Jesteś
draniem, zerem, łajdakiem. Skurwielem? Nienawidzę cię, nie znoszę, nie cierpię.
Rzygam tobą? Zapłacisz mi za to, skopię ci dupę, zniszczę każdy dzień.
Rozpierdolę twój świat? Bezczelny kretynie, perfidny złodzieju, egoistyczny
oszuście. Parszywa świnio? Ha, ha, ha… To proste, nie mogłabym powiedzieć mu
tego w twarz. Zresztą, najchętniej naplułabym mu w ten wypielęgnowany ryj i
pobiła ze skutkiem śmiertelnym, ale nie… Wolałam, aby cierpiał, aby czuł się
tak upokorzony i wykorzystany jak ja. Już wyobrażałam sobie te piękne dni, gdy
idealny Mikołajek przechodzi katusze, emocjonalne, nie fizyczne. Ból psychiczny
zgniata duszę, cielesny co najwyżej jaja. Ale on to ich chyba nawet nie ma…
Pociągnęłam
czerwoną szminką usta, zamrugałam wytuszowanymi rzęsami, dokładnie przyglądając
się w lusterku swoim policzkom, na które nałożyłam cienką warstwę fluidu i
głęboko westchnęłam. Jak na kelnerkę przystało, upięłam włosy w schludny kok,
ażeby żaden z gości nie napotkał w przystawce niespodzianki w postaci mojego
włosa. Chociaż akurat Radecki mógłby się nim zakrztusić, zupełnie by mi to nie
przeszkadzało. Naprawdę, chęć zemsty rozsadzała moje wnętrze, czułam, że
wszystko się we mnie telepało. Jednak przez te kilka dni, które zostały mi do
imprezy, przemyślałam całą sprawę. Pójdę tam, oczywiście, ale muszę działać
stopniowo. Mogłabym tam wpaść, nawet z pistoletem, wykrzyczeć całą prawdę,
pozabijać winnych i wystraszyć pozostałych, lecz po takim przedstawieniu
jedyne, co by mnie czekało, to białe ściany i piżamka ze szpitala
psychiatrycznego, w którym spędziłabym na pewno najcudowniejszy czas w swoim
życiu. Iga Stachowska postanowiła zatem zrezygnować z tego luksusu i zemścić
się z klasą. Było we mnie multum gigantycznie okrutnych uczuć, których się bałam, ale które wciąż narastały. Czułam w pewien sposób, że przez cały ten żal, traciłam nad sobą kontrolę.
Nie
podobało mi się jak wyglądałam w uniformie, który przygotowano specjalnie na tę
stypę. Nigdy nie przepadałam za krótkimi spódniczkami, chociaż podkreślały
kobiecie atuty. Nie umiałam zrozumieć po jakiego wała łączy się tę część
garderoby z elegancką bluzeczką o śnieżnobiałym kolorze, ze sztywnym
kołnierzykiem i drobnymi guziczkami. Stwierdziłam, że nie będę się męczyć,
latając w szpilkach w tę i z powrotem, dlatego włożyłam wygodne, ciemne
baleriny. Pierwszy raz spotkałam się z tym, by kobiecej części obsługi kazano do takiej pracy zakładać szpilki. Totalne nieporozumienie. Jak na mój gust prezentowałam się niczym napalona kujonka. Brakowało
mi tylko okularów i książek pod pachą. Cóż, z tacą wcale nie wyglądałam lepiej.
Nie miałam się co przejmować, ponieważ na imprezie było dziesięciu kelnerów,
więc nie czułam się osamotniona w swoim dziwacznie nijakim stroju. Na tle tych
wszystkich gwiazdeczek wypadaliśmy dość blado. No jasne, kimże był ktoś taki
jak kelner w porównaniu z nimi wszystkimi?
Zawsze
myślałam, że gdy spotkam kogoś sławnego, będę czuła się zaszczycona i
stremowana. Tymczasem nie zrobiło to na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Moja
nienawiść do Radeckiego rozprzestrzeniała się w ogromnie szybkim tempie na
cały ten gwiazdorski świat. Mijałam w czasie wieczora aktorów z tych wszystkich
genialnych polskich serialików, a także usługiwałam różnym wokalistom od siedmiu
boleści. Może nie powinnam tak źle o nich myśleć, tak się wyrażać, lecz to było silniejsze ode mnie i nie potrafiłam nad tym zapanować. Była tu cała śmietanka celebrycka, a Mikołaja Radeckiego ani widu, ani słychu.
