Moje ciężkie powieki powoli się podnosiły. Obraz był lekko
rozmazany, tak jakby za mgłą. Poraziło mnie światło latarki, którą lekarz
świecił mi po źrenicach. Głowa niemiłosiernie bolała, prawdopodobnie mocno się
w nią uderzyłam. Stłuczone żebra również dawały mi popalić, a kaszel dodatkowo
doprowadzał mnie do szału. Byłam mocno osłabiona i moja lekkomyślność odwróciła
się przeciwko mnie. Niby mój wypadek nie był niczym poważnym, ale takie nagłe
zrywanie się z łóżka nie było mądrym posunięciem, zwłaszcza, że organizm
potrzebował trochę czasu na regenerację. Niechciane omdlenie było tego dowodem.
Złapałam się za czoło, kiedy doktor wyszedł z sali i rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Nadal leżałam w tej samej sali, co
wcześniej. Byłam sama. Przez chwilę zamroczona, próbowałam przypomnieć sobie,
co się stało i wtedy mój wzrok skupił się na zielonej teczce, leżącej na brzegu
mojej szpitalnej szafki. W jednej chwili przypomniałam sobie o wizycie
Radeckiego, a dodatkowym dowodem była płyta znajdująca się obok.
Spojrzałam na okładkę, na której widniała postać Mikołaja, trzymającego w ręku gitarę. Na czarno-białym zdjęciu wyglądał na skupionego, a jednocześnie rozmarzonego. Tak, jakby intensywnie myślał o czymś, co było dla niego ważne... Powiedziałabym nawet, że był zdeterminowany. Nie wiedzieć czemu, uśmiechnęłam się pod nosem, za co zganiłam się i szybko odłożyłam krążek na miejsce, chcąc odsunąć od siebie jego sylwetkę, która teraz krążyła mi w głowie, a poza tym ogarnęła mnie wszechmocna ciekawość, co takiego znajdowało się w tajemniczej teczce. Moje teksty? Moja muzyka? Odważyłby się nosić to ze sobą? A może szedł na spotkanie z Anitą i tylko po drodze do mnie wstąpił? Podniecenie sięgało zenitu. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co było w środku! Musiałam to sprawdzić! Już sięgałam osłabioną ręką w kierunku półki, ale przestraszona cofnęłam ją, kiedy do sali wpadł zmarnowany Artur. Na mój widok momentalnie się uradował i ożywił. W lewej ręce trzymał kubek kawy z automatu, a w powietrzu unosił się zapach kofeiny. Był lekko rozczochrany, a jego koszula strasznie się wygniotła. Uśmiechnęłam się sztucznie, cholera! Miał facet wyczucie chwili z tą niespodzianką z Mikołajem w roli głównej. Potrafił zaskoczyć i zrobić prawdziwe "bum", ale dziennikarze już tak chyba mają, prawda? Usadowił się wygodnie naprzeciwko mnie, zajmując tym samym drewniane krzesełko z obłamanym oparciem. Byłam mu wdzięczna za pomoc, jednak teraz myślałam tylko o tym, żeby otworzyć dokumenty piosenkarza.
Artur wziął łyk brązowego naparu, nie odrywając ode mnie swych przeszywająco niebieskich oczu. Czekałam na jego kolejny ruch, dokładniej okrywając się kołdrą. Nie chciałam, żeby patrzył na moją obleśną, nieświeżą bluzkę. Jedynie głowa wystawała spod nakrycia, ale z tego też nie byłam do końca zadowolona. Och, jak ja pragnęłam długiej, relaksującej kąpieli...
Spojrzałam na okładkę, na której widniała postać Mikołaja, trzymającego w ręku gitarę. Na czarno-białym zdjęciu wyglądał na skupionego, a jednocześnie rozmarzonego. Tak, jakby intensywnie myślał o czymś, co było dla niego ważne... Powiedziałabym nawet, że był zdeterminowany. Nie wiedzieć czemu, uśmiechnęłam się pod nosem, za co zganiłam się i szybko odłożyłam krążek na miejsce, chcąc odsunąć od siebie jego sylwetkę, która teraz krążyła mi w głowie, a poza tym ogarnęła mnie wszechmocna ciekawość, co takiego znajdowało się w tajemniczej teczce. Moje teksty? Moja muzyka? Odważyłby się nosić to ze sobą? A może szedł na spotkanie z Anitą i tylko po drodze do mnie wstąpił? Podniecenie sięgało zenitu. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co było w środku! Musiałam to sprawdzić! Już sięgałam osłabioną ręką w kierunku półki, ale przestraszona cofnęłam ją, kiedy do sali wpadł zmarnowany Artur. Na mój widok momentalnie się uradował i ożywił. W lewej ręce trzymał kubek kawy z automatu, a w powietrzu unosił się zapach kofeiny. Był lekko rozczochrany, a jego koszula strasznie się wygniotła. Uśmiechnęłam się sztucznie, cholera! Miał facet wyczucie chwili z tą niespodzianką z Mikołajem w roli głównej. Potrafił zaskoczyć i zrobić prawdziwe "bum", ale dziennikarze już tak chyba mają, prawda? Usadowił się wygodnie naprzeciwko mnie, zajmując tym samym drewniane krzesełko z obłamanym oparciem. Byłam mu wdzięczna za pomoc, jednak teraz myślałam tylko o tym, żeby otworzyć dokumenty piosenkarza.
