piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział drugi

                Pięknie. Po prostu pięknie. Mogłabym przekląć tysiąc razy, ale to nie przyniosłoby mi wcale ulgi, bo zwyczajnie byłam w de. Zacisnęłam mocno pięści, moje policzki przybrały intensywnie czerwony kolor i czułam rozdzierającą złość. Spojrzałam na zegarek - szanse, że zdążyłabym na pociąg do Warszawy stawały się znikome. Przepadłby mi kupiony bilet, musiałabym załatwiać wszystko od nowa, co nie napawało mnie optymizmem, bo niestety, nie miałam zbyt dobrych doświadczeń, jeśli chodzi o Polskie Koleje Państwowe, i przede wszystkim istniała opcja, że zawróciłabym do domu, narażając się na pytania ze strony taty. Wiele kosztowało mnie podjęcie decyzji o wyjeździe do Warszawy i napotykając pierwszą przeszkodę, wcale nie było mi do śmiechu. Nie chciałam panikować, ale czułam naprawdę dziwny niepokój w swoim sercu. Usiadłam po turecku na poboczu i głęboko westchnęłam. Bezradnie obserwowałam jak kierowca próbował się gdzieś dodzwonić, a inni pasażerowie w zniecierpliwieniu ze sobą rozmawiali. Kamieniste podłoże kłuło mnie w pośladki, jesienny wiatr muskał skórę, przyozdabiając ją w gęsią skórkę, a głowa była pełna pytań. Nie miałam pojęcia, co robić. Nie chciałam dzwonić do ojca, martwić go i fatygować, lecz czułam się bezsilna. Westchnęłam, wyciągając z kieszeni telefon. Wahałam się i łudziłam, że istniało inne rozwiązanie.
Moja porażka trwała w najlepsze. Co z tego, że jeździłam po tylu festiwalach, szukałam swoich szans, poznawałam multum ludzi i wymieniałam z nimi uśmiechy,  a oni zapewniali, że na pewno jeszcze kiedyś się odezwą? Co z tego? Skoro teraz siedziałam na jakimś zadupiu jak skończona kretynka, uświadamiając sobie, że oprócz ojca nie miałam nikogo bliskiego. Chociaż zdawałam się być duszą towarzystwa, rzucałam śmiesznymi tekstami przy każdej nadarzającej się okazji, umiałam się bawić i rozmawiać z innymi, pod względem liczby przyjaciół mogłam przybić piątkę tacie. Wielu ludzi było obok, ale bliżej niż obok nie było nikogo. Ta smutna prawda dotarła do mnie właśnie teraz, gdy kolejna przeszkoda stawała na mojej drodze. Co za felerny los. A może to ja byłam felerna?
Krążyłam palcem wokoło zielonej słuchawki, nie mając sił, by ją nacisnąć. Nie chciałam obarczać ojca swoimi kłopotami. Absolutnie na to nie zasługiwał, lecz jaki niby miałam wybór? Unikałam ostatnio trochę jego obecności, ponieważ odnosiłam wrażenie, że mimo swojej małomówności, chciałaby zapytać, co tak właściwie się stało. Jeśli zawrócę, nie uniknę tego... Zdecydowałam, zadzwonię. Już prawie nacisnęłam przycisk, gdy poczułam napierający ciężar na moje plecy i jęknęłam. Zerwałam się na nogi i odwróciłam gwałtownie, widząc, że jakiś mężczyzna z plecakiem przesuwał się do tyłu i nawet mnie nie zauważył. Super, niedoszła piosenkareczka Iga Stachowska rozdeptana przez ślepego turystę.
- Ej! – krzyknęłam ze złością, klepiąc go mocno w ramię, a on aż podskoczył, odwracając się w moją stronę.
