piątek, 27 września 2013

Rozdział dziewiąty

Radecki, Radecki, Radecki... Mój ostatni dzień chorobowego przeleżałam na kanapie, myśląc cały czas o nim i o tym, że mieliśmy się spotkać dzisiaj wieczorem po jego wystąpieniu w publicznej telewizji. Zastanawiałam się czy powinnam dalej udawać nieświadomą niczego, głupiutką dziewczynę z małego miasteczka. Czy powinnam się przymilać, a może od razu wbić mu sztylet prosto w serce? Kusząca myśl, ale nie. Musiałam to rozegrać inaczej, z większym polotem tak, żeby było bardziej dramatycznie, gdy z nim skończę. Rozmowa z Arczim właściwie wiele mnie nie nauczyła. Nadal pragnęłam zemsty na tym draniu. Nie wiedziałam nawet czy to nadal przez utratę cząsteczki siebie i moich piosenek, czy po prostu chciałam go za wszelką cenę zniszczyć, bo tak. Może i były inne rozwiązania, ale ja nie chciałam o nich myśleć. Postawiłam na zemstę i koniec. Przecież podobno była słodka...
Mój współlokator od razu zauważył, że jestem jakaś nieobecna. Wlepiałam pusto swoje ślepia w sufit obłożony kasetonami i machałam bezradnie ręką, opuszczoną tuż za oparcie sofy. Moje myśli nadal krążyły w okół osoby Mikołaja. Początkowo Artur przez chwilę krzątał się po kuchni, ale zaraz potem poczułam, że przesuwa moje nogi i wciska się na miejsce obok mnie. Przeniosłam niechętnie na niego wzrok i zauważyłam, że przygląda mi się badawczo. Na nosie miał założone okulary ze srebrną oprawą, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Nie zdawałam sobie sprawy, że ma jakieś problemy z oczami. Na jego nogach spoczywały ciemne dżinsy, a klatkę opinała czerwona koszula w kratę. Na prawej ręce widniał srebrny, gustowny zegarek, a w powietrzu unosił się zapach jego anyżowych perfum. Wystroił się do pracy jak stróż w Boże Ciało i to pewnie dla tej podłej laski, jak jej tam, Ewa o ile dobrze zapamiętałam. Właśnie dlatego nie uważałam, że zemsta jest dla słabych. Gorsze było użalanie się nad sobą i sprawianie pozorów, że nam to nie przeszkadza. Przynajmniej w tamtym momencie tak mi się wydawało... Gdyby od razu dał w pysk temu swojemu kumplowi od siedmiu boleści, na pewno poczułby się o niebo lepiej. Taka bezczynność wcale nie była lepsza. Nie chciałam się jednak odzywać i poruszać lepkiego tematu. Widocznie mieliśmy trochę inne poglądy, ale to właściwie nie miało dla mnie znaczenia. Artur nadal wpatrywał się we mnie z lekkim, podejrzanym uśmieszkiem i chyba nie wiedziałam, o co mu chodziło. Czyżby tak się cieszył na spotkanie z byłą, a może coś innego poprawiło mu humor?
- No co? - nie wytrzymałam w końcu jego nieustępliwego spojrzenia.
          No już, gadaj co tam sobie znowu wymyśliłeś.
- O czym myślisz? - zapytał i skrzyżował ręce na klatce, co uwydatniło jego biceps. 
Yyy... Jak to o czym? Planuję mord znanego piosenkarza, nie wiesz? Jego pytanie kompletnie mnie zdezorientowało w pierwszej chwili. Dociekliwość jak na dziennikarza przystało tylko, że ja nie mam interesującego życia, które mógłby opisać w gazecie. 
- W sumie to o niczym - skłamałam. 
Przecież nie powiedziałabym mu tego wszystkiego, po co, żeby mnie wyśmiał? Jakie to było skomplikowane... Artur, proszę cię, idź już do tej pracy.
- A mnie się wydaje, że coś ci siedzi w głowie - zrobił zamyśloną minę i zaczął drapać się pokazowo po brodzie.
- No popatrz, to oświeć mnie - teatralnie uniosłam dłonie ku górze.
