W końcu przyszło pożegnać mi się z
Arturem. Dojechaliśmy do Warszawy, a właściwie do jej obrzeży cali, zdrowi i w
dobrych humorach. Miałam ochotę nosić go na rękach za to, że zjawił się w
odpowiednim czasie i miejscu oraz, że mnie ze sobą zabrał. Chociaż raz
poszczęściło mi się w życiu, za co wisiałam mu przysługę.
Było trochę po szóstej, a ja musiałam
jeszcze przedostać się do centrum. Mój wybawca niestety nie mógł mnie
podrzucić, ale i tak byłam mu wdzięczna, bo to dzięki niemu w ogóle się tutaj
dzisiaj dostałam. Wypadałoby znaleźć sobie jeszcze jakieś miejsce do spania. Szukałam wcześniej czegoś w internecie, ale miasto wydało mi się tak duże, że poczułam się trochę zagubiona. Ciężko mi było skoncentrować się na innych sprawach, gdy w mojej głowie wciąż przywoływałam postać Anity i Mikołaja. Miałam wrażenie, że zaniedbuję podstawowe sprawy, będąc całkowicie pochłonięta myśleniem o nich.
Po drodze Arczi, któremu jak widać
zdążyłam już nadać ksywkę, wypytywał kilka razy, co sprowadzało mnie do
naszej stolicy. Oczywiście prawdy mu nie powiedziałam, bo i tak by mi nie
uwierzył. Zresztą nikt by nie uwierzył, więc wymyśliłam na poczekaniu jakąś
historyjkę, że znudziło mi się życie w małej mieścinie i pragnęłam zaznać
czegoś nowego. Po części było to prawdą, lecz przygód takiego rodzaju wolałabym
uniknąć. I mówiłam to poważnie.
Zatrzymaliśmy się na parkingu przed
supermarketem. Blondyn uśmiechnął się do mnie przepraszająco, twierdząc, że
musi jeszcze skoczyć na zakupy i po prostu nie ma możliwości, aby mógł mnie
zawieźć dalej. Nie miałam mu tego za złe. Obcy człowiek zrobił dla mnie więcej
niż moi bliżsi znajomi. Otworzyłam swoją torebkę i z małego, bordowego notesu
wyrwałam kartkę. Szukanie długopisu okazało się trochę trudniejszym zadaniem i
zajęło mi więcej czasu, ale ostatecznie dokopałam się też do niego w tym całym
bałaganie, który panował w mojej torebce. Zanotowałam na papierze dziewięć
dużych cyfr i drukowanymi literami napisałam "Zadzwoń jeśli będziesz potrzebował dodatkowego pasażera. Razem jest raźniej! IGA", po czym podałam mu go do
ręki. Szerszy uśmiech pojawił się na jego ustach, a na nosie zawitało kilka
zmarszczek.
- Biorę to sobie do serca. - Pomachał mi
kartką przed oczami. W głębi duszy liczyłam na to, że odezwie się do mnie w
sprawie tych wejściówek na przyszłe miejsce mordu pana Mikołaja, czyli nudnawą vipowską imprezę, która miała się odbyć gdzieś w Warszawie. Musiałam
się tam dostać i poznać osobiście tego oszusta. Nie widziałam innej możliwości.
Tymczasem pożegnałam się z Arturem i
ruszyłam w stronę postoju dla taksówek. Dobrze, że mama zostawiła mi trochę
oszczędności, bo nie wiem jakbym sobie bez nich poradziła. Wiedziałam jednak,
że na życie w stolicy to jest za mało, nawet na te kilka miesięcy i będę
musiała znaleźć chociażby dorywczą pracę. Obojętnie gdzie i co, bylebym miała
jakiś grosz.
