Nigdy, naprawdę nigdy, nie chciałam nikogo znienawidzić.
Sądziłam, że ludziom należy wybaczać, nawet jeśli popełnili katastrofalny błąd.
Nie umiałam odwrócić się do kogoś plecami, nawet gdy sprawił mi przykrość. Do
czasu… Do czasu, kiedy naprawdę zostałam zraniona i upokorzona. Każdy człowiek ma
swoje granice wytrzymałości. Moje nakreśliła Anita, kradnąc moje teksty i dobierając sobie za
towarzysza Mikołaja. Już od jakiegoś czasu ciągle ględziłam o tym
jakimi bezczelnymi pajacami byli. W swojej głowie kreowałam tysiące
druzgocących obrazów, a tak naprawdę nie zrobiłam jeszcze NIC, żeby ich
zmiażdżyć. Traciłam nad tym wszystkim kontrolę, o ile w ogóle kiedykolwiek ją
miałam… Dotarło to do mnie tak po prostu, gdy odczytałam wiadomość od Anity.
Serce podeszło mi do gardła i zadrżałam.
„Spotkajmy
się jutro o 21:00 przy kawiarni Wirująca Czekolada, adres znajdziesz w Internecie.
Trzeba wreszcie wyjaśnić pewne sprawy.”
Pewne sprawy? Prychnęłam pod nosem i
rzuciłam telefonem o dywan, dusząc okrzyk złości. Była taka bezczelna, że
przechodziło to ludzkie pojęcie. Nie miałam pojęcia, co chciałaby sobie ze mną
wyjaśniać. Tego wszystkiego nie dało się już naprawić, a poza tym naprawdę
wątpiłam w jej dobre intencje. Poczułam się cholernie wściekła i wiedziałam, że
jeśli tam pójdę, nie skończy się to dobrze. Nie sądziłam, że będę w stanie jej
wysłuchać w spokoju. Nie miałam
żadnego planu i coś mi się w tym wszystkim nie podobało. Wiedziała, że przebywałam
w Warszawie, że nie przyjechałam tylko na chwilę, może nawet miała informację o
tym, że kontaktowałam się z Mikołajem. Właściwie mogłam tylko snuć domysły, ale
bałam się, bo on przecież o nią zapytał. To nie wróżyło niczego dobrego. Nie
mogłam jednak dłużej tkwić w bezczynności. Czas zacząć działać, naprawdę
działać. Zamknąć gębę i zrobić wreszcie coś, by ruszyć naprzód i ich zniszczyć.
Byłam kiepska w mszczeniu się. Może chociażby dlatego, że był to pierwszy raz,
gdy pragnęłam kogoś zniszczyć i nie wiedziałam jak konkretnie się za to zabrać.
Miałam jeszcze sporo czasu do
jutrzejszego wieczoru, ale godziny mijały zdecydowanie za szybko. Postanowiłam
nie odpisywać Anicie, niech się zastanawia, czy przyjdę, czy też nie. Sama
przede mną zwiewała i nawet za coś takiego niech sobie odpokutuje. To przez nią
potrącił mnie samochód i wylądowałam w szpitalu. I to ona po części zamieniła cały mój świat
w jedną wielką czarną dziurę, niszcząc najdrobniejsze uczucia. Ludzie tak nie
postępują.
W moim umyśle panowała pustka. Nie
byłam w stanie wymyślić, co jutro zrobię i miałam pewne obawy. Dlatego nie
chciałam iść na to zasrane spotkanie sama. Artur nie był w zbyt dobrym
nastroju, ale mimo to postanowiłam spróbować poprosić go o pomoc. Oprócz niego
nie miałam nikogo… To takie żałosne.
Wyszłam na korytarz i usłyszałam
cichą muzykę dochodzącą z jego pokoju. Chyba jakieś klasyczne dźwięki. Oparłam
się o framugę drzwi i zapukałam. Raz, drugi, trzeci, nawet czwarty i piąty…
Cisza, nie odpowiedział. Do moich uszu dotarł dźwięk stawianej szklanki na
ławie, więc domyśliłam się, że po prostu nie chce gadać. Dobra, rozumiem, nie
był w odpowiednim nastroju, ale… Przynajmniej mógłby to uzasadnić w jednym
małym zdaniu i dałabym spokój. Martwiłam się o niego. Westchnęłam głośniej i wróciłam do siebie, zapalając
niewielką lampkę. Może jutro Artur odzyska trochę swojej rycerskości? Oby…
Zrezygnowana położyłam się na łóżku, a po chwili mój telefon znów zawibrował.