Artur wziął łyk brązowego naparu, nie odrywając ode mnie swych przeszywająco niebieskich oczu. Czekałam na jego kolejny ruch, dokładniej okrywając się kołdrą. Nie chciałam, żeby patrzył na moją obleśną, nieświeżą bluzkę. Jedynie głowa wystawała spod nakrycia, ale z tego też nie byłam do końca zadowolona. Och, jak ja pragnęłam długiej, relaksującej kąpieli...
- Jak się czujesz? - zagaił Artur,
okazując mi tym samym troskę i współczucie.
Nie mogłam pojąć dlaczego tak zainteresował się losem obcej
dziewczyny. Może czuł się w jakimś stopniu odpowiedzialny, bo to on zabrał mnie
ze sobą do Warszawy? Możliwe... Zaczynałam mieć lekkie wyrzuty sumienia, że
przeze mnie tracił swój cenny czas.
- Bywało lepiej, ale nie będę
narzekać. - Machnęłam ręką, próbując rozluźnić atmosferę i trochę go uspokoić. -
Nadal tu jesteś? - westchnęłam, trochę zażenowana swoją nieporadnością.
- Cały czas, odkąd zemdlałaś -
potwierdził moje przypuszczenia. Złoty z niego facet. - Rozmawiałem z
lekarzem...
- Zaraz, zaraz -
przerwałam mu. - Przecież lekarze udzielają informacji tylko osobom z rodziny -
spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a moja wąska brew powędrowała do góry.
- Jestem dziennikarzem, wystarczy
jedno odpowiednio sformułowane pytanie i człowiek sam chce ci wszystko
opowiedzieć - mówił dumnym tonem głosu, puszczając mi oczko.
Faktycznie, może coś w tym było.
- Jesteś bardzo dobrym dziennikarzem -
stwierdziłam z aprobatą, a on butnie wypiął pierś do przodu.
Widać było, że kochał swój zawód i był zadowolony ze
swojego życia, chociaż wybrał żywot singla. Zresztą, samotny trzydziestolatek w
dzisiejszych czasach to norma, ale jednego mu zazdrościłam - mógł robić to, co
wychodziło mu najlepiej i co było jego życiową pasją. Ja nie mogłam... A
wszystko przez tych cholernych oszustów! Zacisnęłam
mocno zęby, by nie okazać rozdzierającej mnie od wewnątrz złości. Nie chciałam
wyładowywać swojej frustracji na nim.
-
Gdzie teraz mieszkasz? - zapytał nagle, onieśmielając mnie tym.
Przez chwilę zawahałam się, lecz co złego mogłoby mnie
spotkać z jego strony? Okazał mi tyle życzliwości, jak nikt inny, pomimo, że
znałam go tylko kilka tygodni. Chyba mogłam mu zaufać na tyle, by znał chociażby
mój adres. Odkąd tu przyjechałam był moim Aniołem Stróżem, to chyba dobre
określenie.
- W hotelu, dlaczego pytasz? - Chciałam się dowiedzieć jaki był jego cel.
- Zabieram cię do siebie, doktor
powiedział, że potrzebujesz opieki przez kilka dni, a poza tym będę miał na
ciebie oko i na pewno już więcej nie wpadniesz pod auto - wyjaśnił.
Halo, stop! Całkowicie mnie tym zaskoczył. Co to w ogóle za
propozycja? A raczej stwierdzenie, bo nawet nie śmiał dowiedzieć się jakie było moje zdanie na ten temat. A może ja wcale nie chciałam? Nie potrzebowałam? Kto
normalny bierze obcą dziewczynę pod swój dach? Cholera, nie jestem przecież
umierająca, a tylko lekko poobijana. Ludzie...
- Artur to nie jest...
