Doskonale wiedziałam jak wygląda i jak zachowuje się
człowiek, który walczy z nowotworem. Obserwowałam moją mamę przez całą jej
straszliwą chorobę. Każdego dnia patrzyłam na tę nierówną, a
w konsekwencji przegraną walkę. Była wciąż piękna, ale gasła. Jej skóra
bladła, ciało traciło krągłości, zarysowując mocniej kości, dłonie i nogi
słabły. O poranku na poduszce zostawały coraz bardziej gęste pukle włosów, a
oczy miała dziwnie zamglone. Z czasem zabrakło jej sił nawet na uśmiech. Przez
ostatnie dwa tygodnie nic już nie mówiła. Czasem tylko kaszlała, co sprawiało
jej niesamowicie ogromny ból. W kącikach oczu gromadziły się łzy. Rak krtani
dał przerzuty na płuca, nie miała szans. Trudno mi było się z tym pogodzić, ale
nie było innego wyjścia.
Znałam to wszystko doskonale, więc nie mogłam uwierzyć w
chorobę Radeckiego. Niemożliwe, żeby tak wspaniale się maskował. Koncerty,
wywiady, publiczne wystąpienia… Wszędzie było go pełno i ani razu nie zrobił
niczego niestosownego, niespodziewanego, czegoś, co mogłoby wzbudzić
jakiekolwiek podejrzenia. Praktycznie stale go obserwowano, więc kiedy niby
miałby się leczyć? To niemożliwe. A jednak, w sercu Igi Stachowskiej wzbudziła
się mała iskierka niepokoju. Może współczucia? Nie, bez przesady. Po prostu się
zastanawiałam. A jeśli choroba jeszcze nie była zaawansowana? Dokumenty raczej wskazywały na to, że już trochę to trwało. Był moim wrogiem,
parszywym kłamcą i nic go nie usprawiedliwiało. Zdarzały się momenty, gdy
wszystko we mnie wrzało i miałam wielką, wręcz przeogromną ochotę go zamordować.
Wzięłabym siekierę, poćwiartowałabym jego ciało na drobne kawałeczki,
nasyciła się widokiem krwi, a na końcu podpaliła… Tylko, czy rzeczywiście byłam
do tego zdolna? Zawsze ceniłam ludzi, ale oni nie cenili mnie. Byłam dobra i
nie okazało się to opłacalne. Żyłam marzeniami, wierzyłam w przyjaźń i
brutalnie doświadczyłam zdrady. Wystarczyła jedna chwila, abym stłamsiła w
sobie wszystko, czym się kierowałam, co budowałam. Nie chciałam współczuć
Mikołajowi. Bez skrupułów zniszczył moją duszę. Powinnam chyba odwdzięczyć się
tym samym. Powinnam, ale mimo to nie życzyłam mu choroby. Zresztą, może wcale nie chodziło o niego, tylko o kogoś z jego bliskich?
Zbyt wiele myślałam o tej teczce, o szpitalnych
dokumentach, o nim. Należałoby spojrzeć na to z dystansu, dać wytchnienie sercu
i głowie, bo byłam bliska szaleństwa. Artur widział, że coś się ze mną działo,
lecz nie zadawał zbyt wielu pytań. Pewnie sądził, iż zastanawiam się nadal nad
jego propozycją. Nie miałam za bardzo czasu, a może chęci, by rozważać za i
przeciw wspólnego mieszkania, dlatego niespodziewanie dla samej siebie, i
już na pewno dla niego, zgodziłam się. Jeszcze ten jeden raz postanowiłam komuś
zaufać. Byłam w kiepskiej sytuacji. Czułam się dość słabo, często bolała mnie
głowa, a Artur miał mieszkanie w centrum, skąd było o wiele bliżej do kawiarni,
gdzie pracowałam. Szefowa, choć wydawała się przemiłą kobietą, wydzwaniała do
mnie nieustannie, pytając kiedy wracam. Bałam się, że zostanę zwolniona, ale na
szczęście nadal czekała. Ucięła mi pensję za wszystkie dni nieobecności, co było logiczne, ale na
pewno nie polepszało mojej sytuacji materialnej. Na szczęście miałam jeszcze
oszczędności mamy, ale wolałam zostawić je na czarną godzinę.
