piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział czwarty

            Jesteś draniem, zerem, łajdakiem. Skurwielem? Nienawidzę cię, nie znoszę, nie cierpię. Rzygam tobą? Zapłacisz mi za to, skopię ci dupę, zniszczę każdy dzień. Rozpierdolę twój świat? Bezczelny kretynie, perfidny złodzieju, egoistyczny oszuście. Parszywa świnio? Ha, ha, ha… To proste, nie mogłabym powiedzieć mu tego w twarz. Zresztą, najchętniej naplułabym mu w ten wypielęgnowany ryj i pobiła ze skutkiem śmiertelnym, ale nie… Wolałam, aby cierpiał, aby czuł się tak upokorzony i wykorzystany jak ja. Już wyobrażałam sobie te piękne dni, gdy idealny Mikołajek przechodzi katusze, emocjonalne, nie fizyczne. Ból psychiczny zgniata duszę, cielesny co najwyżej jaja. Ale on to ich chyba nawet nie ma…
            Pociągnęłam czerwoną szminką usta, zamrugałam wytuszowanymi rzęsami, dokładnie przyglądając się w lusterku swoim policzkom, na które nałożyłam cienką warstwę fluidu i głęboko westchnęłam. Jak na kelnerkę przystało, upięłam włosy w schludny kok, ażeby żaden z gości nie napotkał w przystawce niespodzianki w postaci mojego włosa. Chociaż akurat Radecki mógłby się nim zakrztusić, zupełnie by mi to nie przeszkadzało. Naprawdę, chęć zemsty rozsadzała moje wnętrze, czułam, że wszystko się we mnie telepało. Jednak przez te kilka dni, które zostały mi do imprezy, przemyślałam całą sprawę. Pójdę tam, oczywiście, ale muszę działać stopniowo. Mogłabym tam wpaść, nawet z pistoletem, wykrzyczeć całą prawdę, pozabijać winnych i wystraszyć pozostałych, lecz po takim przedstawieniu jedyne, co by mnie czekało, to białe ściany i piżamka ze szpitala psychiatrycznego, w którym spędziłabym na pewno najcudowniejszy czas w swoim życiu. Iga Stachowska postanowiła zatem zrezygnować z tego luksusu i zemścić się z klasą. Było we mnie multum gigantycznie okrutnych uczuć, których się bałam, ale które wciąż narastały. Czułam w pewien sposób, że przez cały ten żal, traciłam nad sobą kontrolę.
            Nie podobało mi się jak wyglądałam w uniformie, który przygotowano specjalnie na tę stypę. Nigdy nie przepadałam za krótkimi spódniczkami, chociaż podkreślały kobiecie atuty. Nie umiałam zrozumieć po jakiego wała łączy się tę część garderoby z elegancką bluzeczką o śnieżnobiałym kolorze, ze sztywnym kołnierzykiem i drobnymi guziczkami. Stwierdziłam, że nie będę się męczyć, latając w szpilkach w tę i z powrotem, dlatego włożyłam wygodne, ciemne baleriny. Pierwszy raz spotkałam się z tym, by kobiecej części obsługi kazano do takiej pracy zakładać szpilki. Totalne nieporozumienie. Jak na mój gust prezentowałam się niczym napalona kujonka. Brakowało mi tylko okularów i książek pod pachą. Cóż, z tacą wcale nie wyglądałam lepiej. Nie miałam się co przejmować, ponieważ na imprezie było dziesięciu kelnerów, więc nie czułam się osamotniona w swoim dziwacznie nijakim stroju. Na tle tych wszystkich gwiazdeczek wypadaliśmy dość blado. No jasne, kimże był ktoś taki jak kelner w porównaniu z nimi wszystkimi?