- Właściwie to ktoś, a nie coś - powiedział widocznie zadowolony z siebie. - Masz rację, Radecki to całkiem spoko gość - pokiwał twierdząco głową. 
         Że co!? Czy on sobie myślał, że ja, że... Ech! Ten piosenkarzyna nie ma nic wspólnego ze ''spoko gościem'' i podejrzewałam, że nawet koło takiego nie stał. Przecież on wydawał mi się taki zadufany w sobie i na dodatek był złodziejem! Nie interesowała mnie głębia jego oczu, przecudowny uśmiech, zmysłowy głos i inne takie pierdoły! Próbowałam stłamsić w sobie te nerwy, które wywoływał u mnie sam dźwięk jego nazwiska. 
- Artur, tym razem twój zmysł dziennikarza się myli i to grubo - odpowiedziałam dosadnie. 
- Czyżby? - uniósł pytająco brwi do góry, a jego czoło pokryły lekkie zmarszczki.
- Czyżby! - powtórzyłam groźnie. 
         Zauważyłam, że mój idealny Arczi czasem lubił sobie mnie podenerwować tak bez powodu, ale teraz nie miałam ochoty na takie zabawy. Jeśli w grę wchodził Mikołaj, to o żartach nie było tu mowy i do śmiechu też mi nie było.
- Aha i to pewnie nie dlatego, że się dzisiaj wieczorem z nim spotykasz, na twoim łóżku leży krwistoczerwona sukienka z mega dekoltem? - podparł brodę swoją ręką, posyłając mi dwuznaczne spojrzenie, które doprowadzało mnie do szału. - Ale powiem ci, że jest bardzo ładna, na pewno mu się w niej spodobasz - kontynuował, nie dając mi dojść do głosu.
         Myślałam, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Czy on zawsze musiał wiedzieć najlepiej? Swoją drogą, mogłam przymknąć drzwi od sypialni, a nie zostawiać je otwarte na oścież. W nagrodę miałam dożywotnie gnębienie przez współlokatora, brawo, Iga!
- Artur, nie spieszysz się do pracy przypadkiem? - zapytałam ironicznie.
         Mężczyzna zaśmiał się głośno, poklepał mnie po kolanie i podniósł swoje cztery litery, przyznając tym razem mi rację. Ha! Odrobina spokoju zawsze była w cenie, ale musiałam przyznać, że mieszkanie z dziennikarzem było całkiem wesołe. W pierwszy dzień zapijał smutki, żeby potem wieczorem płakać ze śmiechu przy Kevinie, a dzisiaj od rana próbował mnie wyprowadzić z równowagi, najpierw dla żartu soląc mi herbatę, a później zabrał mi wszystkie ręczniki z łazienki, gdy byłam pod prysznicem. Dobrze, że przez kabinę nie było nic widać, a na następny raz miałam nauczkę, żeby się zamykać. Kawalarz jeden. Słyszałam jeszcze jak rechocze w korytarzu, gdzie ubierał się w kurtkę i buty przed wyjściem.
- Uważaj, bo się jeszcze udusisz z tego śmiechu!
        Nazbierał sobie dzisiaj, ale spokojnie. Też umiem robić dowcipy, a on nawet mnie nie docenił. Przynajmniej jego czujność była uśpiona. 
- A ten, do tej sukienki radzę ci pomalować usta na intensywną czerwień, będziesz wyglądać tak kusząco, że na pewno ci się nie oprze! - zawołał z przedpokoju. 
           No nie! Zerwałam się na równe nogi i mimo, że jeszcze trochę bolały mnie żebra, potruchtałam za nim z wielką chęcią zdzielenia go dla żartu po głowie. 
- Artur, bo jak cię zaraz... 
          Nie zdążyłam dokończyć, ani nic więcej zrobić, ponieważ szybko zniknął za drzwiami wyjściowymi. Już ja ci pokażę, jak wrócisz do domu. Sprawiedliwości stanie się zadość! Zamierzałam wrócić z powrotem na kanapę, lecz w tym samym momencie on wpadł jeszcze na chwilę po klucze od auta, których wcześniej zapomniał zabrać. 
- Zrób wieczorem kolacyjkę, będę o dwudziestej. - Puścił oczko, a ja zacisnęłam dłonie w pięści.