Siedziałam w samochodzie, czekając aż Artur załatwi jakąś
sprawę w wydawnictwie. Potem mieliśmy pojechać do jego mieszkania. To dziwne,
ale stresowałam się. No cóż, najwyżej wyskoczę przez okno i zwieję gdzie pieprz
rośnie, jeśli okaże się, że to była najgorsza decyzja w moim życiu. Wzięłam
głęboki oddech i wygrzebałam z kieszeni spodni telefon komórkowy. Przejechałam
kciukiem po ekranie Nokii, odblokowałam klawiaturę i weszłam w kontakty.
Nacisnęłam literkę T i zawahałam się. Nie odzywałam się do taty od dobrych
kilku dni, nie powiedziałam mu nawet o wypadku i nie miałam zbyt wielkiej
ochoty z nim rozmawiać. Nie dlatego, że mnie nie obchodził, ale za bardzo
tęskniłam… Jego smutny głos zawsze dobitnie ranił moje serce, a musiałam być
silna. Wiedziałam jednak, że się martwi i ja też się martwiłam. Nacisnęłam
zieloną słuchawkę i przyłożyłam przedmiot do
ucha, przegryzając nerwowo wargi.
- Halo – usłyszałam po krótkiej chwili, a to jedno słowo
było totalnie wypełnioną poczuciem ulgi. Czekał na mnie.
- Cześć, tato – odpowiedziałam szybko i trochę
beznamiętnie, choć wewnątrz mnie wszystko drżało. – Zadzwoniłam zapytać, jak
się czujesz? Wszystko w porządku?
- Po staremu – odparł nieśmiało i chrząknął. – A u ciebie?
Radzisz sobie?
- Tak. Nie musisz się o nic martwić – zapewniłam,
siląc się na radosny ton, by być bardziej przekonująca. – A babcia do ciebie
zagląda?
- Tak, była nawet wczoraj – rzucił krótko i odniosłam
wrażenie, że nie czuł się zbyt komfortowo w naszej rozmowie.
- Cieszę się – ucięłam swobodnie.
Tysiące razy pragnęłam usiąść na kanapie, gdy czytał
poranną gazetę i zwyczajnie się do niego przytulić. Chciałam usłyszeć jak mówi,
że straszliwie mnie kocha, może nawet że przypominam mu mamę. Chciałam otrzeć
łzy, które ronił skrycie za każdym razem, kiedy ściskał w dłoniach jej zdjęcie.
Chciałam z nim porozmawiać, opowiedzieć mu o tym, co dobre i złe, o wszystkim,
a potem wysłuchać jego serca. Chciałam… Ale to wszystko działo się tylko w
mojej głowie. Zawsze. Nie umieliśmy ze sobą przebywać, a tym bardziej
rozmawiać. On miał swój świat, ja swój. Rozdzieliliśmy się murem i każdego dnia
dokładaliśmy do niego kolejną ciężką cegiełkę. Nie wiedziałam, czy mu zależy,
by cokolwiek zmieniać, dlatego przestałam o to zabiegać.
Zapadła cisza. Słyszałam tylko jego delikatny oddech, który
wstrzymywał co jakiś czas. Tak jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie
robił tego. Ja też milczałam, będąc nad wyraz spokojna. Czułam coś dziwnego w
sercu. Jakby niewidzialna dłoń drapała mnie w środku, kalecząc coraz mocniej.
Nie zamierzałam dłużej tego ciągnąć, więc pożegnałam się z tatą i szybko się
rozłączyłam. Ścisnęłam telefon, czerwieniąc się z emocji, które
kotłowały się wewnątrz. Nie umiałam ich nawet nazwać. Schowałam komórkę do kieszeni
i założyłam włosy za uszy, modląc się w duchu o siłę. Nie mogłam być słaba, ani
na moment. Przyjechałam do Warszawy odzyskać siebie, a nie totalnie rozklejać.
Gdyby po twarzy spłynęła mi chociaż jedna łza, chyba poczułabym ulgę, ale w tym
momencie coś mnie blokowało.