            Zawsze myślałam, że gdy spotkam kogoś sławnego, będę czuła się zaszczycona i stremowana. Tymczasem nie zrobiło to na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Moja nienawiść do Radeckiego rozprzestrzeniała się w ogromnie szybkim tempie na cały ten gwiazdorski świat. Mijałam w czasie wieczora aktorów z tych wszystkich genialnych polskich serialików, a także usługiwałam różnym wokalistom od siedmiu boleści. Może nie powinnam tak źle o nich myśleć, tak się wyrażać, lecz to było silniejsze ode mnie i nie potrafiłam nad tym zapanować. Była tu cała śmietanka celebrycka, a Mikołaja Radeckiego ani widu, ani słychu. Zabawa się rozkręcała, niektórzy nawet już sporo popili, inni dopiero przychodzili, lecz ja czułam narastające zdenerwowanie. Gdzie jesteś do jasnej ciasnej, ty, oszuście? Może się rozmyślił? Nie, nie, nie… Taka okazja i nic by z tego nie wyszło? Byłam wściekła, cholernie wściekła i właściwie straciłam nadzieję. Latałam jak durna ze sztucznym uśmiechem i pytałam kolejne sławne osoby, czy coś im podać. To ich takie lekceważące zachowanie, że niby popatrzą tak przyjemnie, a naprawdę uważają cię za nic nieznaczące tłuste i soczyste zero, cholernie mnie irytowało. Nie oczekiwałam, że zaczną ze mną rozmawiać i się mną zachwycać, ale byłoby miło usłyszeć słowo podziękowania, chociaż jedno. Czułam się coraz bardziej zmęczona, rozbolała mnie głowa od tego hałasu i zgiełku. Muzykę puszczał jakiś koleś z radia, a wszędzie roiło się od paparazzich. Flesze wciąż błyskały, nawet dostrzegłam trzech kamerzystów i dziennikarki biegające z mikrofonami. Artura jednak nigdzie nie widziałam.
Otarłam wierzchem dłoni spocone czoło i postanowiłam wyjść na zewnątrz, by trochę odetchnąć. Przeszłam przez kuchnię, gdzie również panował chaos i skwar, chwyciłam swoją kurtkę, po czym narzuciłam ją na ramiona i wyszłam na zewnątrz. Zimne jesienne powietrze od razu mnie orzeźwiło. Usiadłam na murku, zaraz przy drzwiach i rozprostowałam kości. Było już ciemno i naprawdę cicho, spojrzałam na wyświetlacz komórki i zobaczyłam, że już po dwudziestej trzeciej. Jedynie muzyka z lokalu trochę przedostawała się przez mury, ale przestało mi to przeszkadzać.  Nagle usłyszałam jakiś szmer, na początku się przestraszyłam, ale sekundę potem ochłonęłam i wytężyłam słuch. Rozmowa. Wstałam najciszej jak mogłam i w niemal zupełnej ciemności zmierzałam przed siebie, lokalizując rozmówców. Dwa głosy, kobiecy i męski. Ten drugi brzmiał znajomo, naprawdę znajomo. Głęboki, dość seksowny, a jednocześnie tajemniczy. Tak, to był on! Żołądek ścisnął mi się z przejęcia, a w głowie wszystko zawirowało. Schowałam się za drzewem, czując się naprawdę idiotycznie i spojrzałam w ich stronę. Światło latarni, umiejscowionej przy parkingu, rozjaśniło tę potajemną schadzkę. Zatarłam ręce, oczekując nie lada sensacji.
Mikołaj Radecki wyglądał… no przystojnie, ale to nie powinno mieć znaczenia... Miał na sobie szary garnitur, który doskonale komponował się z czerwonym krawatem i białą koszulą. Jego ciemne włosy najchętniej bym obcięła, bo były trochę przydługie, lecz wtedy wyglądałby chyba jeszcze bardziej atrakcyjnie. Gdy pierwszy raz zobaczyłam jego zdjęcie w internecie, pomyślałam, że facet musi mieć jakieś włoskie korzenie. Wskazywała na to jego śniada karnacja i pełne usta, a także czekoladowe oczy i coś takiego… Trudno to nazwać, ale poruszał się z klasą, tak niby uwodzicielsko, i pewnie niejedna naiwna dziewczyneczka na to poleciała. Niestety, raczej moje przypuszczenia, co do włoskich korzeni, nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Chyba, że jakaś prababka dziadka babki była Włoszką. Takie tam moje głupkowate domysły… Urody nie mogłam mu odmówić, pewnie także dzięki niej udało mu się zrobić szybką karierę.