          Już ja ci zrobię kolację, aż się zdziwisz! Posoloną herbatę i posłodzone parówki jak tak bardzo chcesz! Roześmiałam się, czując, że mieszkanie z nim doda mi trochę radości. Artur dzisiaj w wyjątkowym nastroju, a ja miałam lekki mętlik w głowie. Może faktycznie trochę przesadziłam z tą sukienką? Lepiej by było jakbym wybrała się na to spotkanie w zwykłych spodniach, a nie robiła z siebie idiotkę. Przecież miałam mu oddać tylko teczkę i z głowy, nawet nie miałam pewności, że nasze spotkanie potrwa dłużej niż dziesięć minut. Iga, ty jak czasem coś wymyślisz... Pokiwałam głową na znak niezadowolenia, a na moją twarz wkradł się grymas. Od razu przeszłam do mojego fiołkowego pokoju i schowałam kieckę na samo dno drewnianej szafy. Głośno westchnęłam i złapałam za zwykłe czarne, sztruksowe spodnie oraz niebieski sweter. Nie miałam zamiaru stroić się dla jakiegoś bęcwała. Kiedy wszystko rzuciłam na pojedyncze łóżko rozległ się dźwięk dzwonka z mojego telefonu, który leżał na niewielkiej szafce nocnej znajdującej się obok łóżka i udekorowanej małym obrusem, lampką, a także skromnym bukiecikiem ze sztucznych kwiatków. Przeturlałam się przez posłanie i dorwałam białą komórkę. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer i domyślałam się, że to zapewne Radecki, któremu ostatecznie zdradziłam, jakie cyfry powinien wpisać, aby się do mnie dodzwonić w razie zmiany planów. Nie byłam z tego zadowolona, bo myślałam, że mamy już wszystko ustalone i nie chciałam, żeby odwoływał spotkanie.
- Cześć Iga, tu Mikołaj - potwierdził moje przypuszczenia, gdy tylko nacisnęłam zieloną słuchawkę.
        No dawaj, jaką wymyśliłeś wymówkę? Boli cię ucho, ząb, a może głowa od tych wszystkich kłamstw? Ku mojemu zdziwieniu to nie było nic z tych rzeczy. Radecki chciał po prostu przyspieszyć nasze spotkanie, bo okazało się, że jego menadżer pomylił daty i nagranie to jakiegoś talk-show miało odbyć się jutro. No proszę, widocznie bardzo zależało mu na tej tajemniczej teczce i dokumentach. 
- Za godzinę? Gdzie? - przeraziłam się, gdy podał nowy czas.
           Naprawdę miałam tylko jedną jedyną godzinę, żeby się przyszykować przede wszystkim mentalnie na spotkanie z nim? Cholera! No dobrze, przecież takiej sławie nie wolno było odmawiać. Zgodziłam się więc bez żadnych oporów. 
- Wspaniale! Do zobaczenia. - Piosenkarz rozłączył się, wcześniej żegnając się wyjątkowo radosnym głosem. 
Faktycznie, wręcz zajebiście, można byłoby rzec. Bez zastanowienia wskoczyłam w chwilę wcześniej przygotowane ubranie i natychmiast pobiegłam do łazienki, w której znajdowało się jedno jedyne lustro w tym mieszkaniu. Moje włosy były w opłakanym stanie, brwi rozchodziły się, każdy włosek w inną stronę, cera była zmęczona i zanieczyszczona od antybiotyków i ogólnie wyglądałam jak siedem nieszczęść. Musiałam szybko jakoś się ogarnąć, żeby naprawdę Radecki nie spieprzył na mój widok. Włosy raz dwa uplotłam w niedbałego warkocza, przemyłam zęby i twarz, w ostateczności nakładając na nią odrobinę pudru, chociaż tego nie lubiłam. Trochę namęczyłam się, żeby okiełznać moje brwi. Rany, kompletnie się zaniedbałam... Jedynie rzęsy były moim atutem, ze względu na długość. Skropiłam się jeszcze ulubionymi, liliowymi perfumami i uznałam, że teraz mogłam wyjść na miasto i zniknąć w tłumie. 