Był wysoki i bardzo szczupły. Trzymał w ręku aparat fotograficzny, a oprócz plecaka, miał na sobie czarny płaszcz i eleganckie buty, które ni w cholerę nie pasowały do jasnych dżinsowych spodni.  Blond grzywka śmiesznie opadała mu na czoło, a kosmyki włosów wpadały w jego niebieskie oczy. Uśmiechnął się serdecznie, ukazując małą szparkę pomiędzy jedynkami. Podrapał się po garbatym nosie, po czym roztrzepał lekko swoją czuprynę, która i tak układała się w totalnym nieładzie. Patrzył na mnie przez chwilę, przekręcając głowę to na lewo, to na prawo. W ułamku sekundy oślepił mnie błysk flesza i automatycznie zasłoniłam dłonią oczy.
- Co pan robi?! – wycedziłam przez zęby, nie bardzo rozumiejąc jego zachowanie, a on łagodnie się uśmiechnął.
- Dlaczego się pani tak złości? To tylko zdjęcie – odparł spokojnie i podał mi aparat. – Może je pani usunąć…
Zmarszczyłam czoło, unosząc brwi do góry i prychnęłam. Stałam bez ruchu, więc on wzruszył ramionami i odsunął ode mnie przedmiot. Wyprostował się i poprawił kołnierz płaszcza.
- Nie zauważyłem pani, więc przepraszam, że tak pokracznie szedłem. Akurat przejeżdżałem obok, gdy zobaczyłem ten tłum. Sądziłem, że doszło do jakiegoś wypadku, więc chciałem sprawdzić, co się stało, ewentualnie uchwycić cokolwiek na zdjęciach, ale jak widzę, to nic poważnego, jedynie jakaś usterka – wyjaśnił, a ja patrzyłam na niego badawczo.
Jego głos brzmiał bardzo przyjemnie, wręcz kojąco. Swoim życzliwym uśmiechem wzbudzał zaufanie, dlatego nie chciałam się złościć.
- Dobrze, w porządku – powiedziałam ciszej, bo zdałam sobie sprawę, że szamotały mną nerwy i wyżywałam się na niewinnych ludziach. Nie byłam taka, a raczej nie powinnam taka być...
- Proszę się rozweselić, do widzenia – pożegnał się, podnosząc dłoń do góry, po czym odwrócił się w stronę zaparkowanego na poboczu auta. Obserwowałam jego oddalającą się sylwetkę. Zatrzymał się przy czerwonym nissanie, a ja po chwili wytrzeszczyłam oczy w zdumieniu. Auto miało warszawską rejestrację! Bez chwili wahania chwyciłam swoją walizkę, próbując biec. Nieporadnie stawiałam coraz szybsze kroki, serce przyspieszyło i oblał mnie pot. To była moja szansa, aby dostać się do Warszawy jeszcze dzisiaj w zaplanowanym czasie!
- Niech pan poczeka! – krzyknęłam, a on otworzył drzwi samochodu i odwracając się, spojrzał w moim kierunku.
- Słucham… - zagaił z ciekawością, ściągając płaszcz i rzucając go na tylne siedzenie auta.
- Jedzie pan do Warszawy?- zapytałam z nadzieją, próbując złapać powietrze, a on przytaknął. – Błagam, czy mogę z panem jechać? Straszliwie mi się tam spieszy, a to całe zamieszanie tutaj jeszcze trochę potrwa. Nie załapię się już na pociąg odjeżdżający z Wrocławia.
- Ale ja nie mogę… - wtrącił, wzdychając i miałam wrażenie, że był trochę zaskoczony całą tą sytuacją. – Jestem tak jakby w pracy, to nie moje auto, a poza tym zatrzymam się na obrzeżach Warszawy, a nie w centrum.
- Nie szkodzi, to dla mnie naprawdę cholernie ważne – poprosiłam, choć wiedziałam, że brzmiałam naprawdę żałośnie w tej swojej rozpaczy.
- Miłość? – zapytał z zamyśloną miną, a ja nie bardzo rozumiałam, o co mu chodziło. Przeszedł trochę na bok i oparł się o maskę samochodu, krzyżując ręce na klatce piersiowej i przyglądał mi się z uwagą.