Stał, opierając się o maskę czarnego samochodu. Oczywiście, jakiś mercedesik. Ja mogłam sobie pozwolić co najwyżej  na rozklekotane Tico. Wyraz jego twarzy wskazywał raczej na to, że nie był za bardzo w nastroju. Marszczył brwi, wzdychał, gestykulował. Ona natomiast chodziła nerwowo obok niego i wydawała się dość zamyślona. Nie miałam pojęcia kim była. Nie przypominałam sobie, żeby należała do sław, a poza tym wyglądała dość przeciętnie. Krótkie włosy blond, dość niska, krągła, ubrana w ciemne biodrówki i zielony płaszczyk. Zaniepokoiłam się na moment, gdy wyjęła chusteczkę i wytarła oczy, a potem wydmuchała nos. Płakała? Wytężyłam bardziej słuch, napinając przy tym całe ciało. Dzieliło mnie od nich jakieś pięć metrów, może ciut więcej.
- Sylwia, daj spokój, przyjaźnimy się tyle czasu, a ty wykręcasz mi taki numer?!
Ej, ej, mistrzem wykręcania numerów jesteś ty, barbarzyńco!
- Mikołaj, proszę cię, nie rób mi tego… – wysepleniła przez potok łez.
- Nie kocham cię, nie wiem, co sobie ubzdurałaś, ale ja nie mogę być z kimś, kogo nie darzę uczuciem i znasz mnie, nie jestem typem, który zalicza panienki, dla mnie liczy się coś więcej i przecież zawsze o tym wiedziałaś – denerwował się, jednocześnie próbując załapać czuły ton głosu.
Kto by pomyślał, że on taki uczciwy? Nie wierzyłam w te brednie. Ta dziewczyna z tego, co zdążył powiedzieć, a ja ogarnęłam, była jakąś jego przyjaciółką, zakochaną oczywiście, a on jej nie chciał. Cóż, Sylwusiu, droga, kochana, nie wyglądasz jak modelka, nie masz mu nic do zaoferowania. Pewnie jego ulubione liczby to dziewiędziesiąt-szęśćdziesiąt-dziewiędziesiąt, a nie apetyczne trzycyfrowe numery. Jeśli chcesz, by cię pragnął, to nie wiem… Może napisz jakieś ckliwe teksty piosenek? Gwarantuję ci, że wtedy na pewno się tobą zainteresuje.
Przemawiała przeze mnie duża dawka ironii, ale w głębi serca współczułam tej biedulce. Najwyraźniej krzywdzenie ludzi to zawodowa fucha Radeckiego, w dodatku ukryta. Przykre.
Blondynka odeszła, zapewne zdruzgotana, a on nawet nie wysilił się, by ją pocieszyć. Zwyczajnie ją olał. Stał tak jeszcze chwilę, co stanowiło doskonałą okazję, abym do niego podeszła i zagadała, ale… Zabrakło mi, może nie tyle co odwagi, a… pomysłu? No bo tak właściwie, co miałabym mu powiedzieć? Niestety, w żaden sposób nie zdobyłabym się na miłe słowa. Nie wobec niego. Chyba potrzebowałam jeszcze czasu, aby ochłonąć, jakoś się przygotować, lecz… Szans na takie spotkanie nie będę miała już zbyt wielu, może nawet wcale... Dobra, idę!
- Iga! – usłyszałam za sobą czyjś krzyk i od razu się zgarbiłam, marszcząc twarz. Wyglądałam jak przestraszony kot. Stałam obok drzewa i zmrużyłam oczy, a gdy je otworzyłam, dostrzegłam, że Mikołaj Radecki patrzy badawczo w moją stronę. Kurka wodna, co za wtopa!
Uśmiechnęłam się idiotycznie i odwróciłam do niego tyłem, dostrzegając jednego z kelnerów, który biegł w moją stronę i wciąż wykrzykiwał moje imię. Głucha nie byłam, po co on tak wrzeszczał? Kompromitacja na całej linii. Zamiast zbłaźnić Radeckiego, ja błaźnię się przed nim. Brawo, Iga, jesteś mistrzynią zemsty! Logicznym było, że go podsłuchiwałam, jakby inaczej, i nawet największy debil świata, by się tego domyślił.
- Gdzie ty się włóczysz?! – krzyknął na mnie z oburzeniem kelner. – Jest masa roboty, a ty sobie spacery urządzasz? Wszyscy pracujemy na pełnych obrotach i ty też powinnaś.