Po kilku minutach złapałam taryfę, która
zawiozła mnie do samego centrum Warszawy. Oczywiście zapłaciłam jak za worek
zboża, ale nie miałam innego wyjścia. Mój bagaż był dość ciężki, a nie czułam się zbyt pewnie i wolałam się nie zgubić, korzystając pierwszy raz z podmiejskich autobusów czy tramwajów. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to
wiele wieżowców i oczywiście Pałac Kultury. Kierowca wysadził mnie trochę dalej od centrum, a ja wyjęłam z torebki mapę, którą kupiłam jakiś czas temu. Mężczyzna wytłumaczył mi mniej więcej gdzie się znajdujemy, więc odszukałam to miejsce na mapie i próbowałam ułożyć sobie w głowie, którędy mam iść, by dotrzeć do kilku moteli, których adresy znalazłam wcześniej w internecie. Byłam jednak dość głodna, więc wstąpiłam do najbliższego lokalu i zamówiłam obiad. Na drogach panowało istne szaleństwo, nie to co w moim
miasteczku. Kierowcy na siłę wpychali się sobie nawzajem, piesi biegali przez
pasy, chodniki były pełne ludzi, prawie nie było gdzie się
ruszyć. I pomyśleć, że tutaj to codzienność - ten miejski
zgiełk, pęd za wszystkim. Warszawa tętniła życiem z każdą godziną coraz bardziej. Było już po piątej, a ja zauważyłam, że
w barach pojawia się coraz to więcej osób i że wszyscy byli w imprezowych
nastrojach pomimo iż był środek tygodnia. U mnie pewnie wiało nudą jak zwykle i
wszyscy już dawno siedzieli w domach. Od niepamiętnych czasów moim wielkim
marzeniem było się tutaj znaleźć, ale nie w takich okolicznościach. Nie na siłę,
sama i bez niczego, lecz teraz byłam oczarowana stolicą. Rozglądałam
się dookoła i jak ostatnia sierota wpadałam na ludzi, którzy zresztą też żyli w
swoim świecie. Spodobała mi się Warszawa, ale chciałam już odpocząć, wykąpać się i położyć spać.
Weszłam jedną z bocznych ulic, mając nadzieję, że tam znajdę tani
motel, którego adres zapisałam na kartce. Po drodze mijałam kolorowe kamieniczki i bloki oraz kilka sklepów spożywczych,
banków i pubów. Uważnie się wszystkiemu przyglądałam, starając się zapamiętać
każdy detal. Robiło się już trochę ciemno, więc gdy tylko zauważyłam
neonowy napis "Dom gościnny", nie wahałam się ani sekundy dłużej. Nie
chciałam włóczyć się w nocy po mieście i to na dodatek sama. Kto wie, kogo
mogłabym spotkać...
W środku budynek wyglądał znacznie lepiej
niż z zewnątrz. Było dość skromnie, ale ja wcale nie szukałam żadnych luksusów
i pięciogwiazdkowych hoteli z basenem. Kremowe ściany, dziwne obrazy na nich,
płytki i kilka kwiatów - tak wyglądał hol. Stwierdziłam, że zostanę tutaj, bo
ceny były dość korzystne w porównaniu z innymi miejscami w tej okolicy, takie informacje przynajmniej odszukałam wcześniej, a to najbardziej mnie interesowało. Ciągnąc za sobą walizkę, podeszłam do recepcji, gdzie przywitała mnie młoda, zielonooka
dziewczyna z długimi, idealnie prostymi, czarnymi włosami. Miała dość wydatny
biust, smukłą sylwetkę i trochę dziwny zgryz, którego niejeden facet pewnie nawet
by nie zauważył, przyglądając się jedynie jej piersiom.
- Dobry wieczór, szukam wolnego pokoju na
kilka dni - zaczęłam. Dziewczyna chwilę mi się przyglądała, po czym spuściła
głowę w ekran monitora.
- Mamy wolne pojedyncze pokoje z łazienką,
czterdzieści złotych za noc, za dostęp do Internetu i telewizji trzeba dopłacić. Nie zapewniamy posiłków - wytłumaczyła.
Przystałam na to wszystko z wielkim
entuzjazmem, bo podejrzewałam, że nigdzie taniej już nic nie znajdę. Zapłaciłam
za tydzień z góry, odebrałam klucz i ruszyłam do mojego nowego lokum na
pierwszym piętrze. W środku, tak jak się spodziewałam, szału nie było, ale
porażki też nie i odpowiadało mi to. Ściany były pokryte fioletową farbą, na
środku stała mała wersalka, na przeciwko znajdowała się komoda, a na niej
telewizor. Obok fotel i mały, drewniany stolik. To było wystarczające jak dla
mnie. Rzuciłam walizkę w kąt i poszłam zobaczyć łazienkę, która niczym się nie
wyróżniała. Cała biała włącznie z płytkami, prysznicem, umywalką i toaletą.
Jedynie lustro odbijało się w tym wnętrzu. Wróciłam do pokoju, wyciągnęłam z
moich rzeczy ręcznik i kosmetyczkę, po czym udałam się pod prysznic. Byłam tak
zmęczona po podróży, że marzyłam tylko o tym, by się odświeżyć i położyć, ale
musiałam zadzwonić jeszcze do ojca, ponieważ prosił, bym to zrobiła, kiedy już
dojadę. Chciał mieć pewność, że jestem cała i zdrowa. Wykręciłam jego numer i
po chwili w słuchawce usłyszałam męski głos. Zapewniłam go, że jestem w jednym
kawałku i wszystko jest w porządku, choć tak naprawdę nie było. Mimo to
uspokoiłam go i obiecałam często się odzywać. Czułam, że będę za nim tęsknić i
to bardzo. Tak samo za domem.