- Co? – Potrząsnęłam głową, licząc na wyjaśnienia.
- Czy to przez faceta się pani tak śpieszy? – wytłumaczył, lekko się śmiejąc, a ja popatrzyłam na niego z politowaniem i rozbawieniem. Przewróciłam oczami i rozpięłam kurtkę, bo zrobiło mi się gorąco.
- Absolutnie nie – rzuciłam krótko i nerwowo się zaśmiałam. Co prawda, jechałam do Warszawy także ze względu na faceta, ponieważ chciałam dorwać Mikołaja Radeckiego i zniszczyć mu życie, ale to był tylko jeden z powodów. Poza tym kompletnie nie wiązało się to z miłością. - Dlaczego pan tak w ogóle pomyślał?
- Wygląda pani na zdesperowaną kobietę, a to głównie wiąże się z miłością – wystrzelił z totalną szczerością, a ja poczułam się niekomfortowo. Musiało być naprawdę widać, że wszystko się pieprznęło w moim życiu.
- Tak, to w sumie miłość, ale nie do faceta – odparłam stanowczo. Wiodła mnie do Warszawy miłość. Miłość, jaką żywiłam wobec muzyki, wobec tekstów, które napisałam sama i razem z mamą, wobec marzeń, które zawłaszczył sobie ktoś inny.
- Lesbijka? – zapytał z niedowierzaniem, kompletnie nic nie rozumiejąc.
- Czy pan do reszty zwariował?! – zezłościłam się, bo facet był za bardzo dociekliwy. - Co to za pytania w ogóle?
- Przepraszam, zboczenie zawodowe – powiedział ze skruchą i westchnął. Wyprostował się, bawiąc się kluczykami od samochodu. - Jestem dziennikarzem, pytanie to moja codzienność.
- Och, dziennikarz. Szczerze mówiąc, nie lubię dziennikarzy – stwierdziłam bez przemyślenia, dopiero potem gryząc się w język. Na mojej twarzy pojawił się grymas i chyba nie powinnam tego mówić.
- I pani chce mnie przekonać, żebym panią ze sobą zabrał? – Zaśmiał się życzliwie, przyjmując godnie krytykę i podszedł bliżej.
- Ostatnio nie jestem zbyt miła, proszę mi wybaczyć – odparłam i patrzyłam na niego z nadzieją. Podniósł moją walizkę z ziemi i wsadził ją do bagażnika.
Odetchnęłam z ulgą, gdy zgodził się mi pomóc. Rzekłabym nawet, że stał się wtedy moim wybawicielem. Artur Kosak, bo właśnie tak się nazywał, okazał się być naprawdę w porządku facetem. Co najważniejsze, nie oczekiwał niczego w zamian. Miałam swój cel, chciałam dorwać Anitę, a potem Mikołaja i nic nie mogło mnie powstrzymać, dlatego poprosiłam go o zabranie mnie ze sobą.
Artur poprawił mi nastrój, właściwie był przezabawnym człowiekiem. Czasem próbował ze mną flirtować, ale skutecznie omijałam ten poziom rozmowy, chociaż on raczej sobie żartował. Z tego, co opowiedział mi o sobie, wywnioskowałam, że często był w trasie, nie miał czasu na życie prywatne i oddał się pracy dziennikarskiej w stu procentach. To go fascynowało, zupełnie jak mnie muzyka. Nie robił tego dla popularności i kasy, ale dlatego, że to kochał. Rozumiałam, co to znaczy mieć pasję i oddać jej serce. Arturowi jednak chyba trochę brakowało normalnego życia. Wyczułam, iż chciałby znaleźć drugą połówkę, założyć rodzinę i czasem odpocząć. Stuknęła mu już trzydziestka, był sam i nie zanosiło się na żadne zmiany. Nie mówił tego wszystkiego wprost, lecz umiałam czytać między wierszami. Był dosyć przystojny, a także nie głupi, ale romanse były ostatnią rzeczą, której bym teraz pragnęła.