- Głowa mnie rozbolała, nie krzycz na mnie! – Tym razem to ja podniosłam głos, wpatrując się ze złością w szare tęczówki szatyna. – Musiałam się przewietrzyć.
Uspokoił się, ale pociągnął mnie mocno za ramię. Ruszyłam z powrotem w stronę lokalu. Odwróciłam się jeszcze ukradkiem, płonąc ze wstydu. Mikołaj wciąż patrzył i nawet uśmiechnął się pod nosem. Och, jeszcze tego brakowało, by się ze mnie nabijał. Gdyby tylko wiedział… Przynajmniej jakoś tam zaistniałam w jego świadomości. Niezbyt udanie, no ale…
Wróciłam do roboty, będąc wściekła na siebie, na kelnera i na Mikołaja. Niby nic wielkiego się nie stało, może już zapomniał i zacznę to w lepszym stylu od początku? Wątpliwe… W dodatku pojawił się w samym centrum imprezy, momentalnie wzbudzając zainteresowanie mediów, a także kolegów z branży. To była jego chwila. Od pewnego czasu był na fali, wróżono mu wielką światową karierę, chciano go poznać. Taki był "zdolny"… Obserwowałam to głupie ożywienie, czując kłujący i palący ból w sercu. Nie pragnęłam już nawet być sławna, ja po prostu nie chciałam być częścią jego sukcesu, jego życia, a byłam i nic nie mogło tego zmienić. Zabrał najważniejszą, najpiękniejszą, najbardziej intymną strefę mojego "ja" i nie miał o tym zielonego pojęcia. Okradł mnie z marzeń, z duszy, z tego, co uważałam za swoje niebo. Miałam się z tego cieszyć? Być na to obojętna? Nie umiałam, a w dodatku on tym okrutnym czynem mnie zablokował. Zmieniałam się, czułam to, przeobrażałam się w bestię, której jedynym celem było zło. Nie mogłam temu zapobiec i nie chciałam, choć bałam się tego, kim się staję i nie byłam w stanie przewidzieć do czego się posunę. W mojej głowie pojawiało się tyle okrutnych myśli i przerażało mnie, że kompletnie mi one nie przeszkadzały…
            Patrzyłam na niego. Jego uśmiechy, poruszające się wargi, marszczące się kąciki oczu, unoszące się brwi… Świat jakby zwolnił. Był tak blisko, człowiek, który z pomocą Anity zniszczył moje życie, a ja nie mogłam mu nic zrobić, bo oni wszyscy stanęliby po jego stronie. Czułam się jak w transie, błądząc wzrokiem po jego twarzy. Szukałam w niej fałszu, kłamstwa, chciwości. Powiedział, że za moment zaśpiewa piosenkę. O losie! Mój utwór w mojej obecności, a najważniejszy w tym wszystkim będzie on, a nie ja. To bolało.
            Wszedł na niewielką scenę, wziął mikrofon do ręki i zaczął śpiewać a capella utwór pod tytułem „Konstelacja serc”. Dlaczego w dodatku ta piosenka? Opowiadała o moich rodzicach, o ich cichej miłości, o pięknie, które razem stworzyli, ale tylko ja wiedziałam, o kim był ten tekst. Ludzie odbierali tę melodię i słowa jako romantyczną i cudowną historię, rozgrywającą się między dwojgiem ludzi, za pewne automatycznie utożsamiali ją z Mikołajem. Przez to zyskiwał w ich oczach, a prawda była zupełnie inna. Na sali zapadało milczenie, każdy wsłuchał się w ten utwór. Radecki śpiewał, a ja zupełnie nieświadomie zaczęłam nucić pod nosem. Każde kolejne słowo sprawiało, że nasze wargi układały się tak samo, ale na pewno nasze serca czuły co innego… Zamknęłam oczy, dając się ponieść tej chwili. Dlaczego mi to zabrałeś, dlaczego?! Krótki moment ciszy po ostatnim wersie, gromkie brawa, piski, zachwyt. Przytłoczyło mnie to zakłamanie. Otworzyłam oczy, brzydząc się nim. A on… On patrzył na mnie i zupełnie nie rozumiałam dlaczego…