Uchyliłam okno w samochodzie, wpuszczając do środka masę
świeżego powietrza, które chwilowo mnie orzeźwiło. Przymknęłam na kilka sekund
oczy, a do moich uszu dotarł zgiełk i hałas warszawskiego życia. Nie znałam
stolicy, nie miałam nawet pojęcia na jakiej ulicy się zatrzymaliśmy. Znajdowało
się tutaj kilka wysokich biurowców, parę restauracji i elegancki hotel. Artur
był w wydawnictwie, a ono mieściło się w budynku o dość dużych rozmiarach. Jego
ściany całkowicie wypełniały okna, w których odbijał się widok z zakorkowanej
ulicy. Chodnikiem szło wielu ludzi. Faceci w garniturach i kobiety ubrane w
stroje za moją miesięczną pensję. Ja odwiedzałam fryzjera dwa razy w roku, one
chyba dwa razy dziennie. A wizyty u kosmetyczki? Zainwestowałam w pęsetkę do regulacji brwi,
od czasu do czasu nałożyłam na twarz krem nawilżający i od lat używałam tego
samego czerwonego lakieru do paznokci, i nie miałam potrzeby wsadzania sobie w
oczy ogórków, albo smażenia się w solarium. Te wszystkie kobiety ukrywały
swoje niedoskonałości za mocnymi makijażami i poprawiały figurę, zakupując
push-upy albo majtki wyszczuplające. Owszem, należało o siebie jako tako dbać,
ale one często wyglądały bardziej nienaturalnie niż te wszystkie manekiny ze
sklepów, które zdarzało mi się mylić z żywymi istotami.
Zauważyłam, że Artur wyszedł z budynku w towarzystwie jakiejś kobiety. Nie wyglądał na zadowolonego. Marszczył brwi, nerwowo drapał się po tylnej części głowy i przystępował z nogi na nogę. Ona też nie wydawała się zbyt radosna. Gestykulowała dłońmi, na jej nadgarstku brzęczała olbrzymia bransoletka i coś mu tłumaczyła. Na moje oko była w podobnym wieku do Arcziego. Miała krótkie, farbowane na ostry blond włosy, które dziwnie ulizała do tyłu. Jej mocno zarysowane brwi marszczyły teraz niskie czoło, rozszerzając mocniej tęczówki i dodając niezwykłego uroku okrągłej twarzy, małemu nosowi i wąskim ustom. Miała coś w sobie, a ponadto była dość zgrabna. Ładnie prezentowała się w długiej czarnej spódnicy i beżowej bluzce z kwiecistym wzorem, okrytej szarym bolerkiem. Piersi też jej nie brakowało. Tylko z tą złością i grymasem nie było jej do twarzy. Obserwowałam ich przez całą wymianę zdań, ale hałas sprawił, że nie usłyszałam ani słowa. Artur zarzucił na ramię swoją sportową torbę, machnął ręką, a ona weszła z powrotem do budynku. Stał jeszcze chwilę, chcąc się chyba uspokoić, po czym wymusił uśmiech i spojrzał na moim kierunku. Wsiadł do auta, ja zasunęłam szybę i patrzyłam na niego. Rzucił ze złością torbę na siedzenie z tyłu i kompletnie nie przypominał tego opanowanego człowieka, którego zdążyłam poznać.
Zauważyłam, że Artur wyszedł z budynku w towarzystwie jakiejś kobiety. Nie wyglądał na zadowolonego. Marszczył brwi, nerwowo drapał się po tylnej części głowy i przystępował z nogi na nogę. Ona też nie wydawała się zbyt radosna. Gestykulowała dłońmi, na jej nadgarstku brzęczała olbrzymia bransoletka i coś mu tłumaczyła. Na moje oko była w podobnym wieku do Arcziego. Miała krótkie, farbowane na ostry blond włosy, które dziwnie ulizała do tyłu. Jej mocno zarysowane brwi marszczyły teraz niskie czoło, rozszerzając mocniej tęczówki i dodając niezwykłego uroku okrągłej twarzy, małemu nosowi i wąskim ustom. Miała coś w sobie, a ponadto była dość zgrabna. Ładnie prezentowała się w długiej czarnej spódnicy i beżowej bluzce z kwiecistym wzorem, okrytej szarym bolerkiem. Piersi też jej nie brakowało. Tylko z tą złością i grymasem nie było jej do twarzy. Obserwowałam ich przez całą wymianę zdań, ale hałas sprawił, że nie usłyszałam ani słowa. Artur zarzucił na ramię swoją sportową torbę, machnął ręką, a ona weszła z powrotem do budynku. Stał jeszcze chwilę, chcąc się chyba uspokoić, po czym wymusił uśmiech i spojrzał na moim kierunku. Wsiadł do auta, ja zasunęłam szybę i patrzyłam na niego. Rzucił ze złością torbę na siedzenie z tyłu i kompletnie nie przypominał tego opanowanego człowieka, którego zdążyłam poznać.