Miałam szczęście, że trafiłam na niego. Pisał akurat artykuł o charytatywnym meczu, który odbył się na wrocławskim stadionie. Znane osobistości ze stolicy kontra władze miasta. Przy okazji odwiedził przyjaciela, który mieszkał w okolicznej wsi. Dziękowałam niebiosom, że nasze drogi się skrzyżowały. Artur znalazł się we właściwym miejscu w odpowiednim czasie. Nie znałam w Warszawie nikogo i po cichu liczyłam, że w razie problemów będę miała do kogo się zgłosić. Oczywiście, wcale nie zamierzałam wpadać w tarapaty, ale lepiej dmuchać na zimne.
Podróż mijała nam szybko, licznik wskazywał trzycyfrową prędkość przez prawie całą drogę, ale mnie to zupełnie nie przeszkadzało. Lubiłam prędkość i gorzej bym się czuła, gdyby pokonywał trasę w ślimaczym tempie. Ciągle rozmawialiśmy i oderwałam się trochę od rozmyślań na temat swojego beznadziejnie układającego się życia. Artur odbierał wiele telefonów, prowadził krótkie rozmowy, używając zestawu słuchawkowego, trochę przeklinał, trochę żartował.
Przymknęłam na moment oczy, czując zmęczenie. Niestety, moje uspokojenie nie trwało zbyt długo. Jęknęłam ze złością, rozpoznając pierwsze dźwięki piosenki Mikołaja, gdy Artur przełączył stację radiową. Podniosłam dłoń i zmieniłam kanał, a blondyn spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- To bardzo ładna piosenka, nie lubisz słuchać Mikołaja Radeckiego? – zapytał z ciekawością.
- Nienawidzę… - rzuciłam gwałtownie i uchyliłam okno, bo zrobiło mi się trochę gorąco.
Tak, piosenka była ładna, wręcz śliczna i cudowna, ale należała do mnie, a nie do tego palanta. Tylko kto tak właściwie mógłby mi w to uwierzyć? Moja historia brzmiała absurdalnie. Artur był dziennikarzem - doskonała okazja, aby wzbudzić skandal. Mogłabym przecież opowiedzieć mu o wszystkim i sensacja gotowa, ale trzeba szczerze przyznać - uznałby mnie za idiotkę. Poprawiłam ułożenie ciała, podkładając rękę pod policzek i oparłam głowę o szybę, ponownie przymykając oczy.
Pamiętam, gdy pierwszy raz usłyszałam swoją melodię i słowa w radiu, śpiewane przez tego pajaca. Siedziałam na tarasie przy domu i rozkoszowałam się sierpniowym słońcem. Piłam owocowy koktajl i czekałam na kuriera, który miał mi dostarczyć przesyłkę z kosmetykami. Już wtedy miałam świadomość , że Anita ukradła Tworzysława, ale nigdy przez myśl by mi nie przeszło, iż może zrobić z tego jakiś większy użytek. Minęło wtedy kilka miesięcy od naszej kłótni i nic się nie działo. Nie miałam pojęcia, gdzie poznała Radeckiego, w jaki sposób dogadali się i zawłaszczyli moje teksty, ale kiedy usłyszałam go w radiu z moją piosenką, świat wywrócił mi się do góry nogami. Zakrztusiłam się piciem i momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Nie wierzyłam, nie chciałam wierzyć, że to prawda. Zaczęłam rozpaczliwie szukać informacji o Mikołaju w internecie, pragnęłam wiedzieć, kim on w ogóle był. Przesłuchałam całą jego płytę, każdy utwór, każde słowo, każda melodia – wszystko było moje. Jakim musiał być draniem, skoro z taką pokerową twarzą udawał, że to jego, że tak się napracował, że to prawdziwe i wielkie szczęście? Nie potrafiłam tego zrozumieć. Moją duszę rozsadzał żal, w głowie świdrowało tysiące scenariuszy i byłam bezsilna. Krzyczałam i rzucałam wszystkim dookoła, robiąc przy tym naprawdę niezły bałagan.