Sięgnęłam po niego ręką, sądząc, że może Anita niecierpliwiła się, dlaczego nie
odpowiadałam. Nie, tym razem był to Mikołaj. Zebrało im się
na wspólne pisanie do mnie? Miałam się może poczuć doceniona? Pierdolić ich.
Albo lepiej nie...
„Dowiem
się, dlaczego uciekłaś, choć to w sumie jasne. Jeśli ją znasz, musisz mi
powiedzieć.”
Ej, ej, nie rozpędzaj się tak.
Jedyne, co muszę to zadać ci ból i nie mam zamiaru ci nic mówić…
Wiedziałam, że nie odpuści. Zaczęłam dziwny etap – uciekanie przed Mikołajem. I
po co? Być może nie wykorzystałam szansy na danie mu nauczki, może popełniłam
jakiś błąd, ale na pewno nie zrobiłam nic, co mogłoby zdradzić kim tak naprawdę
byłam. Wątpiłam, aby Anita przyznała się, że autorką jego kariery byłam ja, a
nie ona. Wszystko zawsze sobie przypisywała, więc to mi się nie zgadzało. Już
bardziej byłabym skłonna uwierzyć, że poddała Mikołaja hipnozie i wmówiła mu, że
posiada jakikolwiek talent. Powodów do zmartwień trochę miałam, ale nie mogłam
zapominać, ile jego sekretów znam. W razie czego będzie się czym bronić.
Najpierw spotkanie z nią, „wyjaśnienie pewnych spraw”, a potem zajmę się
nim.
Nie chciałam za bardzo wymyślać
konkretnego planu na jutro, żywiąc nadzieję, że Artur mi pomoże. Do mojej głowy
przychodziły jedynie szalone pomysły, więc zdecydowałam się odpocząć. Sądne
godziny nadejdą jutro…
Spałam jak zabita i obudził mnie
dźwięk budzika, który nastawiłam, żeby zdążyć złapać Artura przed jego wyjściem
do pracy. Nie zamierzałam mu opowiadać swojej żenującej historii, a jedynie jakoś
go wkręcić, że spotkam się z nielubianą znajomą i chcę mieć mini asekurację.
Trochę było to takie zachowanie w stylu przedszkolaka, ale nie miałam innego
wyboru. Za wcześnie, by zdradzać mu wszystko. Musiałam się zemścić, a on ze
swoim rozsądkiem mógłby za dużo namieszać i nikt nie byłby zadowolony. Tak czy
siak był kochany, ufałam mu i liczyłam na niego, bo sam zaoferował się jako
osobisty wybawiciel Igi Stachowskiej.
Bardzo mnie zdziwiło, gdy usłyszałam
pukanie do moich drzwi, zanim zdążyłam podnieść się z łóżka. Szybko
przeczesałam palcami włosy, zwilżyłam śliną wargi i poprawiłam ułożenie
bokserki na ciele.
- Mogę na chwilę? – zapytał Artur, uchylając
drzwi i siląc się na uśmiech. Kiwnęłam głową, ale gdy wszedł dostrzegłam,
że był ubrany dość elegancko i trzymał w ręku płaszcz i niewielką podróżną
torbę. Nie, nie, nie! Arczi, nie zostawiaj mnie w takim momencie! Moje serce
się rozszalało i poczułam się momentalnie przybita, czego jednak zupełnie nie
dałam po sobie poznać. Przecież jestem taka cholernie silna…
- Jedziesz gdzieś? – wypaliłam,
starając się zamaskować swoje rozżalenie.
- Tak. Nagła sprawa, nie będzie mnie jakieś trzy dni –
odpowiedział przyjaźnie i usiadł na brzegu łóżka.
- Aż tyle? – wyjąkałam, czując się jeszcze bardziej
przytłoczona. Gdyby chociaż jechał tylko na jeden dzień, może udałoby mi się
odwlec jakoś spotkanie z Anitą. To wszystko było bez sensu, a ja miałam jakieś
dziwnie niepokojące przeczucia…
- A co, będziesz tęsknić? – zażartował, co całkowicie
kłóciło się z jego wczorajszym wisielczym humorkiem.