- Wszystko w porządku? – zapytałam, widząc jak jego klatka
piersiowa podnosi się miarowo, ale zdecydowanie za szybko. Zacisnął pięść i
uderzył nią o karoserię. Warknął przez zęby. Był wściekły? Chyba rozczarowany,
tak jakby obudził się w nim żal i coś go mocno zabolało. Odwróciłam wzrok,
będąc nieco przestraszona. Totalnie inna twarz. Może jednak powinnam spieprzać
do hotelu? Nie odpowiedział. Uruchomił silnik i całą drogę milczał. Zerkałam na
niego ukradkiem. Może mi się tylko zdawało, ale chyba nawet uronił łzę. Serce
łomotało mi jak oszalałe, bo nie miałam pojęcia, czy on za moment nie wybuchnie
i kogoś nie zamorduje. Czy ja też wyglądałam tak przerażająco, gdy byłam
wściekła? O losie, przecież ja była wściekła cały czas.
Wpuścił mnie do swojego mieszkania pierwszą. Czułam się
przytłoczona, ale wnętrze trochę mnie rozweseliło. Odzwierciedlało tę miłą
stronę Artura. Dużo kolorów, przestrzeni, światła. Zielone meble w kuchni,
która łączyła się z salonem, gdzie stała brązowa kanapa z trzema wielkimi
pufami, a w centrum znajdowała się szklana ława. Na ścianie wisiał plazmowy
telewizor, nieco dalej stał regał z książkami, zegar z drewnianą tarczą i barek
wypełniony po brzegi różnymi trunkami. Na korytarzu kremowe ściany
przyozdabiała wielka mapa świata, a w kącie stała ogromna szafka z
czasopismami, gazetami, magazynami. W mieszkaniu ponadto były jeszcze dwa
pokoje. Jego sypialnia, do której jednak nie zajrzałam i mój mniejszy pokój z
tapetą w kolorze fiołkowym. Łóżko było dość duże i okryte białą pościelą, a w
kącie znajdowała się komoda, na której stało radio, obok pojemnik z płytami.
Pewnie muzyki Mikołaja mi nie zabraknie nawet tutaj.
Rozpakowałam część swoich rzeczy, ale czułam się nieco zmęczona
i marzyłam o gorącej herbacie. Udałam się do kuchni, a Artur siedział na
kanapie i popijał whisky. Zatrzymałam się na moment i podeszłam bliżej. Nie
czułam się zbyt swobodnie, dlatego nie miałam odwagi by sama poczęstować się
alkoholem, a poza tym dopiero co wyszłam ze szpitala i procenty raczej nie były
wskazane. Usiadłam obok niego i spojrzałam w laptop, który stał otwarty na
ławie. Zobaczyłam na ekranie zdjęcie tej samej kobiety, z którą rozmawiał przed
wydawnictwem. Nie wiedziałam co myśleć. Artur wstał, wziął z barku drugą
szklankę, ale nalał mi wody mineralnej i podał mi ją do ręki. Stuknęliśmy się i
zamoczyliśmy usta w napojach. Kolejny etap zaliczony – prawie nieznajomy facet
pije jak nawiedzony w moim towarzystwie. Siedzieliśmy chwilę w ciszy,
wsłuchując się jedynie w tykanie zegara.
- To przez nią pijemy? – zapytałam, wskazując ruchem głowy
w stronę zdjęcia wyświetlonego na ekranie. Skinął głową, a po chwili wziął
głęboki oddech, kreśląc ruchy palcem po obrzeżach szklanki.
- To Ewa – odparł i wiedziałam, że wytłumaczy mi całą tę
sytuacją. – Moja była.
- Nie wspominałeś o niej wcześniej – zauważyłam słusznie.