***
Pierwsze zetknięcie Igi z Mikołajem za nami. Jak widać różne emocje w niej szaleją i na pewno nie ma łatwo. Mamy nadzieję, że się Wam podoba i zapraszamy na kolejne części, bo będzie się działo! Dziękujemy za wszystkie komentarze. Buziaki! :*

EDIT: Szablon zmieniony! My jesteśmy nim zachwycone! I dziękujemy Meadow za jego wykonanie. :*

10 komentarzy:

  1. Zdecydowanie dałyście czadu :D
    Wstęp boski - uśmiałam się co nie miara :P Ten ostry język - i like it! No i ten tekst o napalonej uczennicy - rozwalił mnie po prostu :D
    Świetne opisane emocje dziewczyny, co tu więcej gadać? Macie ogromny talent i chwała Wam za to - Kocham Was :* <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Igę, naprawdę. Ma takie dwie twarze, z czego każda jest nieodłączną cechą jej osobowości. Z jednej strony to bardzo wrażliwa, uczuciowa i sympatyczna dziewczyna, a z drugiej sprawia wrażenie pełnej cynizmu, złośliwej i bezczelnej. To naprawdę ciekawe połączenie i chyba dlatego obdarzyłam bohaterkę tak ogromną sympatią ;D
    Muszę przyznać, że po pewnym czasie sama zaczęłam się obawiać, że ten cholerny Radecki nie zjawi się na vipowskiej imprezie. Cały wysiłek Igi włożony nie tylko w dostanie się do Warszawy, ale także w te kelnerowanie (to chyba było dla niej trochę upokarzające) poszedłby na marne. Na szczęście jego szlachetna dupa w końcu znalazła się na właściwym miejscu. Mimo wszystko, kiedy razem z Igą podsłuchiwałam jego rozmowę z Sylwią, zostałam pozytywnie zaskoczona. Myślałam, że ta dziewczyna dopiero co wyszła z jego łóżka, a koleś właśnie każe jej spadać, tymczasem zagrał otwarcie i szczerze, a przede wszystkim uczciwie... Co nie jest do niego podobne. Zaczęłam się zastanawiać, czy on w ogóle wie, że Anita ukradła kompozycje kogoś innego? Może ta wredna suka udała, że to są jej teksty, a on je po prostu odkupił? Sama nie wiem. Zastanowiło mnie również jego zachowanie w trakcie występu. Oczywiście dla Igi to nie było przyjemne przeżycie, zwłaszcza, że Mikołaj zaśpiewał tak osobistą dla niej piosenkę, ale tego jego spojrzenie skierowane wprost na nią... Czyżby mu się spodobała? Biedak, jeszcze nie wie, co go czeka :D
    Robi się coraz ciekawiej, dlatego niecierpliwie czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba nic co napisze, nie bedzi w pełni oddawać mojej opini i uczuć do tego opowiadania, jak powyższy komentarz Aivalar... Zgadzam się z tobą w 100 % i dobrze ujełaś myśli w słowa.A wam rozdział wyszdł naprawdę cudownie. Jestem podwrażeniem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Misiaczki, moje kochane (Charlize jeszcze nie poznałam, ale pozwolę sobie na takie milusie przywitanie), ależ nie ma za co. Służę pomocą :D Przepraszam, że dopiero teraz się odzywam, ale jakimś cudem nie miałam nieba w obserwowanych i tak oto przeminęły mi te cztery rozdziały i dopiero teraz je łyknęłam. Oczywiście nie mam pojęcia jak ułożyć ten komentarz, bo w porządnym pisaniu opinii za dobra nie jestem i zawsze bałagan mi wychodzi, no ale jakoś spróbuję to ułożyć... Po prologu kompletnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Nie sądziłam, że tytuł "Niebo skradzionych słów" będzie akurat w takim znaczeniu. Myślałam raczej o czymś w stylu romansu Igi z Mikołajem, gdzie po seksie pojawia się zdrada i owa kradzież jakiegoś utworu, a tu