- Artur, tak właściwie chciałam z tobą porozmawiać –
wyznałam szczerze, ignorując jego pytanie i licząc, że chociaż wesprze mnie
duchowo. - Dużo już dla mnie zrobiłeś, wiem o tym, i aż głupio mi zawracać ci
znów głowę, wiem że masz swoje zmartwienia i pracę…
- Poczekaj, przepraszam cię za wczoraj, miałem fatalny
dzień i nie powinienem cię tak olewać – wtrącił dość domyślnie, co przyniosło
mi ulgę, bo już myślałam, że zrobiłam coś nie tak.
- W porządku – przytaknęłam i doszłam do wniosku, że on
ma też własne życie, a ja tak egoistycznie wykorzystuję go do swoich celów. - Coś
poważnego? Chodzi o to, że pracujesz ze swoją byłą dziewczyną?
- Między innymi – stwierdził, spuszczając wzrok w ziemię.
Chciał ominąć jej temat, zbyt mocno bolało, tak mi się wydawało. – Wiesz, Iga,
jest kryzys, więc trochę wzmogła się konkurencja i każdy martwi się o swój
stołek. Mamy teraz taki trochę konkurs o przetrwanie.
- Ale ty na pewno nie wylecisz, jesteś za dobry, wręcz świetny!
– wykrzyknęłam, dotykając pokrzepiająco jego ramienia. W wolnej chwili zajrzałam do kilku gazet, gdzie umieszczał swoje artykuły i musiałam przyznać, że były naprawdę dobre. Miał lekki, przyjemny styl i potrafił zaciekawić czytelnika, a pisał na różne tematy. Nie mógł w siebie
zwątpić, nawet jeśli inni dziennikarze deptali mu po piętach. Musiałam
mu pomóc. Wspólny interes, którym będzie Anita i Mikołaj? A czemu by nie? Ja
ich zniszczę, a on rozniesie to w świat. Wierzyłam w to mocno, choć czułam się z tym w pewnym stopniu okrutnie.
- Mogłabyś być moją szefową – uśmiechnął się,
przypominając mi o swoim pozytywnym nastawieniu do życia. Takiego Artura
chciałam, takiego Artura… lubiłam. - Mam jeszcze chwilę – stwierdził, zerkając
na zegarek. – Czekam na kolegę, bo jedziemy w teren razem. Czegoś potrzebujesz?
Nie będziesz się tutaj bała być sama?
- Jakoś przeżyję – odparłam, JAKOŚ tego nie czując, ale
co miałam mu powiedzieć? Przecież właśnie to chciał usłyszeć. - Jest pewna
sprawa, która mnie męczy i potrzebuję kilku rad – rzuciłam szybko, nie
rozumiejąc sama swojego zachowania.
- To znaczy? – zapytał, marszcząc brwi i gładząc się po
prawie niewidocznym zaroście.
- Jak chcesz coś z kogoś wycisnąć, no wiesz, dowiedzieć
się czegoś, albo coś sprawdzić, masz jakieś info i chcesz się upewnić, albo
jakoś trochę postraszyć tę osobę, by… no nie wiem, chodzi mi o takie
dziennikarskie sztuczki – zaczęłam się plątać między własnymi słowami, ale on
słuchał z uwagą, choć chyba zastanawiał się, czy na pewno dobrze się czułam.
- Wiesz co, to zależy. Ale jeśli chodzi o jakąś osobę, to
chyba najlepiej popytać w jej środowisku, znaleźć informatora, albo ją
zaszantażować, coś takiego. To rozległy temat – wyjaśnił, traktując
serio moje wątpliwości, aczkolwiek nie obyło się bez standardowego pytania… - A
co, tobie chodzi o Radeckiego?
- Znowu zaczynasz? Ja tylko tak teoretycznie pytam. – Wywróciłam oczami, czując, jak ściska mi się żołądek. Miałam taką ochotę
powiedzieć Arturowi, że Mikołaj ukrywa swoją prawdziwą orientację, ale może było na to za wcześnie. Musiałam
zdobyć więcej wiadomości, dowodów.