- Nie dyskutuj, już postanowiłem - oznajmił głosem
nieznoszącym sprzeciwu. - Wiedziałem, że będziesz marudzić, ale pozwól sobie
pomóc. - Wlepił we mnie wzrok.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć, ale szczerze - nie podobało
mi się to... Nie byłam przyzwyczajona do takich gestów. Polubiłam go, był
zabawny, pomocny i inteligentny, jednak nasza znajomość na pewno nie była na
takim etapie, a poza tym po prostu trochę się bałam. Przecież Anitę znałam
dziewięć lat, a na końcu okazała się być naprawdę podła, jaką miałam pewność, że z
Arturem nie będzie tak samo, albo i jeszcze gorzej?
- Nie bój się, nie jestem psychopatą
- powiedział i oparł łokcie na swoich kolanach.
Doskonale wyczuł moje obawy, ale cała ta sytuacja mocno mnie deprymowała.
- Dlaczego mi pomagasz? - Obudziła
się we mnie ciekawość.
Czy miał z tego jakiś zysk? Nie sądzę... Lecz teraz już nic
mnie nie zdziwi tak naprawdę.
- Ponieważ uważam, że na to
zasługujesz. Widzę w tobie dobrą dziewczynę, ale trochę zagubioną - wyznał
szczerze, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Tak, Igę Stachowską zatkało. Albo raczej zabolało. Tak jak
ja wcześniej trafiałam w słabe punkty Radeckiego, teraz Artur wkuwał się w
moje. Czy byłam zagubiona? Raczej tak, ale nie sądziłam, że ktoś okaże mi
tyle serdeczności. Z góry przypuszczałam, że w Warszawie będę sama jak palec i
nikt nawet nie zechce ze mną rozmawiać. Tymczasem spotkałam na swojej drodze
bezinteresownego człowieka. Rzadkość, wyjątek, skarb...
- Zastanowię się nad twoją
propozycją, dobrze? - zapytałam.
Nadal
miałam wielki problem z oswojeniem się z myślą, że ktoś chce się mną
zaopiekować. Od śmierci mamy nikt tego nie robił, a dodatkowo to ja musiałam
zająć się załamanym ojcem. Ze szpitala miałam wyjść za jakiś dzień lub dwa. Nie
chciałam podejmować decyzji pochopnie, więc postanowiłam, że to przemyślę. Może
to miałoby jakieś plusy i sens. Chociażby to, że czynsz byłby na pół czy
rachunki i przede wszystkim na pewno nie czułabym się tak samotnie jak w
hotelowym pokoju. Naprawdę nie sądziłam, że może coś takiego zaproponować i
nawet nie przyszłoby mi to do głowy...
- Jasne - nie naciskał.
Uśmiechnął się delikatnie i umiejętnie zmienił temat. Przez
resztę jego wizyty nie wspominał już o tym i to mi się podobało. Trochę mnie
rozśmieszył, opowiadając mi o swoich studenckich przygodach, dzięki czemu
poznałam go także z innej strony, tej rozrywkowej. Czy Artur to ideał?
Widziałam w nim wszystkie cechy jakie powinien mieć prawdziwy mężczyzna.
Opiekuńczy, miły, mądry, zabawny, czarujący, przystojny... Mimo to potrzebowałam się zastanowić nad wspólnym mieszkaniem.
Przez jego wizytę całkowicie
zapomniałam o Radeckim i o zemście. Dziennikarz odwiódł moje myśli w zupełnie
innym kierunku i w sumie dobrze. Trochę się odprężyłam w jego towarzystwie, bo
już dawno tak dobrze z nikim mi się nie rozmawiało. Kiedy oznajmił, że musi już
iść, zrobiło mi się trochę szkoda, ale rozumiałam go. Miał swoje życie, a ja
byłam w nim tak potrzebna jak śnieg w lecie. Patrzyłam jak podniósł swoje cztery
litery i zmierzał do wyjścia. Spojrzałam odruchowo na jego tyłek i chyba właśnie
pożerałam go wzrokiem. No co, że jestem dziewczyną to nie mogę sobie trochę
popatrzeć? Zachichotałam demonicznie pod nosem. Artur odwrócił głowę i lekkim
głosem rzucił mi krótkie "do zobaczenia" na pożegnanie. Pomachałam mu, a
kiedy zniknął z mojego pola widzenia wszystko, co do tej pory mnie frasowało,
powróciło jak bumerang. Znowu skupiłam się na tajemniczych dokumentach i chęci
odkrycia prawdy, ale znowu ktoś mi przeszkodził. Tym razem przyszła salowa z kolacją. W normalnych okolicznościach nie najadłabym się za bardzo bułką i dwoma plasterkami szynki, ale przez leki nie odczuwałam wielkiego głodu.