proszę. Jestem przemile zaskoczona. Pomysł na opowiadanie cholernie mi się podoba! Jest konkretny, naprawdę. Choć dla kogoś może wydać się zwyczajny na pierwszy rzut oka, dla mnie jest wyjątkowy i wiem, że nie będzie łatwo i prosto. Znając Carlę pewnie nie mało tutaj zamotała w fabule :D Co do bohaterki.. Jest świetna. Ta jej cała złość i nienawiść do tej dwójki jest momentami smutna, a niekiedy wręcz komiczna. Postać jest super. W dodatku wspomnę, że troszkę dziwnie mi się czyta jej narrację, zważywszy na fakt, iż Laura z Szelestu i Colin z Krawędzi są bardziej spokojnymi bohaterami, szczególnie ta pierwsza. Jest to znaczna odmiana dla Carli i powiem, że świetnie się czyta. Obie, dziewczyny, spisujecie się bardzo dobrze w kreowaniu Igi. Jest żywa, nieprzewidywalna, wybuchowa, zabawna. Po prostu... Prawdziwa. Jest normalną osobą, widać w niej codzienne zachowania wielu ludzi, i to jest fajne :D (użyłam zakazanego słowa). Podoba mi się ta determinacja, chęć mordu (prawie jak u mojej Nancy, ale tutaj jest gorzej, chociaż w sumie, że mają wiele wspólnego.. >spam O Hesitate dla Carli<) i fakt, że zdecydowała się wyruszyć w nieznane zupełnie sama, co czyni ją odważną. Ma silny charakter, bo pragnie zemsty i zbliża się ku niej drobnymi krokami. Ważne, że w ogóle postanowiła coś z tym wszystkim zrobić. Ta cała ironia i sarkazm wylewające się z niej są wspaniałe. Nie było rozdziału, w którym chociaż raz bym się nie zaśmiała. Przysięgam. Wielkie, wielkie gratulacje dla Was, bo jest niewiele tak zabawnych opowiadań! Uwielbiam motyw ze staruszką w autobusie, mistrz. I jeszcze na dowalenie tekst kierowcy i o kierowcy. Taksówkarz - kolejna wisienka. Wyobraziłam go sobie w aranżacji podobnej do Ali G XD Czytając te cztery, zaległe rozdziały robiłam sobie notatki o czym powinnam tu wspomnieć i kopiowałam niektóre fragmenty, które mnie rozbroiły, ale jednak ich nie dodam, bo za dużo ich było. Wspomnę tylko o jednym, a mianowicie: "Ból psychiczny zgniata duszę, cielesny co najwyżej jaja." Przepiękne jest ten tekst, naprawdę :D Dziewczyny, dziewczyny... Już jestem uzależniona. Ano, jeszcze wspomnę, że nie lubię czytać opowiadań, które dzieją się w Polsce, ale tego nie da się nie czytać. Dzięki Wam zmieniam powoli zdanie. W dodatku przyjemnie będzie się czytać o czymś, co się zna (czyt o Warszawie) :D No i na koniec powiem, że robienie tego szablonu to była czysta przyjemność, a jeszcze większą jest czytanie tego opowiadania. Rzecz jasna czekam na następny post z niecierpliwością i mam nadzieję, że się zadzieje... :D
    Pozdrawiam cieplutko! c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego mi to robicie? Dlaczego przerywacie rozdział w takiej chwili? Znajdę Was, zaknebluje, posadzę przed komputerem i każe pisać, pisać i pisać. Cholera, czytałam jednym tchem wszystko po kolei, pod koniec brakowało mi oddechu. A Wy przerwałyście w takim momencie...
    Aczkolwiek i tak Was kocham, i będę z Wami do końca. Tak się wkręciłam w to opowiadanie, że zdarza mi się wchodzić w nie w tygodniu i przypominać sobie, co do tej pory napisałyście. A potem czekam na rozdział nabijając Wam odwiedzin.
    Coś mi się wydaje, iż Iga trochę zbyt głośno zaczęła "nucić" piosenkę wraz z Mikołajem. Co oznacze, że na pewno zapadnie mu w pamięć i będzie miała okazje do konfrontacji z nim sam na sam. O tak!