Błądziłam po ulicach warszawskiej starówki w poszukiwaniu szyldu z nazwą restauracji, w której byliśmy umówieni. Co do samego rynku, nie było trudno tutaj dotrzeć, jednak znaleźć lokal to już inna sprawa. Pytałam kilka osób o drogę, jednak trafiałam na samych turystów, którzy nie potrafili mi pomóc. Zaczynały boleć mnie nogi i byłam już mocno spóźniona. Jedynym pocieszeniem była przecudowna architektura, kolorowe budynki i warszawska syrenka w samym centrum. Gdzieniegdzie przemykały zaprzężone dorożki, uliczni artyści pokazywali swoje talenty przechodniom, zachęcając ich do kupna obrazów, portretów czy karykatur. Ludzie siedzieli pod rozłożonymi parasolami w kawiarniach, jedni robili zdjęcia, drudzy zaś odpoczywali w promieniach jesiennego słońca, napawając się ostatnimi, w miarę ciepłymi dniami. Zrezygnowana wyjęłam telefon z kieszeni i znalazłam numer Radeckiego. Byłam tutaj trochę zagubiona i nie miałam pojęcia ile czasu jeszcze zajmie mi szukanie tej restauracji. Prawdopodobnie ja na jego miejscu już bym sobie darowała i poszła, ale nie on, nie gdy ja miałam coś, co należało do niego i widocznie było ważne. Usłyszałam w jego głosie, że jest lekko zniecierpliwiony, jednak wysłuchał mnie uważnie i kazał poczekać zaraz przy syrence. Ulżyło mi, że nie musiałam dłużej biegać i przystanęłam przy pomniku. Rozglądałam się uważnie dookoła, szukając wzrokiem Mikołaja, jednak nigdzie go nie dostrzegałam. Teraz jak na złość na placu zrobił się jeszcze większy tłum niż wcześniej. Pomyślałam, że mnie to zawsze wiatr w oczy. 
- Cześć, miło cię widzieć - Radecki pojawił się tuż za moimi plecami.
         Odwróciłam się, słysząc jego głos i na chwilę zaniemówiłam. Wyglądał trochę inaczej niż zwykle. To znaczy inaczej niż go zapamiętałam choćby ze sceny czy ze szpitala. Nie wyglądał już tak oficjalnie, lecz miał na sobie zwykłe przetarte dżinsy, biały t-shirt oraz popielatą, skórzaną kurtkę. Oczywiście, gdyby tak przyjrzeć się dokładniej producentom tych ciuchów, zapewne kosztowały więcej niż ja kiedykolwiek zarabiałam. Poznałam to choćby po jego skórzanych butach czy czarnych ray banach, które miał na nosie. Musiałam przyznać, że wyglądał zabójczo, a w dodatku pięknie się do mnie uśmiechał. Jedyne, co w jego wyglądzie było bez zmian to włosy. Ciągle tak samo zmierzwione. Wpatrywałam się w niego przez chwilę, zapominając, po co tak naprawdę tutaj przyszłam. Cholera, tak nie powinno być...
Szybko się otrząsnęłam, by nie dać się zwieść temu podejrzanemu uśmieszkowi. O nie, z Igą Stachowską te numery nie przejdą. Może to działało na inne małolaty, fanki czy "przyjaciółki", ale nie na mnie. Musiałam zacząć powoli, ale skutecznie, działać. 
- W końcu mnie znalazłeś - odpowiedziałam, mrużąc jednocześnie oczy od promieni słonecznych, które przedarły się przez ciemne chmury. 
- Dobrze znam to miasto, ale ty chyba nie najlepiej? - zapytał. 
          Faktycznie o mieście wiedziałam tyle co nic. Nawet nie miałam czasu na zwiedzanie, bo w tak krótkim czasie wydarzyło się bardzo dużo rzeczy i mój wypadek, który przykuł mnie do łóżka na kilka dni. 
- Warszawa trochę się różni od mojej mieścinki - powiedziałam od niechcenia.