Po skończonym posiłku wróciłam do teczki.
Ciekawość zżerała mnie od środka, czy tam naprawdę są moje teksty?
To, co zobaczyłam trochę zbiło mnie z
tropu, ale na pewno nie były to moje utwory. Za to mogłam przejrzeć gruby plik
szpitalnych dokumentów. Wypisy, przyjęcia, kosztowne recepty, zalecenia...
Kompletnie nic z tego nie rozumiałam. Przewracałam kartki tam i z powrotem, ale
bez powodzenia. Nie znalazłam tam nic, co przypominałoby chociaż moje utwory.
Spodziewałam się zupełnie czegoś innego i ni cholerę nie pasowało mi to do
Mikołaja. Przecież na pierwszy rzut oka było widać, że zdrowy z niego chłop.
Jaki więc to miało z nim związek? Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej, dokładnie
przejrzałam jeden z opisów lekarzy. Język i styl w jakim to było napisane
niezbyt do mnie przemawiał, gdyż nijak rozumiałam te medyczne zwroty.
Wolałabym, żeby ktoś jasno określił i wywalił kawę na ławę, gdyby coś mi
dolegało niż mącił w głowie jakimiś łacińskimi nazwami, których nie umiałam
nawet dobrze przeczytać. Jedyne czego się tam doszukałam to "mięsak
Ewinga" lub inaczej, ,"guz Ewinga". Przeraziłam się, gdy znalazłam
informację, dotyczące zaleceń o amputacji nogi i przyległych narządów. Czyżby
Radecki miał jakieś problemy z nowotworem? Mniej więcej domyślałam się na czym
polega ta choroba, ponieważ interesowałam się nowotworami, gdy i moja mama miała problemy zdrowotne, a o tej konkretnej przypadłości, której nazwę przed chwilą przeczytałam, usłyszałam chyba kiedyś, gdy oglądałam program na Discovery. Trochę mi to nie
pasowało i nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że może być chory. Przecież
ostatnio grał w jakimś meczu charytatywnym, żeby jeszcze bardziej podlizać się
i poprawić swój fałszywy wizerunek. Tam sprawiał wrażenie pełnego sił, a nie
umierającego, a wyniki badań, które trzymałam w ręku były dosyć poważne i
jednoznaczne. Może to jego kolejny chwyt marketingowy? Czytałam zaciekawiona
dalej, przewróciłam kartkę i zrobiłam wielkie oczy, kiedy zobaczyłam sumę za
pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym. Czy to możliwe, żeby kosztowało to tyle
pieniędzy? Ja przez całe swoje życie nie miałam tyle na koncie. Coraz bardziej
zaintrygowana, próbowałam doszukiwać się kolejnych informacji. Dorwałam wypis
ze szpitala, gdzie spodziewałam się znaleźć jakieś dane osoby, której to
wszystko dotyczyło, ale o dziwo nie znalazłam nawet żadnego imienia. Opcja z chwytem marketingowym odpadała, inaczej dokumenty byłby podpisane. Owszem, Mikołaj to wpływowy człowiek, a klinika chyba była prywatna, ale że ktokolwiek zgodził się na anonimowość dokumentów? To było dziwne, naprawdę dziwne...
***
Rozdział siódmy za nami.
Wiemy, że rozpoczął się rok szkolny i czasem brakuje już
sił na przeczytanie czegokolwiek, więc dziękujemy tym, którzy są. Rozdział jest jaki jest, ale obie mamy grypę, więc musicie wybaczyć...
Liczymy na szczere opinie, pozdrawiamy. :)
Liczymy na szczere opinie, pozdrawiamy. :)
Ach ta Iga, taka nieuważna. Dobrze, że jej stan się nie pogorszył, o to by dopiero było.
OdpowiedzUsuńArtur coraz bardziej mi się podoba. Tak, jak to określiłyście - Anioł Stóż z niego. Chyba dziewczyna mu się podoba, że chce ją zabrać do swojego mieszkania. Jakoś nie widzę tego, że ta pomoc jest bezinteresowna :P Coś mi tu śmierdzi :P
O co chodzi z tymi dokumentami??? Czy notatki dotyczą Mikołaja? A może Anity? Zaintrygowało mnie to... ;)
Pozdrawiam, życzę weny i szybkiego powrotu do zdrowia :* <3
Cuudowny rozdział ♥ Bardzo mi się podoba jak i całe opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na next i zapraszam do mnie. Mam nadzieję ,że wyrazisz tam swoje zdanie , bo na prawdę mi zależy.