- Tak, a on teoretycznie do mnie dzwoni, bo czegoś sobie
nie wyjaśniliście i pyta o ciebie – westchnął, kręcąc głową. Domyślał się
czegoś? Wątpliwe, przynajmniej nie w takim aspekcie, w jakim trzeba było.
- Co?! – wybuchłam złością. Mikołaj kontaktuje się z moim otoczeniem, tylko dlatego, że zwiałam? Musiał być
naprawdę zdesperowany i ciekawski, skoro chwytał się takich opcji. - O losie,
tylko nie to… Co mu powiedziałeś?
- Nic, że jak wrócę do domu to z tobą pogadam i tyle. Ale
wczoraj wyleciało mi to z głowy, wybacz – wyjaśnił, a ja odetchnęłam z ulgą, że
tylko na tym się skończyło. – Iga, on cię za bardzo obchodzi. Pamiętaj, to
celebryta, on nie traktuje dziewczyn zbyt serio.
- To akurat wiem – prychnęłam lekceważąco, ale zdawałam
sobie sprawę, że myślę o tych słowach w zupełnie innym kontekście niż Arczi. - Może
to śmieszne, co powiem, ale… Zaufaj mi i daj mi trochę czasu, a wszystko ci
opowiem. Będziesz miał świetny materiał na artykuł. Obiecuję.
Nie odpowiedział. Spojrzał na mnie z troską i podniósł
się z łóżka. Pewnie pomyślał, że wygaduję totalne głupoty, ale przez jakiś tam
szacunek, który do mnie miał i może przez pewien rodzaj sympatii, nie dał mi
odczuć, że to co powiedziałam, brzmiało jak rozpaczliwy tekst dziewczyny z
urojeniami, która trafiła do psychiatryka. Normalka. Ja też bym nie uwierzyła
sobie na jego miejscu, bo byłam tylko cichą myszką, która nic nie znaczyła w
tym wielkim show-biznesie. To nieważne. Miałam coś do udowodnienia całemu
światu.
Artur uśmiechnął się życzliwie, poklepał mnie delikatnie
po ramieniu i dał całusa w czoło. Poczułam się trochę zmieszana i zrobiło mi
się gorąco. Wolałam się nie zastanawiać, czy ten gest miał jakiś większy
podtekst. Pewnie nie i koniec myślenia na ten temat. Pożegnał się i wyszedł z
mieszkania. Zostałam sama. Czas stawić czoło Anicie.
Nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Co mi powie
i jak zareaguje. Myślałam o słowach Artura i doszłam do wniosku, że muszę ją
jakoś zmusić do gadania, żeby poczuła, że to ja mam przewagę. Nie miałam
żadnych dowodów na jej nieuczciwość, ale postraszyć ją mogłam… Gdy robiłam śniadanie,
stwierdziłam, że wezmę ze sobą… nóż. Raczej do kryminalistów się nie
zaliczałam, chociaż miałam ochotę zrobić z tego przedmiotu większy użytek.
Byłoby to jednak zbyt pochopne, mimo iż prawie nikt nie rzuciłby na mnie
podejrzeń. Poza tym nie byłam tak naprawdę do tego zdolna. Ten nóż - mały, ale ostry, z czarną
rączką miał mi posłużyć tylko jako narzędzie do szantażu. Nie wiedziałam, czy
komuś z boku wydałoby się to szalone, może nienormalne, ale… Co innego mogłabym
zrobić? Jak się zabezpieczyć? Mój osobisty bodyguard mnie zostawił. Swoją
drogą, Artur na pewno by stwierdził, że mi odbiło. Ale spokojnie, zabić nikogo
nie planowałam.
Czas do wieczora zleciał bardzo szybko. W ekspresowym
tempie. Znalazłam adres kawiarni, którą podała mi w smsie Anita i zamówiłam
taksówkę. Ubrałam się w ponure kolory, by dodać trochę mrocznego klimatu temu
spotkaniu i naciągnęłam na włosy opaskę, bo dość mocno wiało. Niebo już pociemniało,
a ja wsadziłam swojego przyjaciela nożyka do kieszeni granatowego płaszcza.
Podałam adres taksówkarzowi i trochę się zdziwił, że chcę jechać w takie
miejsce, ale nie miałam ochoty na rozmowy, ponieważ czułam jak moje ciało
drętwieje ze zdenerwowania i oblewa mnie zimny pot. Do czego to doszło, żeby
spotkanie z taką osobą jak Anita przybierało formę podobną do schadzki mafiosów?