          Mikołaj przyglądał mi się chwilę, nic nie mówiąc. O co mu chodziło? Miałam na twarzy wypisane, że chcę go zniszczyć? Starałam się być miła na tyle, ile umiałam udawać. W równoległym świecie właśnie trwała nasza walka i co więcej, to ja zmierzałam do zwycięstwa, a Radecki był coraz bliżej całkowitego upadku. Dlaczego tak nie mogło być naprawdę i musiałam go znosić?
- Chodźmy, opowiesz mi po drodze o swoich rodzinnych okolicach - zaproponował i skinieniem głowy próbował mnie nakłonić do swojego pomysłu.
- Do restauracji? - zagaiłam dla upewnienia się. Niestety jego odpowiedź była trochę inna, niż się spodziewałam.
- Nie, do mojego samochodu. Niestety, tam gdzie byliśmy umówieni, zauważyło mnie już parę osób i trochę ciężko byłoby nam posiedzieć tam spokojnie. W ogóle to nie najlepszy pomysł, że spotkaliśmy się w samym centrum, ale nie wiedziałem, czy trafisz w inne miejsce sama - wyjaśnił.
          Zastanawiałam się tylko czy to jakaś gra z jego strony, czy może faktycznie tak było, ale skoro sam chciał się tak bawić to ja nie zamierzałam psuć mu i oczywiście sobie planów. Przyjęłam wyzwanie, a on już niedługo będzie tego wszystkiego żałował. Właśnie wpadł mi do głowy wyśmienity plan. Nigdy nie byłam dobra w uwodzeniu mężczyzn, ale przecież podobno każda kobieta to potrafiła. Wystarczyło odpowiednio gestykulować, mówić, zachowywać się... Musiałam to umieć bez dwóch zdań. Tylko jak to z siebie wykrzesać, kiedy na przeciwko ciebie stała osoba, której najbardziej na świecie nienawidzisz? 
- Dobrze, prowadź. - Uśmiechnęłam się serdecznie na początek i dumnym krokiem ruszyłam przed siebie. Przez chwilę szliśmy w milczeniu, jednak przypomniało mi się najważniejsze. - Proszę, twoje dokumenty - Podałam Radeckiemu teczkę.
- Dzięki, że je przechowałaś. Czasami sobie myślę, że jeszcze trochę i zapomnę głowy ze sobą zabrać. - Wyciągnął dłoń i przejął aktówkę z lekkim westchnieniem, jednocześnie muskając swoimi palcami moje.
        Trochę to niepokojące, ale przeszedł mnie dziwny dreszcz, którego nie umiałam zdefiniować. Może moje ciało tak reagowało przez odrazę do niego? Innego wytłumaczenia nie było. Szybko cofnęłam rękę i zauważyłam, że on też się zmieszał.
- Wybacz, ale zajrzałam do twoich dokumentów - przyznałam niby nieśmiało, chcąc wybadać jego reakcję. - Jesteś na coś chory? - zapytałam od razu, nie dając mu wypowiedzieć żadnego słowa.
          Próbowałam zaspokoić swoją ciekawość. Tak naprawdę od początku mnie to nurtowało, bo przecież opis choroby ani trochę nie pasował do niego. Wydawało mi się, że to idealny okaz zdrowia, więc tak naprawdę te wyniki mogły należeć do kogoś innego, chociaż kto wie... Z niecierpliwością oczekiwałam na to, co odpowie Mikołaj.

***
Hejka, jakoś idziemy do przodu, kolejny rozdział za nami. Ostatnio na blogspocie trochę wieję pustkami, zapewne przez natłok obowiązków. Mamy nadzieję, że jednak zaglądacie tutaj czasem i polubiliście historię Igi. :) Pozdrawiamy serdecznie i zachęcamy do komentowania.