            W pierwszym momencie poszłam na policję, chociaż nie bardzo wiedziałam jak się zabrać za tę sprawę. Facet mnie wysłuchał, lecz tak naprawdę stwierdził, że nie mam konkretnych, rzeczowych dowodów, które świadczyłby o winie innych osób, a oni zajmują się poważniejszymi sprawami. Próbowałam go przekonać, tym bardziej, że Anita nie posiadała żadnego talentu muzycznego i udałoby mi się udowodnić pewne rzeczy przed sądem. Może przez to, że policjant zbagatelizował tę sprawę, nabrałam w sobie jeszcze więcej złości i żalu. Nie wierzyłam, że cokolwiek osiągnę w uczciwy sposób. Nie mogłam jednak zostawić tej sprawy, bo za bardzo mnie bolało to, co zrobiła. Właśnie wtedy postanowiłam działać sama.
Przypominałam sobie te chwile praktycznie za każdym razem, gdy słyszałam Mikołaja w radiu. Wystarczył znajomy dźwięk, a moje serce znów pękało na pół. Byłam wściekła, a jednocześnie załamana. Artur nie nalegał, abyśmy słuchali Radeckiego i o nic nie pytał. Skąd mógł wiedzieć, że pod moim słowem „nienawidzę” kryło się coś więcej…
- Moja siostra ma niedługo urodziny – wypalił nagle, a ja posłałam mu pytające spojrzenie, podnosząc głowę. – Bardzo lubi tego Mikołaja, wiesz, platoniczne miłości. Mam trochę znajomości wśród warszawskich dziennikarzy, myślisz, że ucieszy się, jeśli załatwię jej wejściówkę na taką bardziej vipowską stypę, gdzie i ponoć ma się pojawić Radecki?
Zaniemówiłam. Czyżby felerny dzień przekształcał się w dość szczęśliwy? Najpierw planowałam znaleźć Anitę, dowiedzieć się, dlaczego i jak to wszystko zrobiła, ale skoro pojawił się cień szansy na dorwanie Mikołaja, nie mogłam zwlekać. Był „gwiazdą”, a do takich raczej się nie ma za bardzo dostępu. Chyba że… Chyba że poznało się dziennikarza takiego jak Artur Kosak.
- To super pomysł! – wykrzyknęłam z entuzjazmem i pod wpływem emocji miałam ochotę rzucić mu się na szyję. – A mógłbyś załatwić dwie wejściówki?
- Przecież jeszcze przed chwilą go nienawidziłaś – zauważył, zwalniając i zajeżdżając na stację benzynową.
- Oj, wiesz, słucham trochę innej muzyki, ale mam przyjaciółkę, która chciała jego autograf – skłamałam dość głupio, a on zmrużył oczy, gasząc silnik i rozpinając pas.
- Autograf można załatwić w inny sposób – stwierdził, wzruszając ramionami i sięgając do kieszeni po portfel.
- Twojej siostrze na pewno będzie raźniej, jeśli nie pójdzie sama, prawda? – Uśmiechnęłam się miło, ale w środku wszystko się we mnie telepało. To zdanie było mało przekonywujące, bo byłam tylko zwykłą dziewczyną, którą przez przypadek zabrał w podróż. Po co niby miałby się na to godzić? Taka okazja jednak nie zdarzała się codziennie. Musiałam zaryzykować.
- Sam nie wiem, ale mogę spróbować załatwić też coś dla ciebie… - odparł Artur, wlewając w moje serce tonę nadziei na to, że życie Igi Stachowskiej wcale nie będzie takie złe.
Odetchnęłam z ulgą i już wyobrażałam sobie spotkanie z fałszywym idolem całej Polski. Mikołaj Radecki niedługo pożałuje, że się w ogóle urodził.