OdpowiedzUsuńhttp://good-girls-love-bad-boyss.blogspot.com/
Jeśli nadal nie jesteś zainteresowana to zapraszam do obejrzenia zwiastuna. Mam nadzieję , że przypadnie ci on do gustu i zaciekawi .
http://www.youtube.com/watch?v=WZAji_QfEcM
Nie wiem o co cho, ale nie mogę się zalogować na konto swoje. Ogólnie kocham Artura bardzo mocno, całym moim malutkim serduszkiem. Narrację Igi też uwielbiam, ale to już wspomniałam nie raz pewnie :D Teczka, teczka... Ciekawe bardzo. W sumie to sama nie wiem co o tym myśleć. Kolejna zagadka :D Lubię zagadki, więc podoba mi się ten ruch, dziewczyny :D Wgl to miałam jakieś przeczucie, że dziś się coś pojawi, wchodzę i proszę. Idealnie :D Odnoszę wrażenie, że ten rozdział jest jakiś taki krótszy. Czekam na kolejny, wiadomo. I pozdrawiam cieplutko (na złość ten okropnej pogodzie!!!!!!!!!!!)
OdpowiedzUsuńMedoł z de hezitejt :D
Ah ta Iga.. nie ma lekko. ;< Chciała dobrze, a skończyło się na bolesnym upadku. Artur jest taki fajny i opiekuńczy.. z jednej strony zaskoczyła, a z drugiej ucieszyła jego propozycja dla dziewczyny. Myślę, że on chce dla niej jak najlepiej i jej nie skrzywdzi.. chociaż kto tam wie. Spotkanie z Mikołajem musiało nieźle namieszać jej w głowie i jeszcze ta teczka i te niezrozumiałe dokumenty. OJ dzieję się :D Pozdrawiam. /przewrotnosc-losu/
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, czy to ja zaginęłam w czasoprzestrzeni, czy Wy tak szybko dajecie nowe rozdziały xD W każdym razie miałam do przeczytania dwa i teraz zastanawiam się, o co chodzi Radeckiemu. Cóż, to że jest oszustem, to wiadomo, ale może właśnie knuje coś jeszcze. Wydaje mi się, że zostawienie teczki wcale nie było przypadkowo. Ba, wydaje mi się, że on może wiedzieć więcej niż Inga się spodziewa. To w ogóle trochę zastanawiające, że odwiedził w szpitalu jakąś dziewczynę, którą może spotkał wcześniej na przyjęciu, noale... hm, jakoś o wielkie serce bym go nie podejrzewała xD W ogóle on chyba udaje lepiej, niż się Indzie wydaje. Nie byłabym taka pewna na jej miejscu, bo może się okazać, że to on ma ją w garści, a nie ona jego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Jezu, Iga naprawdę powinna zadbać o swoje zdrowie. Musi przez kilka najbliższych dni odpoczywać i niczym się specjalnie nie denerwować, wtedy jakoś wszystko się ułoży. Trochę się przestraszyłam, kiedy zasłabła.
OdpowiedzUsuńArtur to faktycznie złoty człowiek. Teraz to ze świecą szukać kogoś, kto pomoże drugiej osobie zupełnie bezinteresownie. Facet nie tylko czekał, aż Iga się obudzi, ale również zaproponował, żeby z nim zamieszkała. Hm... Wydaje mi się, że ona mu wpadła w oko. A chociaż z jednej strony bardzo go polubiłam, z drugiej rozumiem obawy Stachowskiej: mimo wszystko to obcy facet, zawsze może tylko udawać takiego miłego.
Po tym, co Iga znalazła w teczce, przyszło mi do głowy, że to nie Mikołaj jest chory, a Anita. Może go szantażuje, chcąc, by opłacał jej leczenie w zamian za milczenie dotyczące kradzionych tekstów? Sama nie wiem.
Rozdział świetny, jestem bardzo ciekawa co będzie dalej :*
Och, takiego Artura to chyba każdy chciałby spotkać na swojej drodze, naprawdę nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest jakimś aniołem stróżem, który nagle spadł jej z nieba i postanowił się nią zaopiekować :))
OdpowiedzUsuńCo do Mikołaja, teczki, hmmm, nie mam pojęcia o co chodzi, nie będę zgadywać, bo pewnie i tak moje przypuszczenia będą błędne, więc zdam się na Was i poczekam na rozwój zdarzeń :)
http://when-the-night-gets-dark.blogspot.com/