoją, hm, powiedzmy menadżerkę, poza tym już wielokrotnie wspominałam, że wygląda na to, iż interesy między tym dwojgiem nie do końca się udały. W sumie sama nie wiem, na co czekałam. Aż Anita przyjdzie do tej kawiarni i zacznie się kajać przed Igą? Nie, to zupełnie do niej niepodobne. Myślałam jednak, że opowie piękną bajeczkę o tym, jak to Mikołaj Radecki zabrał zeszyt z tekstami i puścił ją w trąbę, przez to jest tak samo oszukana, a mogę się założyć, że jest zupełnie odwrotnie. Ale nasyłanie jakichś napakowanych kolesi na dziewczynę, z którą się kiedyś przyjaźniła?! Nie mogę w to uwierzyć! Bardziej żałosnego posunięcia nigdy w życiu nie widziałam. I co ona planowała? ZABIĆ JĄ? Aż nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby Idze nie przypomniało się o tym nożu... Jak na razie niespecjalnie mi jest szkoda tego gościa, którego ugodziła, chociaż tak czy siak mam nadzieję, że mężczyzna przeżyje. W każdym razie nadal nie potrafię w to wszystko uwierzyć!
    Niesamowity rozdział, bardzo dynamiczny, a akcja jest poprowadzona w niezwykle obrazowy sposób. To mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie przypuszczałam, że Anita jest taka podła. Określenie, że po trupach do celu jest tutaj na miejscu ;> Anita ma bardzo wiele do stracenia, skoro na Igę wysłała aż trzech dryblasów, widać, że Iga może namieszać w jej i Radeckiego życiu, woli się zabezpieczyć i mieć święty spokój, ale dobrze zdaje sobie sprawę, że ma wiele na sumieniu. Oprócz tego, że nie spodziewałam się aż takich akcji, może jedynie jakiejś ostrej kłótni, to zastanawiam się, w którym miejscu w układance pojawia się Radecki. Teoretycznie powinien być blisko Anity, ale jego zachowanie nie jest do końca normalne, bo wygląda na to, że Anicie nie ufa.
    Pozdrawiam i czekam na następny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Anita.. ty podła suko! wybaczcie za określenie, ale jak ona mogła przygotować taką zasadzkę dla Igi.. no jak.. dlaczego!? Byłam bardzo zdziwiona rozwinięciem akcji, co z kolei pewnie było zamierzone, aby zaskoczyć czytelnika. Udało Wam się :D Nóż jednak okazał się potrzebny, nie spodziewałabym się takiego czynu po dziewczynie, ale do czego jest zdolny człowiek w niebezpieczeństwie. Nie mam pojęcia co dalej może się wydarzyć.. :> także czekam na kolejny rozdział ! :D Pozdrawiam :* /przewrotnosc-losu/

    OdpowiedzUsuń
  8. bardzo ciekawe !

    świetny blog ogólnie :D
    jak masz czas zapraszam do mnie, w szczególności do zabrania udziału w konkursie ! ;)

    http://anja-bloguje.blogspot.com/

    pozdrawiam cieplutko ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Ooo nie spodziewałam się takiego rozwoju zdarzeń! Myślałam, że to będzie porządna babska pogadanka, ewentualnie jakaś scena z policzkowaniem :P a tu niespodzianka.. Anita jest słaba. Wyręcza się innymi, bo sama nie potrafi sobie z tą sprawą poradzić.
    Czekam na następny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Na pomackamy.blogspot.com pojawiła się ocena Waszego bloga, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dwa tygodnie minęły, a ja odświeżam bloga jak pojebana :O *modli się, żeby rozdział był dzisiaj*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, będzie. Charlize opublikuje jak wróci z wycieczki :D A ja muszę nadrobić zaległości na innych blogach :)

      Usuń