Artur był uczuciowym i dobrym facetem. Wydawało mi się, że był zbyt pochłonięty pracą i może dlatego niezbyt dużo mówi o życiu uczuciowym. Zaskoczył mnie.
- Bo zawsze wydaje mi się, że jak nie będę o niej mówił, to
nie będę o niej myślał – odpowiedział, a ten tekst zaleciał mi romantycznym
kiczem z seriali. No dobrze, te słowa były ładne. – Wiesz, Iga, wolałbym jej
nie spotykać, a tymczasem ona przeniosła się do mojego wydawnictwa i będzie
pracowała w tej samej sekcji.
- Ale… Może zrobiła to
ze względu na ciebie? – zasugerowałam delikatnie,
nie mając pojęcia w czym tkwiło sedno tej sprawy.
Znałam za mało szczegółów.
- Chyba bardziej żeby zrobić mi na złość – prychnął i
roześmiał się pobłażliwie, upijając kolejny łyk whisky. – Była osobą, której
ufałem najbardziej na świecie, wiesz? Wykręciła mi wiele świństw i nawet nie
potrafię jej nienawidzić.
Mój umysł przywołał obraz Anity. Doświadczyłam czegoś
podobnego, ale… Ja płonęłam nienawiścią, zionęłam gniewem. Gdyby teraz stała
obok, chciałabym jej skręcić kark, cokolwiek, byleby cierpiała.
- Ludzie często nas krzywdzą – odparłam, chcąc jakoś dodać
mu otuchy, lecz sama nie znajdowałam żadnego pocieszenia od dłuższego czasu. –
Co ona ci zrobiła? Jeśli mogę wiedzieć.
- Miałem przyjaciela, najlepszego, od dziecka. Wszystko
robiliśmy razem, też był dziennikarzem. Wyjechał za granicę, wtedy poznałem
Ewę, byliśmy razem ponad dwa lata, on wrócił… No i wiesz, no… - Głos mu się
trochę załamał, naprawdę mocno to przeżywał. Domyślałam się już puenty tej
historii…
- Ok, rozumiem – przerwałam troskliwie, kładąc mu dłoń na
ramieniu. Zerwał się i zamknął laptopa, prostując plecy. Musiał coś ze sobą
zrobić, aby totalnie się nie rozkleić. To było dość dziwne. Nie bardzo
wiedziałam, co mogę mu powiedzieć.
- Pieprzyć im się zachciało w moim mieszkaniu. Czasem
myślę, że zrobili to specjalnie, żebym się dowiedział, bo żadne z nich nie
miało odwagi mi powiedzieć. I teraz będę musiał na nią codziennie patrzeć, jak
nosi na palcu ten zasrany pierścionek od niego, będę udawał, że mnie to nic nie
obchodzi, że mi przeszło, a potem dostanę zaproszenie na ślub, usiądę w
pierwszej ławce i będę im sypał ryż, jak będą wychodzić rozchichotani z
kościoła – wybuchnął, gestykulując i co jakiś czas zmieniając ton głosu. Od
złości, poprzez żal, do rozpaczy. Wytrzeszczyłam na niego oczy i przełknęłam ślinę.
Miał w sobie tak wiele krzywd, tak wiele cierpienia. Rozumiałam
częściowo jego ból. Wiedziałam, czym była zdrada, nie chodziło tu o fizyczność,
ale o sam fakt, że zawiodła cię osoba, której ufałeś najbardziej na świecie,
która była tak naprawdę właśnie twoim światem. On miał podwójne zranienie, jego
dziewczyna i przyjaciel. Tylko dlaczego tak spokojnie na to wszystko patrzył?
- Nigdy nie… nie myślałeś o zemście? – zapytałam ostrożnie, będąc po prostu ciekawa, czy kiedykolwiek przeszło mu to przez głowę.