Gdy dojechaliśmy w wyznaczone miejsce, zrozumiałam,
dlaczego taksówkarz się tak krzywił. To było totalne zadupie. Tylko to jedno
słowo opisywało to miejsce. Zero ludzi, stare budownictwo, pełno brudu, którego
i tak o tej porze nie było dokładnie widać, obskurne ławki… Dramat. Nie podobał
mi się wybór tego miejsca, a jednocześnie stwierdziłam, że przynajmniej nikt
nie będzie nam przeszkadzał. Zrobię, co tylko będę chciała. A chciałam dużo,
mogłam niewiele. Zobaczyłam, że kawiarnia, której nazwę podała mi Anita była
zamknięta, więc rozejrzałam się dookoła. Pustka. Może jednak zrezygnowała? Było
mi cholernie zimno, dlatego potarłam dłońmi o spodnie, by trochę się ogrzać.
Zaczynały już pojawiać się pierwsze przymrozki, a ja raczej zaliczałam się do
tych ciepłolubnych. Spojrzałam na zegarek, było już po dziewiątej i czułam się
coraz bardziej zniecierpliwiona. W tej okolicy panowała taka cisza, że prawie
słyszałam własny oddech. Kaszlnęłam, odwracając się przez ramię… Stukot obcasów
dotarł do moich uszu. To była ona…
Ile razy marzyłam o tej chwili? Ile razy? No ile?!
Zacisnęłam pięści i szczękę. Zbliżała się w moją stronę, a ja przymknęłam na
moment oczy. Zaczęłam iść w jej kierunku i gdy była już blisko krzyknęłam:
- Ty, idiotko!
Roześmiała się i wzruszyła ramionami. Była taka podła. Z
wielką ochotą powyrywałabym jej wszystkie włosy z głowy. Tej pustej głowy.
Wyglądała dość dziwnie. Schudła, chociaż może wyszczuplała ją krótka skórzana
kurtka i ciemne rurki. Miała dość mocny makijaż, który jednak nie tuszował jej
podkrążonych oczu. Odgarnęła rude kosmyki do tyłu i zatrzymała się.
- Możesz mi powiedzieć, po co przyjechałaś do Warszawy? –
zapytała ironicznie, posyłając mi lekceważące spojrzenie.
- Głupie pytanie – burknęłam od niechcenia. – Nie myśl, że to wszystko ujdzie ci na sucho.
- Jesteś taka słodka, Igusiu – parsknęła, wypowiadając
moje imię takim tonem, jakbym była jakimś ścierwem. Tylko moja mama mówiła do mnie „Iguś” i Anita doskonale o tym
wiedziała. Była taka bezczelna. Podeszłam bliżej i wymierzyłam jej policzek.
Nawet się nie zbulwersowała.
- Może teraz wydaje ci się, że nic nie mogę zrobić, ale
zrobię i pożałujesz tego wszystkiego – powiedziałam pewnie, a ona westchnęła
głęboko.
- Poprosiłabym cię ładnie, żebyś zabrała swoją dupę z
powrotem na wiochę i dała sobie spokój, ale z góry założyłam, że nie
zaakceptujesz mojej prośby, dlatego wybacz, lecz nie mogę ryzykować –
oznajmiła, a ja zmarszczyłam brwi, kompletnie nie rozumiejąc o co jej chodzi.
Po kilku sekundach to do mnie dotarło…
Zobaczyłam za nią dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn.
Byli jeszcze w sporej odległości od nas, ale czas mijał… Zrobiło mi się słabo,
a ona zaśmiała się głośno. Aż do tego była zdolna? Nie dość, że nie miała
odwagi przyjść sama, to jeszcze zamierzała nasłać na mnie jakichś bandziorów?
Żenada. Cokolwiek o tym myślałam, nie było mi do śmiechu. Pudzianowski ze mnie
żaden, a oni wyglądali jakby szykowali się do ataku. Tacy typowi gangsterzy.
Łyse głowy, napakowani, z wulgarnymi minami. Posłałam Anicie rozczarowane
spojrzenie, co w ogóle jej nie zainteresowało. Zrobiła dziwny ruch palcami, co
chyba miało być sygnałem, pozwoleniem na działanie.