Kilka dni później nic nie wskazywało na
to, że szanse odnalezienia się moich wrogów diametralnie się zwiększą. Ciągle
nie miałam pojęcia, gdzie mogę zacząć ich szukać, dlatego, że Mikołaj ostatnio odwołał większość koncertów. Wiedziałam o tym, ponieważ zapisałam się do jego fanklubu, co oczywiście wcale mnie nie cieszyło. Nie było jednak innego wyjścia, bo nie miałam dostępu do tego
całego "vipowskiego" światka. Może byłoby inaczej, gdyby moje piosenki
nadal były moje... Z każdym dniem miałam coraz mniej nadziei na to, że uda mi
się to zmienić. Tymczasem podawałam kawę jakiejś parze w niewielkiej kawiarence
przy centrum, gdzie udało mi się dostać pracę. Wiadomo, nie był to szczyt moich
marzeń, ale z czegoś musiałam żyć, więc nie wybrzydzałam, a atmosfera, miłe
szefostwo i załoga sprawiali, że chciałam tu przychodzić. Planowałam niedługo wynająć pokój, bo na dłuższą metę mieszkanie w hotelu nie było zupełnie opłacalne. Pomiędzy
zamówieniami, które zbierałam od klientów, zadzwonił mój telefon. Zobaczyłam na
wyświetlaczu nieznany numer i wyszłam na zaplecze, gdzie nacisnęłam zieloną
słuchawkę. Byłam ciekawa kto to.
- Cześć Iga, tu Artur! - usłyszałam. Nie
mogłam dać wiary, już myślałam, że o mnie zapomniał! Żywiłam nadzieję, że ma dla
mnie coś, czego pragnęłam teraz najbardziej na świecie. - Dzwonię w sprawie tej
wejściówki, którą obiecałem ci spróbować załatwić - powiedział, a ja byłam coraz bardziej
podekscytowana. - Słuchaj nie udało mi się ich zdobyć... - Momentalnie
ostygłam. Byłam strasznie rozczarowana.
- No w porządku, nic się nie stało,
dzięki, że próbowałeś - odpowiedziałam smętnym głosem. Sama będę musiała
wymyślić jakiś nowy plan.
- Ale nie dałaś mi skończyć! Nie udało mi
się załatwić wejściówek, ale mam dla ciebie inną propozycję. Potrzebują tam
kelnerek na wieczór, jeśli byś chciała mogłabyś przy okazji zarobić...
- No jasne! - Nawet nie dałam mu
dokończyć. To było idealne rozwiązanie. Nie dość, że załatwię tego gościa, to
jeszcze zarobię trochę kasy. Gdy jechaliśmy do Warszawy, wspomniałam Arturowi, że kiedyś dorabiałam, pracując w pizzerii u znajomego taty, i że chyba tylko taką pracę na początku uda mi się znaleźć w stolicy, ewentualnie zatrudnić się w sklepie.
- Jednak będziesz musiała iść tam sama, bo
moja siostra się nie zgodziła - oznajmił, ale mi wcale to nie przeszkadzało. W
mojej głowie zrodził się obraz tego jak wbijam Radeckiemu nóż w serce,
dosłownie, a nie tak jak on mi. Straszne myśli krążyły mi po głowie i będę
musiała bardzo uważać, żeby ich nie wprowadzić w życie.
Uzgodniłam z Arturem, że przyjdę pod jego
redakcję zaraz po skończeniu zmiany i tam powie mi dokładniej jak to wszystko
będzie wyglądać. W pracy zauważyli, że jestem ożywiona i że w ogóle nie
zachowuję się tak jak ja. Marzyłam o tej chwili od tak dawna, a teraz miałam
spotkanie z nim na wyciągnięcie ręki. Zaczęłam zastanawiać się jaki on jest.
Czy w rzeczywistości też jest takim bydlakiem i chamem? Czy swoich najbliższych
też oszukuje? Jakim człowiekiem jest, skoro stać go na takie świństwa? Zastanawiałam
się nawet nad tym, czy faktycznie ma taką ładną buźkę, czy to tylko masa
stylistów i Photoshop pracują na jego wygląd. Czy spotkam tam Anitę? Wiele
pytań, na które odpowiedź uzyskam już wkrótce... Miałam ochotę skopać im tyłki.