Zabawa się rozkręcała, niektórzy nawet już sporo popili, inni dopiero
przychodzili, lecz ja czułam narastające zdenerwowanie. Gdzie jesteś do jasnej
ciasnej, ty, oszuście? Może się rozmyślił? Nie, nie, nie… Taka okazja i nic by z
tego nie wyszło? Byłam wściekła, cholernie wściekła i właściwie straciłam
nadzieję. Latałam jak durna ze sztucznym uśmiechem i pytałam kolejne sławne
osoby, czy coś im podać. To ich takie lekceważące zachowanie, że niby popatrzą
tak przyjemnie, a naprawdę uważają cię za nic nieznaczące tłuste i soczyste
zero, cholernie mnie irytowało. Nie oczekiwałam, że zaczną ze mną rozmawiać i się mną zachwycać, ale byłoby miło usłyszeć słowo podziękowania, chociaż jedno. Czułam się coraz bardziej zmęczona, rozbolała
mnie głowa od tego hałasu i zgiełku. Muzykę puszczał jakiś koleś z radia, a wszędzie
roiło się od paparazzich. Flesze wciąż błyskały, nawet dostrzegłam trzech
kamerzystów i dziennikarki biegające z mikrofonami. Artura jednak nigdzie nie widziałam.
Otarłam wierzchem
dłoni spocone czoło i postanowiłam wyjść na zewnątrz, by trochę odetchnąć.
Przeszłam przez kuchnię, gdzie również panował chaos i skwar, chwyciłam swoją
kurtkę, po czym narzuciłam ją na ramiona i wyszłam na zewnątrz. Zimne jesienne
powietrze od razu mnie orzeźwiło. Usiadłam na murku, zaraz przy drzwiach i
rozprostowałam kości. Było już ciemno i naprawdę cicho, spojrzałam na
wyświetlacz komórki i zobaczyłam, że już po dwudziestej trzeciej. Jedynie
muzyka z lokalu trochę przedostawała się przez mury, ale przestało mi to
przeszkadzać. Nagle usłyszałam jakiś szmer, na początku się
przestraszyłam, ale sekundę potem ochłonęłam i wytężyłam słuch. Rozmowa.
Wstałam najciszej jak mogłam i w niemal zupełnej ciemności zmierzałam przed
siebie, lokalizując rozmówców. Dwa głosy, kobiecy i męski. Ten drugi brzmiał
znajomo, naprawdę znajomo. Głęboki, dość seksowny, a jednocześnie tajemniczy.
Tak, to był on! Żołądek ścisnął mi się z przejęcia, a w głowie wszystko
zawirowało. Schowałam się za drzewem, czując się naprawdę idiotycznie i
spojrzałam w ich stronę. Światło latarni, umiejscowionej przy parkingu,
rozjaśniło tę potajemną schadzkę. Zatarłam ręce, oczekując nie lada sensacji.
Mikołaj Radecki
wyglądał… no przystojnie, ale to nie powinno mieć znaczenia... Miał na sobie szary
garnitur, który doskonale komponował się z czerwonym krawatem i białą koszulą.
Jego ciemne włosy najchętniej bym obcięła, bo były trochę przydługie, lecz
wtedy wyglądałby chyba jeszcze bardziej atrakcyjnie. Gdy pierwszy raz
zobaczyłam jego zdjęcie w internecie, pomyślałam, że facet musi mieć jakieś
włoskie korzenie. Wskazywała na to jego śniada karnacja i pełne usta, a także
czekoladowe oczy i coś takiego… Trudno to nazwać, ale poruszał się z klasą, tak niby
uwodzicielsko, i pewnie niejedna naiwna dziewczyneczka na to poleciała.
Niestety, raczej moje przypuszczenia, co do włoskich korzeni, nie miały nic
wspólnego z rzeczywistością. Chyba, że jakaś prababka dziadka babki była
Włoszką. Takie tam moje głupkowate domysły… Urody nie mogłam mu odmówić, pewnie także dzięki niej udało mu się zrobić szybką karierę.