- Jesteś żałosna – wycedziłam przez zęby i zacisnęłam
wargi.
Faceci zaczęli iść w moją stronę, więc momentalnie
zaczęłam iść do tyłu, przyspieszając kroku, który powoli zamieniał się w bieg.
Odwróciłam się wreszcie, by uciec, bo od głównej ulicy dzielił mnie spory
kawałek. Szanse miałam marne i serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Co za
zdzira z tej Anity! Biegłam coraz szybciej, czując że prawie się duszę. Oni
biegli za mną, coś krzyczeli, ale wolałam nie słuchać. Nagle kilkanaście metrów
przede mną zatrzymał się czarny samochód i ze środka wyskoczył kolejny koleś,
posturą podobny do tych, którzy mnie gonili. Byłam w pułapce, bo on też na mnie
czyhał. Wszystko sobie zaplanowała! Nie łudziłam się, że czeka mnie coś
przyjemnego. Nerwowo rozejrzałam się na boki, nie było żadnych bocznych
uliczek. Czy mógł wydarzyć się cud? Raczej nie. Poddałam się. Wyhamowywałam
swój pęd i schowałam dłonie w kieszeniach kurtki… Iga, ty tępaku! Przecież
miałam nóż! Co prawda wzięłam go ze sobą w innym zamiarze, ale teraz nie było
czasu na myślenie. Znów zaczęłam biec, czując, że pot oblewa całe moje ciało i
brakuje mi tchu, a zimny wiatr szeleści we włosach, chyba łzy przerażenia
zaczęły spływać po mojej twarzy. Po jaką cholerę tu przyłaziłam?! Nigdy jej tego
nie daruję, nigdy! O ile w ogóle przeżyję… Był coraz bliżej, gwizdał i coś
mówił. Czułam się tak otumaniona, że nic do mnie nie docierało. Próbowałam go
wyminąć, ale złapał mnie w talii. Zabolało, bo chciałam się wyrwać, ale był o
wiele silniejszy ode mnie… Krzyczałam w tej panice i przeklinałam. Tamci dwaj
biegli już wolniej. To był właściwy moment. Wyciągnęłam szybko dłoń, w której
ściskałam nóż, z kieszeni i żywiołowym ruchem dźgnęłam go w brzuch. Pisnęłam i
zaczęłam się trząść. Jego uścisk osłabł, bo wrzasnął, jęcząc i zgiął się w pół.
Zobaczyłam krew, czując, że robi mi się niedobrze. Nie miałam pojęcia, w co
konkretnie trafiłam, ale musiałam zwiewać. Nie było czasu. Płakałam, trzęsłam
się, starając się opanować swoje ciało i przyspieszyć bieg, bo nogi miałam
prawie jak z waty. Odwracałam się co jakiś czas, modląc się w duchu by sobie
odpuścili. W dłoni wciąż trzymałam ten nóż, na którym zostały ślady krwi i
czułam się okrutnie. To nie miało tak wyglądać… Wszystko się waliło, wszystko.
To jakiś koszmar, totalna pomyłka, horror. Nie miałam już sił. Drżącymi rękoma
zawinęłam nóż w chusteczkę i schowałam w kieszeń. A jeśli ten facet… jeśli
naprawdę mu coś zrobiłam? Mimo że się broniłam, ten nóż powinien zadźgać inną osobę,
a nie jego! Miałam durne wyrzuty sumienia.
Wreszcie znalazłam się na głównej ulicy, gdzie kręcili
się ludzie. Jeśli mogłam to tak nazwać - byłam trochę bezpieczniejsza. Wbiegłam
do jakiegoś sklepu, mini supermarketu. Ekspedientki spojrzały na mnie z
zaciekawieniem, bo wyglądałam strasznie. Jedna zapytała nawet czy wszystko w
porządku. Nie… Nic nie było w porządku. Marzyłam teraz tylko o tym, by
przytulić się do taty…
***
Nie musicie się martwić, to żaden kryminał. Akcja w tym
rozdziale być może jest dla Was pewnego rodzaju zaskoczeniem, ale mówiłyśmy, że
będzie się działo! :D Co o tym wszystkim myślicie? Wrażeń będzie jeszcze sporo
i postaramy się wciąż zaskakiwać. Tak poza tym musicie wiedzieć, że pisanie
wspólnego opowiadania to frajda. :D Trzymajcie się! Kolejny rozdział za dwa
tygodnie!