- Co? – rzucił niedbale i westchnął. – A co by zmieniło to,
że bym się zemścił? Zemsta jest dla słabych, przyniesie ci ulgę na chwilę, a
potem…
Zaniemówiłam. Nieświadomie zjechał mnie na całej linii. Nie
chciałam wierzyć, że miał rację. Bo i po co? Zemsta była moim celem, jedynym na
razie. Co innego mogłabym zrobić, aby poczuć ulgę? Aby i oni cierpieli tak jak
ja? Usunąć się w cień, całe życie być ofiarą? Nie, to nie dla mnie. Może Artur
miał inny charakter, może tego nie potrzebował, ale bez zemsty czuł się niby
lepiej? Wystarczyło jedno spotkanie z nią, by wszystko do niego
wróciło. A gdyby dał jej popalić, miałby powód do satysfakcji.
- Jesteś za dobry, Artur – stwierdziłam pewnie, kręcąc z
niedowierzaniem głową. – Ona nie miała oporów, żeby cię krzywdzić.
- Bo nigdy mnie nie kochała – odparł szybko i usiadł z
powrotem na kanapie.
Tak, a ty ją kochaj dalej. Adoruj w swojej głowie i
pielęgnuj w sercu. To na pewno znacznie lepsze niż zemsta… Ech, takich ludzi,
takich dobrych, bezinteresownych nie było zbyt wielu na świecie. Ba, może Artur
stanowił jeden przypadek na miliard. Tylko, że ludzie na tej planecie
zapomnieli, że należy się szacunek dla dobra, jakaś krzta wdzięczności.
Zrobiło się poważnie, wesoły i uśmiechnięty zawsze Arczi
zatapiał smutki w alkoholu i zwierzał się Idze Stachowskiej. Oboje mieliśmy w
sobie coś idiotycznie naiwnego. Zaufaliśmy sobie, totalnie się nie znając.
Bałam się tego jak cholera. Zamierzałam mu powiedzieć, że może to nie czas na
takie głębokie rozmowy, chociaż pewnie czegoś takiego potrzebował, zbyt długo
dusił coś w sobie. Nie zrobiłam jednak tego, bo jego telefon się rozdzwonił.
Sięgnął ręką po komórkę i odebrał.
-
Tak? Słucham. Rzeczywiście – zaczął mówić i tak
jakby się rozpromienił. – Jasne, nie ma problemu.
Oderwał telefon od ucha i uśmiechnął się, wyciągając
przedmiot w moją stronę. Posłałam mu pytające spojrzenie, a on wyszczerzył zęby
i szepnął:
- Do ciebie. Nie uwierzysz, Mikołaj Radecki dzwoni i
twierdzi, że masz coś, co należy do niego.
Serce wyrwało mi się z piersi. O,
ironio! Owszem, miałam jego teczkę, ale on miał moje teksty.
Chciał, żebym oddała mu coś, co sam zostawił. Musiałam jakoś to wykorzystać.
***
Ten rozdział wydaje nam się ciut inny niż pozostały, ale
jest ok. Jak widać Artur też ma swoje przeżycia. Poza tym nastąpiło tutaj
zderzenie dwóch opinii na temat zemsty. Jak sądzicie kto ma więcej racji, Iga
czy Artur? :) W kolejnych rozdziałach będzie się działo. Czasu na pisanie coraz
mniej, ale może damy radę! Trzymajcie się!
Szczerze mówiąc, ja też nie sądzę, aby to Mikołaj był chory. Nawet bez tego, co myślała sobie Iga, porównując zachowanie Radeckiego z tym, co działo się z jej mamą. Chłopak sprawia wrażenie zdrowego, no ale kto powiedział, że w tej teczce są wyniki JEGO badań...
OdpowiedzUsuńTak właśnie czułam, że Iga zgodzi się jednak zamieszkać z Arturem, w sumie nie miała innego wyjścia. Ja tam ufam temu facetowi, może niesłusznie, bo przecież Anita była kiedyś świetną przyjaciółką, a okazała się zdzirą, ale po prostu nie sądzę, by Arczi był zdolny do zrobienia komuś krzywdy, przynajmniej nie umyślnie. Ta sprawa z jego byłą dziewczyną... Cóż, w oczach Igi Ewa wydała się bardzo ładna i tak dalej, ale ja od samego początku wzięłam ją za zołzę. Jak widać się nie pomyliłam. Zdradzała go z jego najlepszym kumplem, nawet chce za niego wyjść - przecież to podłe! A teraz będzie pracowała dokładnie tam gdzie Artur. Ja bym chyba szału dostała.