Stał, opierając się o
maskę czarnego samochodu. Oczywiście, jakiś mercedesik. Ja mogłam sobie
pozwolić co najwyżej na rozklekotane Tico. Wyraz jego twarzy wskazywał raczej na to,
że nie był za bardzo w nastroju. Marszczył brwi, wzdychał, gestykulował. Ona
natomiast chodziła nerwowo obok niego i wydawała się dość zamyślona. Nie miałam
pojęcia kim była. Nie przypominałam sobie, żeby należała do sław, a poza tym
wyglądała dość przeciętnie. Krótkie włosy blond, dość niska, krągła, ubrana w
ciemne biodrówki i zielony płaszczyk. Zaniepokoiłam się na moment, gdy wyjęła chusteczkę i
wytarła oczy, a potem wydmuchała nos. Płakała? Wytężyłam bardziej słuch,
napinając przy tym całe ciało. Dzieliło mnie od nich jakieś pięć metrów, może
ciut więcej.
- Sylwia, daj spokój,
przyjaźnimy się tyle czasu, a ty wykręcasz mi taki numer?!
Ej, ej, mistrzem
wykręcania numerów jesteś ty, barbarzyńco!
- Mikołaj, proszę
cię, nie rób mi tego… – wysepleniła przez potok łez.
- Nie kocham cię, nie
wiem, co sobie ubzdurałaś, ale ja nie mogę być z kimś, kogo nie darzę uczuciem
i znasz mnie, nie jestem typem, który zalicza panienki, dla mnie liczy się coś
więcej i przecież zawsze o tym wiedziałaś – denerwował się, jednocześnie
próbując załapać czuły ton głosu.
Kto by pomyślał, że
on taki uczciwy? Nie wierzyłam w te brednie. Ta dziewczyna z tego, co zdążył
powiedzieć, a ja ogarnęłam, była jakąś jego przyjaciółką, zakochaną oczywiście,
a on jej nie chciał. Cóż, Sylwusiu, droga, kochana, nie wyglądasz jak modelka,
nie masz mu nic do zaoferowania. Pewnie jego ulubione liczby to
dziewiędziesiąt-szęśćdziesiąt-dziewiędziesiąt, a nie apetyczne trzycyfrowe
numery. Jeśli chcesz, by cię pragnął, to nie wiem… Może napisz jakieś ckliwe
teksty piosenek? Gwarantuję ci, że wtedy na pewno się tobą zainteresuje.
Przemawiała przeze
mnie duża dawka ironii, ale w głębi serca współczułam tej biedulce.
Najwyraźniej krzywdzenie ludzi to zawodowa fucha Radeckiego, w dodatku ukryta.
Przykre.
Blondynka odeszła, zapewne zdruzgotana, a on nawet nie wysilił się, by ją pocieszyć. Zwyczajnie ją
olał. Stał tak jeszcze chwilę, co stanowiło doskonałą okazję, abym do niego
podeszła i zagadała, ale… Zabrakło mi, może nie tyle co odwagi, a… pomysłu? No
bo tak właściwie, co miałabym mu powiedzieć? Niestety, w żaden sposób nie
zdobyłabym się na miłe słowa. Nie wobec niego. Chyba potrzebowałam jeszcze
czasu, aby ochłonąć, jakoś się przygotować, lecz… Szans na takie spotkanie nie
będę miała już zbyt wielu, może nawet wcale... Dobra, idę!
- Iga! – usłyszałam
za sobą czyjś krzyk i od razu się zgarbiłam, marszcząc twarz. Wyglądałam jak
przestraszony kot. Stałam obok drzewa i zmrużyłam oczy, a gdy je otworzyłam,
dostrzegłam, że Mikołaj Radecki patrzy badawczo w moją stronę. Kurka wodna, co
za wtopa!
Uśmiechnęłam się
idiotycznie i odwróciłam do niego tyłem, dostrzegając jednego z kelnerów, który
biegł w moją stronę i wciąż wykrzykiwał moje imię. Głucha nie
byłam, po co on tak wrzeszczał? Kompromitacja na całej linii. Zamiast
zbłaźnić Radeckiego, ja błaźnię się przed nim. Brawo, Iga, jesteś mistrzynią
zemsty! Logicznym było, że go podsłuchiwałam, jakby inaczej, i nawet największy
debil świata, by się tego domyślił.