9 komentarzy:

  1. O, tak, tak! Wieje pustkami i to jak! Ja zaglądam i zaglądać będę, wiadomka :D Jak ja uwielbiam spekulacje Igi na temat tego, co ma zrobić Radeckiemu xDDD Toż to jest mistrzostwo. Jej najlepsze myśli to te, które pojawiają się, gdy jest spanikowana, zła lub w gorączce XD Artur jaki dowcipniś, no proszę, proszę, kto by pomyślał, że pan dziennikarz takie żarciki zrobi :D Z odcinka na odcinek coraz mocniej kocham tę postać, jest zdecydowanie najlepsiejszy :D "Jak stróż w Boże Ciało" to moje ulubione porównanie do zacnego wyglądu, nie dziwne więc, że się soczyście zaśmiałam, jak tylko przeczytałam zdanie,w którym się pojawiło :D:D No i "Posolona herbata i pocukrowane parówki".... ja jebie... padłam po tych parówkach xD Wróciła w końcu kochana Iga!!! I taka ma być już do końca. Ja nie chcę, żeby ona się zakochała w kimś, bo ten jej cały czar zajebistości pryśnie :<
    Kocham fakt, że rozdziały pojawiają się bardzo często :D Więc ładnie czekam na kolejny i pozdrawiam serdecznie z cieplutkiego łóżeczka (jest piątek, a ja na kompie hehe.. co za..)
    Wierna czytelniczka NO.1 :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Foch! W takim momencie przerwać, to się nie godzi... To przetrzymywanie czytelników w niepewności, ech, wszyscy to zawsze robią :P I teraz trzeba czekać cały tydzień, a ja nie wiem, czy dożyję, bo moja promotorka mnie może zmiażdżyć xD
    W ogóle, hm, mam wrażenie, że Mikołaj zachowuje się wobec Ingi bardzo... swobodnie. Właściwie mógł wziąć teczkę i srruu, co go tam Inga obchodzi, przecież on jest Radecki. Ale nie. Już pomijając koncert, gdzie się spotkali po raz pierwszy, ale później szpital i teraz kolejne spotkanie. Cały czas nurtuje mnie, co tak naprawdę Mikołaj wie. Już chyba wcześniej o tym wspominałam, że trudno go wyczuć. Nie mam pojęcia, czy on coś knuje, czy jest po prostu takim idiotą xD
    A parówki, "posłodzone" nie brzmiałoby lepiej? ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, "randka" z Mikołajem.. to brzmi absurdalnie, ale z drugiej strony na takie coś mi to wyglądało :D Chłopak może i nie odezwałby się do Igi, gdyby ona nie posiadała jego rzeczy, ale też sądzę, że nie jest mu obojętna skoro chciał z nią spędzić więcej czasu. Kiedy jest fragment, gdy Iga opisuje jego wygląd, po którym można wnioskować że jej się podoba, skłania mnie ku myśli, że ona im częściej będzie się z nim spotykać tym gorzej. Boję się, że NIEświadomie się zaangażuje... bądź co NIE DAJ BOŻE zakocha! :P Nie wiem jaki los czeka Igę, ale oby jej się plany ułożyły :> p.s Oczywiście jestem wierną i stałą czytelniczką.. po prostu ostatnio wymiękam -.- Pozdrawiam Was serdecznie ! :* /przewrotnosc-losu/

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny świetny rozdział :) Uwielbiam te opisy nienawiści Igi do Mikołaja :P Jednak niepokoi mnie to, że coś ją ciągnie do chłopaka... Ma się po prostu na nim odegrać i tego trzymam się bardzo mocno ;) Oczywiście od Was wszystko zależy :D Cokolwiek wymyślicie i tak mi się spodoba - innej opcji nie ma ;)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Noooo nie nie nie! Wiem, że kończenie w takich momentach to nie lada przyjemność dla autora, ale co z biednym czytelnikami? Ja tu teraz cierpię i muszę czekać na rozwiązanie zagadki, oh! :D
    Jestem straszliwieee ciekawa jak zareaguje Mikołaj na te wieści :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Że też skończyłyście w takim momencie! Jestem strasznie ciekawa, co powie Radecki w sprawie tych dokumentów z teczki. No ale najwyraźniej na to będę musiała jeszcze zaczekać xd
    W sumie nie dziwię się Arturowi, że tak odebrał zachowanie Igi :D Ale może to nawet dobrze? Lepiej, żeby uważał, iż jego znajoma podkochuje się w Mikołaju i planuje go uwieść, niż żeby odkrył jej pomysł dotyczący zemsty. Iga w sumie powinna podsycić te jego domysły, tak będzie bezpieczniej. Niemniej nieźle się uśmiałam, kiedy Arczi tak jej dokuczał xD Myślałam, że może jest zazdrosny, ale najwyraźniej nie interesuje się Igą w ten sposób. Przynajmniej na razie.