Prawdę powiedziawszy w kwestii zemsty jestem bardziej po stronie Artura. Nie lubię żadnych intryg i nie uważam, by zemszczenie się było dobrym sposobem na rozwiązanie jakiegoś konfliktu. Taką mam chyba naturę. jednocześnie rozumiem główną bohaterkę; została tak perfidnie oszukana i okradziona, być może na jej miejscu również zachowywałabym się podobnie, kto wie.
Rozdział jak zawsze świetny. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy <3
Zaskoczyła mnie długość tego rozdziału - jak dobrze jest czytać tak ługi teks jednym tchem :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Iga się zgodzi zamieszkać z Arczim :) Myślę, że dobrze zrobiła. Jest godny zaufania i jak widać - sam ma problemy, bo ktoś go oszukał. To pewnie go skłoniło do pomocy dziewczynie :)
Co do tej teczki... Nie wiem o co o tym myśleć. Opis choroby matki, a stan Radeckiego nie trzymają się kupy...Może to kolejny chwyt Mikołaja, aby dorobić się więcej na "tragedii", a potem jeszcze więcej na cudowny,m wyzdrowieniu?? Kto wie ;)
Co do Ewy... cóż... od razu mi się nie spodobała. Szkoda mi Artura. Będzie męczył się tuż u jej boku... :(
Czekam na kolejną część :) <3
Przepraszam, że czytam dopiero teraz, ale ostatnio urwanie głowy miałam. Ja zawsze chętnie wracam na tego bloga. Rozdział faktycznie jest nieco inny, a to dlatego, że braknie tu żartów Igi i jej nienawistnych, ironicznych uwag. Co jak co, ale rozmowa z Arturem jest świetna. Cholernie mocno mi się podoba. Szczególnie wypowiedź Arcziego o "Nieświadomie zjechał mnie na całej linii." Było tutaj wiele momentów, w których kręciłam głową i wzdychałam. To opowiadanie jest cholernie prawdziwe i za to Was, dziewczyny kocham. Nie dajecie nam złudnej historii, tylko coś, co mogło się wydarzyć naprawdę. Realistyczne opowiadania są najlepsze. Radeckiego wciąż nie lubię, w ogóle on wydaje się być niczego nieświadomy albo jakby drażniło go czasem poczucie winy odnośnie tego, co wraz z Anitą uczynili (piszę to bazując na wspomnieniach z poprzedniego rozdziału), a tak w sumie to cholera go wie co się dzieje w jego głowie! Jest najbardziej zagadkową postacią. Za to Artura uwielbiam całym serduszkiem i będę to pisać pod każdym kolejnym postem. Jest przekochany. Ale tak to zazwyczaj bywa. Jeśli jest się za dobrym dla innych i wciąż robi się coś dla innych ludzi to w zamian dostaje się zło, że tak powiem. Pozwolę sobie też przytoczyć cytat z pioseneczki jednej "And the more I give, the less I get". Ehh.. Odbiegłam, odbiegłam od tematu. No nic, laseczki, czekam jak zwykle z niecierpliwością na dalszy ciąg i kurewsko nie potrafię się doczekać pojawienia się Anity, ale szczerze podejrzewam, że prędko się to nie stanie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Ha, trudno się z Arturem nie zgodzić z tą zemstą. A skoro był lekko rozjuszony, a w dodatku nie stronił od whisky, to jest pewność, że mówił szczerze. Także wcale się nie dziwię Idze, że zrobiła się malutka. Tak właściwie to rzeczywiście ta zemsta może przynieść ulgę tylko na trochę, a w dodatku Iga mogłaby wplątać się w jakąś aferę i trafić na świecznik, a wątpię, aby właśnie tego chciała.
OdpowiedzUsuńCo do samego Mikołaja, zaczynam się zastanawiać, czy on jest jakimś tępakiem, czy może ma jakiś plan. Chociaż z drugiej strony nie ma tego złego, Iga może znowu się z nim spotkać i coś się wyjaśni ;> Zobaczymy ;)
Pozdrawiam!
Takiego Artura to ze święcą szukać. Nie wielu jest ludzi, którzy właśnie tak myślą o osobie, która ich skrzywdziła. Co do Mikołaja to jestem strasznie ciekawa o co wg chodzi. ;d
OdpowiedzUsuń