Nie mogłam się doczekać, kiedy wpadnę na tą imprezę i rozwalę ją z takim
hukiem, że każdy mnie popamięta i to nie przez moje platynowe płyty. Uważajcie, wy, obrzydliwi, niemoralni kłamcy. Iga Stachowska nadchodzi, a ta cała szopka
już wkrótce runie jak domek z kart!
***
Cześć ;) rozdział trzeci za nami. Trochę
krótko, ale to tylko przejściowo. Obiecujemy więcej akcji w przyszłych
rozdziałach, a zwłaszcza na imprezie, która przed nami.
Pozdrawiamy i dziękujemy za wszystkie miłe
słowa :)
Faktycznie krótko i przejściowo, ale i tak mi się podobało. Fajnie, że Iga znalazła pracę i będzie kelnerką na tej imprezie :D Jestem ciekawa jakim sposobem załatwi tę dwójkę.. choć mam pewne przeczucia.. oby się nie spełniły. Trzymam za dziewczynę kciuki i czekam na kolejny rozdział ;) pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńAkcja się rozpoczyna, Iga przechodzi od słów do czynów. Świetnie. Jestem pewna, że na tej imprezie wydarzy się dużo ciekawych rzeczy. Nie mogę się doczekać. ; )
OdpowiedzUsuńJak dla mnie świetne. Czyta się gładko i przyjemnie, po każdym rozdziale, czuje się niedosyt. I tak powinno być ;) Szczególnie charakter Igi wpadł w mój gust, silna i stanowcza, nie poddaje się, dąży do celu. Jednak mam nadzieję, że ukarze się również jej słabsza strona. Artur, jest także ciekawą postacią, lubię go, emanuje sympatią. Kto wie, może on i Iga... ale to już nie ode mnie zależy;) Pozdrawiam;*
OdpowiedzUsuńKrótko, ale baaardzo ciekawie :) Dobrze, że Artur jej pomógł i załatwił pracę na wieczór- dobre i to :) Już nie mogę się doczekać tej imprezy :D Czuję, że będzie ostro i nieprzyjemnie ;) Już nie mogę się doczekać!!! :*
OdpowiedzUsuńJak ja bardzo mam ochotę na więcej. Im dłużej się czyta, tym więcej chce się chłonąć. Uzależnia i to cholernie mocno.
OdpowiedzUsuńDalej jestem ciekawa, czy nasza główna bohaterka nie myli się, co do charakteru Mikołaja? Może jestem zbyt dużą optymistką, ale może on nie jest aż taki zły? Może nagrają razem duet... To byłoby takie słodkie <3
Czekam - ciągle nabijając Wam odwiedzin - na następny rozdział ;*
Po bojowym nastawieniu Igi wnoszę, że ta impreza będzie bardzo ciekawa :D Co prawda może rozwiązanie z nożem nie jest najlepszym wyjściem, ale w ostateczności może się też przydać ;)
OdpowiedzUsuńA Artur jest taki uroczy. Kto wie, może z ich przypadkowego spotkania zrodzi się coś więcej ;)
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział.
Muszę przyznać, że główna bohaterka ma naprawdę sporo szczęścia. Najpierw trafił jej się Artur, który podwiózł ją do samej Warszawy, później znalazła wyjątkowo tani nocleg oraz pracę, a następnie dostała szansę na zbliżenie się do Mikołaja Radeckiego. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby na tej całej imprezie znalazła się również Anita; zapewne stara się jak najlepiej uszczknąć ze sławy swojego "podopiecznego". Ciekawe, jak zareaguje na widok przyjaciółki, której ukradła całą pracę. Kurczę, przecież musi być jakiś sposób na to, żeby Iga mogła udowodnić, iż zawłaszczone przez Mikołaja kompozycje należą do niej. Gdyby prasa się o tym dowiedziała, kariera Radeckiego ległaby w gruzach. Ale rozumiem, że główna bohaterka ma już jakiś plan, a nawet jeśli nie, to na pewno będzie ciekawie. Zemsta to słodka rzecz, aczkolwiek mam wrażenie, że Iga nie będzie przez nią kompletnie zaślepiona i wycofa się, kiedy przyjdzie taki czas - nawet mimo tego, że Anita zasługuje na to, by skopać jej tyłek.
OdpowiedzUsuńRozdział faktycznie krótki, ale i tak przyjemnie się czytało :) Czekam na ciąg dalszy <3