    Ale dość spekulacji. Ja chcę nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  6. O jaki ładny szablonik ;> bardzo mi się podoba! A co do rozdziału, jak Mikołaj kłócił się z jakaś dziewczyną to pomyślałam, że z Anitą, cóż, dwa ptaszki w jednej klatce, ale to by było za proste pewnie i pojawiła się jakaś zakochana przyjaciółeczka, zdarza się. Podsłuchiwanie pod drzewem przez Igę ich rozmowy było w jej sytuacji całkiem zrozumiałe, w końcu musiała rozeznać teren i "poznać" swojego wroga.. szkoda, że to tak się niefortunnie skończyło dla niej. Kiedy on śpiewał jej piosenki, a ja byłabym na miejscu Igi, ten koleś nie wyszedłby z tej imprezy cało! Co za dupek! Patrzył na nią.. czy mam się domyślać, że ona mu się spodobała, ale się chłopak zdziwi, kiedy prawda wyjdzie na jaw :D Pozdrawiam. /przewrotnosc-losu/

    OdpowiedzUsuń
  7. Iga jest momentami taka zabawna. Te jej pojawiające się gdzieś mimochodem uwagi, zawierające w sobie naturalną, nieszkodliwą ironię, sprawiają, że czytając, wciąż się uśmiecham. Bardzo ją lubię, bo choć momentami zagubiona i wrażliwa, ciągle idzie do przodu i próbuje. Nie poddaje się, walcząc o swoje. Zawsze miałam słabość do takich postaci :D Co do rozdziału, już nieco konkretniej… Przede wszystkim Mikołaj. Na razie nie wyszedł na żadnego zapatrzonego w siebie gwiazdorzyka, wręcz przeciwnie. Ta scena, której świadkiem stała się Iga (ładniej to brzmi niż podsłuchiwać i podglądać :P) pokazała go prawie, że w dobrym świetle. Tylko teraz pojawia się kwestia na ile można ufać jego własnym słowom. W tym wypadku obstawiam jednak, że raczej można. Właściwie trochę tak liczyłam na to, że przynajmniej na początku Radecki okaże się być z pozoru ‘w porządku’, bo raz, że to tylko doda dodatkowej dramaturgii, a dwa, jak dla mnie, będzie mniej oczywiste, a potem (ewentualnie) w odpowiednim momencie może wyjść na jaw jego prawdziwa natura, więc pojawia się więcej opcji rozstrzygnięć. I na koniec to zagadkowe spojrzenie. Ha, wyczuwam tu jakieś zainteresowanie :D Tak bardzo intryguje mnie w jaką stronę pójdzie akcja. Może, mimo początkowej masy złorzeczeń i wora niechęci względem Radeckiego, Iga i Mikołaj połączą siły przeciw Anicie? Kto ich tam wie, wiele zależy od przypadku i tego, jaki naprawdę jest Radecki. Muszę opracować jakąś technikę cierpliwego czekania, bo to wyczekiwanie na kolejne rozdziały tutaj mnie zgubi ;)
    Wybaczcie taki chaotyczny komentarz, ale ostatnio zupełnie nie mogę sensownie opisać swoich wrażeń po przeczytanych rozdziałach :( Chyba świadomość zbliżającego się września tak na mnie wpływa.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ironia Igi wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Spodziewałam się wielkiego nadętego gwiazdora, a Mikołaj okazał się całkiem okay. Przynajmniej na razie odniosłam takie wrażenie. Ułożyłam sobie pewien zarys dalszych losów i jestem ciekawa, czy choć odrobinę Was rozgryzłam. ; )
    Powodzenia. ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowne opowiadanie :*
    Jak przeczytałam pierwszy rozdział to nie mogłam się odciągnąć .... Niesamowity blog :))
    Dziękuje za polecenie go na moim blogu.
    Życzę weny i pozdrowionka .

    Chciałabym zaprosić także na mój : http://good-girls-love-bad-boyss.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Okeeey.
    Bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba :) Piszecie świetnie :) Macie fajny, lekki styl. Czytałam te cztery KRÓTKIE rozdziały z największą przyjemnością :)
    Bardzo fajnie wykreowałyście głównych bohaterów. Jestem wręcz zachwycona Igą. Jest bardzo.. naturalną postacią, którą można pokochać. Jest osobą z krwi i kości.
    Mikołaj ... jeszcze nie wyrobiłam sobie o nim zdania. Poczekam do piątki, czyli do jutra :)

    w międzyczasie zapraszam na: http://u-progu-nowej-ery.blogspot.com/


    Zajrzę do Was jutro :)

    OdpowiedzUsuń