    Chociaż nie mogę zapomnieć o tym, że Mikołaj przywłaszczył sobie teksty głównej bohaterki, i tak trzeba przyznać, że chłopak potrafi świetnie się zaprezentować. No i nadal wydaje mi się miły, chociaż może to tylko maska? A więc będę rozmawiać w samochodzie czy gdzieś indziej pojadą? Mimo wszystko w aucie będzie intymniejsza atmosfera, ciekawe, co z tego wyniknie :D
    Rozdział jak zawsze świetny, czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę, że nie masz jeszcze zwiastunu.
    Jakbyś chciała to zapraszam : http://zwiastuny-na-blogaaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak obiecałam, nadrobiłam całość i postaram się teraz spisać wszystkie pytania i myśli, które pojawiły się w mojej głowie w trakcie czytania :)
    Zacznijmy od Igi. Na początku było mi jej strasznie żal i po tych wszystkich wydarzeniach, które przytrafiły jej się w życiu, bardziej stawiałabym, że jest osobą skrytą i zamkniętą w sobie. Dlatego jakie było moje zaskoczenie, kiedy zostawiła wszystko i ruszyła do stolicy w pogoni za zemstą. Chociaż widać, że jeszcze nie wie jak si za to zabrać, to wydaje mi się, że kiedy już dojdzie do skutku, możemy być pewni totalnego chaosu. Swoją drogą, mam pewne przeczucia, że Iga może się jednak nie podjąć wykonania swojego planu w pełni. Wydaje mi się, że przez to całe odkładanie, a zarazem spotykanie z Mikołajem za bardzo ich do siebie zbliży. Chociaż ja i tak wolę Artura :)
    Jeśli chodzi o złodzieja cudzych piosenek, to mój stosunek do niego bardzo szybko uległ zmianie. Na początku bardzo go nie lubiłam, jednak pewna sytuacja dała mi do myślenia... mianowicie tak, kiedy wspominał o "jego" Anicie. Nie wiedzieć czemu, pomyślałam wówczas, że on wcale nie ma z nią lekko, tak samo jak nie miała Iga. Jednak ona potrafiła powiedzieć ówczesnej przyjaciółce "stop", a Mikołaj z pewnych powodów nie może. Wcale by mnie nie zdziwiło, że sukces Radeckiego wcale nie przyszedł mu tak bezboleśnie.
    Artur. Och, zapałałam do niego sympatią już na samym początku. Nie wiem dlaczego? Chyba, tak po prostu. Bo pomógł Idze. Bo pojawił się w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu. Bo się o nią zatroszczył, w najważniejszym dla dziewczyny momencie. Zdecydowanie wolałabym, jeśli oczywiście zajdzie taka sytuacja, żeby to on tworzył związek z Igą. Te dwa zupełnie przeciwstawne charaktery, pasowałyby do siebie fantastycznie.
    Na koniec pozostawiłam sobie Anitę. Grrr... już na samą myśl o niej mam mdłości. Jak mogła w ogóle zrobić coś takiego swojej przyjaciółce? Wtedy, na samym początku, pomyślałam, że jest niezłą suką. Jednak po tym, jak Iga spotkała ją na przyjęciu, a ta po prostu uciekła, stwierdziłam, że jest ona tylko tchórzem. Nikim innym. Chciwym tchórzem. Jestem przekonana, że kiedy wszystko wyjdzie na jaw, ta pani będzie pierwsza do odstrzału :)
    Jeju, chciałam napisać jeszcze kilka rzeczy, ale najzwyczajniej w świecie, zapomniałam. Ale przy najbliżej okazji, jak tylko sobie przypomnę, na pewno dam Wam znać.
    A teraz gorąco pozdrawiam, życzę weny i mnóstwo czasu na pisanie, a w rezultacie przyjemne umilanie Nam wieczorów :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak trudno znaleźć chwilę na przeczytanie waszego opowiadania, cieszę się, że mi się jakoś udaje, bo warto. ;p Igę ciągnie do Mikołaja i to bardzo. ; ))

    OdpowiedzUsuń