***
Akcja się powoli rozkręca, chociaż dopiero w to wszystko się wdrażamy. Na razie jednak nie narzekamy na brak weny i pomysłów. Mamy nadzieję, że będziecie coraz bardziej lubić nasze opowiadanie. Kolejny rozdział pewnie za tydzień. Zachęcamy do komentowania!
Jeśli macie pytania do nas - linki po lewej stronie.
Pozdrawiamy!

8 komentarzy:

  1. To chyba lekko przerażające, bo opublikowałyście dopiero drugi rozdział, ale ja już jestem zakochana w tej historii :D Zdecydowanie trafiłyście z tematyką, jeśli chodzi o mój gust, a ponadto czyta się naprawdę przyjemnie. Już zdołałam się przywiązać do głównej bohaterki, jak i wciągnąć w całą historię ^^
    Prawdę powiedziawszy, kiedy tylko pojawiła się wzmianka, że facet, który wpadł na Igę, ma w ręku aparat, od razu przyszło mi do głowy, że to dziennikarz (ewentualnie jakiś miłośnik przyrody, haha). Oczywiście od razu pomyślałam, że może to początek jakiegoś miłosnego wątku, ale okazało się inaczej. Nie jestem jednak zawiedziona. Też się martwiłam, w jaki sposób Iga dotrze do celu i Artur właściwie spadł jej z nieba. Myślałam, że ten niewyparzony język bohaterki przekreśli szanse na to, że dziennikarz ją ze sobą zabierze, na szczęście facet jest obdarzony poczuciem humoru, co zdecydowanie zaskarbiło sobie moją sympatię ;D
    Swoją drogą nadal jestem cholernie oburzona na to, co zrobiła Anita. Nie dość, że prawie zadusiła pasję najlepszej przyjaciółki, to jeszcze ukradła efekty jej pracy, przekazując je komuś innemu. Pewnie oboje z Mikołajem śmieją się do rozpuku i dzielą między sobą pieniądze, które napłynęły na skutek sukcesu płyty Radeckiego. W sumie trochę szkoda, że Iga nie chce powiedzieć Arturowi prawdy, ale może po zdobyciu tej wejściówki uda jej się na tym spotkaniu ośmieszyć piosenkarza? Należy mu się. Jak można przywłaszczać sobie coś, co stworzył ktoś inny i jeszcze zbierać za t gratulacje? To bezczelne.
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Jesteście genialne, co tu więcej dodać?
    Iga miała szczęście, że trafiła na tego dziennikarza. Mam nadzieję, że załatwi on dziewczynie i swojej siostrze tą wejściówkę na imprezę :) No i mam nadzieję, że zemsta będzie słodka! Już nie mogę się tego doczekać! :D No i jestem ciekawa, czy Artur i Iga, to będzie coś przelotnego, czy coś poważnego? ;) Czekam na kolejną notkę! :* <3

    A tak z innej paki ;)
    Właśnie ruszyłam z nowym opowiadaniem, po zakończeniu /love-in-big-city/. Teraz czas na coś nowego! :) Wrzuciłam pierwszy rozdział, jeżeli jesteś zainteresowana zapraszam na
    http://mazury-kraina-milosci.blogspot.com/
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafiłam na ten blog i już pierwsze zdanie spowodowało, że rozkleiłam się, jak głupia i codziennie wchodziłam sprawdzając, czy przypadkiem nie dodałyście nic nowego. Cudowne *.*
    UWAGA, UWIELBIAM PISAĆ DŁUGIE KOMENTARZE KOMENTUJĄC ABSOLUTNIE WSZYSTKO! (a, że mam rozdział do tyłu.. cóż. naczytacie się xd)
    Tak więc. Anita jest jedną, wielką s*ką. Przepraszam za słowo, aczkolwiek nie potrafię skomentować to jakkolwiek inaczej. Jak można ukraść swojej przyjaciółce Tworzysława (kocham tą nazwę!)i oddać tekst innej gwiazdeczce? Brak słów. Ja bym czegoś takiego w życiu nie zrobiła. Choćby przez wzgląd na stare czasy..