Charlize
Carla
Charlize
Carla
DSAFGHBNK^G%$#W ja jebie nie wiem co napisać. Zawsze komentuję na poziomie, w miarę długo, ale tutaj nie dam rady, bo za dużo emocji mną teraz targa. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, przysięgam. To jest epickie, moje ulubione opowiadanie ever, przysięgam XD Czekam zniecierpliwiona jak skurwysyn (sorry za język, ale serio nie mogę się doczekać). Tak w ogóle to gdyby dłużej nad tym popracować, rozszerzyć sceny i opisy to wyszłaby fenomenalna książka! (którą notabene na pewno bym kupiła). Jeszcze dodam dwa fragmenty, które mnie doszczętnie zniszczyły, a mianowicie:
OdpowiedzUsuń"Pierdolić ich. Albo lepiej nie, skoro Radecki zalatuje ciotą."
"Ubrałam się w ponure kolory, by dodać trochę mrocznego klimatu temu spotkaniu." Mistrzowstwo XD <3
Jeśli pozwolicie to chciałabym dostać miano największego fana tej historii :D
Życzę w brud weny, dziewczyny i pozdrawiam cieplutko!!
Och, a już myślałam, że wprowadzicie jakieś kryminalny wątek :)
OdpowiedzUsuńSwoją droga z tej Anity to niezła suka. Żeby nasłać na swoją byłą przyjaciółkę jakiś zbirów, trzeba być naprawdę zdesperowanym i... wystraszonym. Anita na pewno nie jest głupia skoro potrafiła wbić się do "wielkiego światka", więc zdaje sobie sprawę, że Iga stanowi dla niej spore zagrożenie. Wydaje mi się, że to nie ostatnie jej takie zagranie.
Iga z kolei trochę za bardzo puszcza wodze fantazji, czym mnie trochę przeraża. Wcale mnie nie dziwi, że i sama tak czasem myśli. Momentami te jej przemyślenia są zabawne, ale kiedy dodamy do tego nóż, można się zacząć obawiać. Ale widać, intuicja podpowiedziała, że to dobry pomysł i przynajmniej dzięki temu nie skończyła zakopana w jakimś lesie. Dam jej jednak wielkiego plusa za odwagę, bo ja w takim momencie, nie wiem by byłabym w stanie myśleć logicznie.
A Artur? Cóż... lubię go coraz bardziej, a jego czułe gesty w stosunku do Igi, są jak miód na moje serce. Uwielbiam :)
Pozdrawiam :)
Szok! Szok! Szok! Kompletnie nie wiem co napisać... Wkurzyłam się na tą rudą szmatę! Co za bezczelna gnida! Co ona sobie wyobraża w ogóle?! Grrrr...
OdpowiedzUsuńBiedna Iga. Jednak dobrze, że miała ze sobą ten nóż, bo Bóg wie co by mogło się jej przydarzyć...
Z Anity to taka sucz!
OdpowiedzUsuńA w dodatku słaby człowiek. Chowa się za jakimiś karkami, bo nie potrafi się zmierzyć z przyjaciółką.
OMG. Tak samo jak wyżej, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Może małego cat-fight, ale nie takiej sceny prosto z książki Chmielewskiej...
Czekam,
M.K
( http://last-direction.blogspot.com/ )
Wy to potraficie mnie zaskoczyć! Zresztą to opowiadanie jest wprost cudowne. Zakochałam się w nim od pierwszego rozdziału, a teraz jestem coraz bardziej oczarowana.
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, że Anita tak po prostu zaproponowała spotkanie. Co za bezczelność z jej strony! Mimo wszystko nieco przeraził mnie fakt, że ten sms zabrzmiał zupełnie tak, jakby ta ruda małpa doskonale wiedziała, o co chodzi Idze i po co przybyła do Warszawy. Zdecydowanie nie podobał mi się sam pomysł pójścia do tej cholernej kawiarni, ale czy była jakakolwiek inna opcja? Co prawda liczyłam na to, że Artur pomoże swojej przyjaciółce - bo chyba tym właśnie się stali: przyjaciółmi - dlatego byłam jeszcze bardziej przestraszona, kiedy w końcu stanęło na tym, że Iga musi sama stawić czoła swojej dawnej przyjaciółce. Cóż, nie ma co winić Arcziego, wyjazd służbowy to siła wyższa, zwłaszcza, jeśli ostatnio w jego miejscu pracy nie dzieje się zbyt dobrze.