    Co do Artura. Wydaje mi się bardzo, ale to bardzo ciekawą osobą. Moje serce zdobył już dzięki wypisanemu poczuciu humoru. Aczkolwiek, nie wyobrażam sobie, aby Iga mogłaby być z nim. Zdecydowanie za stary ^^ No i kwestia z patrzeniem w biust... Tu sobie doigrał mimo, iż jest mężczyzną xd.
    Teraz czas na przypuszczenia..
    Tak sobie pomyślałam, że może Radecki wcale nie wie, iż jego piosenki są kradzione? Może Anita wmówiła mu, że to jej kompozycje, ale nie potrafi śpiewać, więc odda mu je? Cóż, prawdopodobne.
    A może Mikołaj wraz z Igą odnajdą wspólny język i uda im się stworzyć piękny duet? Kto wie...?
    Sercem będę z wami do końca. Nawet, jeżeli nie dam rady skomentować. Kontynuujcie ten kawał genialnego opowiadania. Oby tak dalej! ; ***

    Pozdrawiam, bardzo mocno ściskam i życzę wam bardzo, ale to bardzo dużo weny i kolejnych cudownych pomysłów. ~ Kalab17

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za rozbudowany komentarz, oczywiście nie gniewamy się, bo takie lubimy najbardziej! :D
      Twoje domysły pozostawiam bez odpowiedzi... Między Igą i Arturem 8 lat różnicy swoją drogą... nie wiem czy to dużo czy mało ;>
      Cieszymy się, że ci się spodobało! :)

      Usuń
  4. zaintrygowała mnie postać Artura i tego Mikołaja. Jestem jednak za tym aby Iga zemściła się na tym drugim jeśli faktycznie brał on udział w kradzieży jej piosenki. Moim zdaniem powinien dostac za swoje. Co do Artura hmm wydaje się byc w porządku, ale jeszcze mało o nim wiem by móc wyłapać w nim odpowiedniego kandydata dla Igi czy kogokolwiek. Dodaje u siebie do linkow i czekam na kolejny rozdział :)
    prawo-do-zycia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest i drugi rozdział. Artur pojawił się w samą porę. Nie dość, że pomógł jej dostać się do Warszawy to jeszcze ta wejściówka. Ten facet to taki grom z jasnego nieba. ; )
    Ze zniecierpliwieniem oczekuję kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  6. Idze się poszczęściło i uda jej się dostać do Warszawy na czas. Miała naprawdę farta, że natrafiła na Artura i co najważniejsze, że zabrał ją ze sobą. Swoją drogą, ten Artur wydaje się być bardzo pozytywny - sympatyczny, z poczuciem humoru, a jego znajomości w pewnych kręgach mogą się zdecydowanie później przydać. Zresztą już teraz, jeśliby udało mu się załatwić te wejściówki, przed Igą stałaby szansa spotkania z tym całym Radeckim. W sumie to bardzo ciekawi mnie jaki on jest i czy wie, że wszystkie jego teksty są kradzione? Jeśli tak, to musi być z niego strasznie bezwzględny i bezuczuciowy człowiek. Chociaż, obstawiam, że nie do końca jest wszystkiego świadomy. Wszystko okaże się pewnie niedługo ;) Rozdział bardzo fajny, akcja rzeczywiście rusza do przodu i już nie mogę doczekać się dalszych rozstrzygnięć.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Artur wybawiciel :D cieszę się, że Iga spotkała go na swojej drodze :) i miło, że zdołał jej pomóc. ;D Jestem ciekawa czy to postać tylko na jeden, dwa rozdziały, czy może się gdzieś przewinie jeszcze nie raz ;) bo w sumie go polubiłam.. ;d Haha końcóweczka najlepsza, nie ma to jak wyprosić wejściówkę, żeby spotkać się z kimś kogo się nienawidzi :)) wprost nie mogę się doczekać tego spotkania! :) Pozdrawiam. /przewrotnosc-losu/

    OdpowiedzUsuń