Chociaż wiadomo od bardzo dawna, że Anita to po prostu wredna zołza, spodziewałam się, że zachowa się na tym spotkaniu nieco inaczej. Sama nie wiem. Brałam przede wszystkim pod uwagę postawę Mikołaja. To dziwne, że pytał Igę o swoją, hm, powiedzmy menadżerkę, poza tym już wielokrotnie wspominałam, że wygląda na to, iż interesy między tym dwojgiem nie do końca się udały. W sumie sama nie wiem, na co czekałam. Aż Anita przyjdzie do tej kawiarni i zacznie się kajać przed Igą? Nie, to zupełnie do niej niepodobne. Myślałam jednak, że opowie piękną bajeczkę o tym, jak to Mikołaj Radecki zabrał zeszyt z tekstami i puścił ją w trąbę, przez to jest tak samo oszukana, a mogę się założyć, że jest zupełnie odwrotnie. Ale nasyłanie jakichś napakowanych kolesi na dziewczynę, z którą się kiedyś przyjaźniła?! Nie mogę w to uwierzyć! Bardziej żałosnego posunięcia nigdy w życiu nie widziałam. I co ona planowała? ZABIĆ JĄ? Aż nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby Idze nie przypomniało się o tym nożu... Jak na razie niespecjalnie mi jest szkoda tego gościa, którego ugodziła, chociaż tak czy siak mam nadzieję, że mężczyzna przeżyje. W każdym razie nadal nie potrafię w to wszystko uwierzyć!
Niesamowity rozdział, bardzo dynamiczny, a akcja jest poprowadzona w niezwykle obrazowy sposób. To mi się podoba :)
Nie przypuszczałam, że Anita jest taka podła. Określenie, że po trupach do celu jest tutaj na miejscu ;> Anita ma bardzo wiele do stracenia, skoro na Igę wysłała aż trzech dryblasów, widać, że Iga może namieszać w jej i Radeckiego życiu, woli się zabezpieczyć i mieć święty spokój, ale dobrze zdaje sobie sprawę, że ma wiele na sumieniu. Oprócz tego, że nie spodziewałam się aż takich akcji, może jedynie jakiejś ostrej kłótni, to zastanawiam się, w którym miejscu w układance pojawia się Radecki. Teoretycznie powinien być blisko Anity, ale jego zachowanie nie jest do końca normalne, bo wygląda na to, że Anicie nie ufa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny! ;)
Anita.. ty podła suko! wybaczcie za określenie, ale jak ona mogła przygotować taką zasadzkę dla Igi.. no jak.. dlaczego!? Byłam bardzo zdziwiona rozwinięciem akcji, co z kolei pewnie było zamierzone, aby zaskoczyć czytelnika. Udało Wam się :D Nóż jednak okazał się potrzebny, nie spodziewałabym się takiego czynu po dziewczynie, ale do czego jest zdolny człowiek w niebezpieczeństwie. Nie mam pojęcia co dalej może się wydarzyć.. :> także czekam na kolejny rozdział ! :D Pozdrawiam :* /przewrotnosc-losu/
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawe !
OdpowiedzUsuńświetny blog ogólnie :D
jak masz czas zapraszam do mnie, w szczególności do zabrania udziału w konkursie ! ;)
http://anja-bloguje.blogspot.com/
pozdrawiam cieplutko ♥♥♥
Ooo nie spodziewałam się takiego rozwoju zdarzeń! Myślałam, że to będzie porządna babska pogadanka, ewentualnie jakaś scena z policzkowaniem :P a tu niespodzianka.. Anita jest słaba. Wyręcza się innymi, bo sama nie potrafi sobie z tą sprawą poradzić.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział! :)
Na pomackamy.blogspot.com pojawiła się ocena Waszego bloga, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńDwa tygodnie minęły, a ja odświeżam bloga jak pojebana :O *modli się, żeby rozdział był dzisiaj*
OdpowiedzUsuńSpokojnie, będzie. Charlize opublikuje jak wróci z wycieczki :D A ja muszę nadrobić zaległości na innych blogach :)
Usuń