- Gdzie ty się
włóczysz?! – krzyknął na mnie z oburzeniem kelner. – Jest masa roboty, a ty sobie spacery urządzasz? Wszyscy pracujemy na pełnych
obrotach i ty też powinnaś.
- Głowa mnie
rozbolała, nie krzycz na mnie! – Tym razem to ja podniosłam głos, wpatrując się
ze złością w szare tęczówki szatyna. – Musiałam się przewietrzyć.
Uspokoił się, ale
pociągnął mnie mocno za ramię. Ruszyłam z powrotem w stronę lokalu. Odwróciłam
się jeszcze ukradkiem, płonąc ze wstydu. Mikołaj wciąż patrzył i nawet
uśmiechnął się pod nosem. Och, jeszcze tego brakowało, by się ze mnie nabijał.
Gdyby tylko wiedział… Przynajmniej jakoś tam zaistniałam w jego świadomości.
Niezbyt udanie, no ale…
Wróciłam do roboty,
będąc wściekła na siebie, na kelnera i na Mikołaja. Niby nic wielkiego się nie
stało, może już zapomniał i zacznę to w lepszym stylu od początku? Wątpliwe… W
dodatku pojawił się w samym centrum imprezy, momentalnie wzbudzając
zainteresowanie mediów, a także kolegów z branży. To była jego chwila. Od
pewnego czasu był na fali, wróżono mu wielką światową karierę, chciano go
poznać. Taki był "zdolny"… Obserwowałam to głupie ożywienie, czując kłujący i
palący ból w sercu. Nie pragnęłam już nawet być sławna, ja po prostu nie
chciałam być częścią jego sukcesu, jego życia, a byłam i nic nie mogło tego
zmienić. Zabrał najważniejszą, najpiękniejszą, najbardziej intymną strefę
mojego "ja" i nie miał o tym zielonego pojęcia. Okradł mnie z marzeń, z duszy,
z tego, co uważałam za swoje niebo. Miałam się z tego cieszyć? Być na to
obojętna? Nie umiałam, a w dodatku on tym okrutnym czynem mnie zablokował.
Zmieniałam się, czułam to, przeobrażałam się w bestię, której jedynym celem
było zło. Nie mogłam temu zapobiec i nie chciałam, choć bałam się tego, kim się
staję i nie byłam w stanie przewidzieć do czego się posunę. W mojej głowie
pojawiało się tyle okrutnych myśli i przerażało mnie, że kompletnie mi one nie
przeszkadzały…
Patrzyłam na niego. Jego uśmiechy, poruszające się wargi, marszczące się kąciki
oczu, unoszące się brwi… Świat jakby zwolnił. Był tak blisko, człowiek, który z pomocą Anity zniszczył moje życie, a ja nie mogłam mu nic zrobić, bo oni wszyscy stanęliby
po jego stronie. Czułam się jak w transie, błądząc wzrokiem po jego twarzy.
Szukałam w niej fałszu, kłamstwa, chciwości. Powiedział, że za moment zaśpiewa
piosenkę. O losie! Mój utwór w mojej obecności, a najważniejszy w tym wszystkim
będzie on, a nie ja. To bolało.
Wszedł
na niewielką scenę, wziął mikrofon do ręki i zaczął śpiewać a capella utwór pod
tytułem „Konstelacja serc”. Dlaczego w dodatku ta piosenka? Opowiadała o moich
rodzicach, o ich cichej miłości, o pięknie, które razem stworzyli, ale tylko ja
wiedziałam, o kim był ten tekst. Ludzie odbierali tę melodię i słowa jako
romantyczną i cudowną historię, rozgrywającą się między dwojgiem ludzi, za
pewne automatycznie utożsamiali ją z Mikołajem. Przez to zyskiwał w ich oczach,
a prawda była zupełnie inna. Na sali zapadało milczenie, każdy wsłuchał się w
ten utwór. Radecki śpiewał, a ja zupełnie nieświadomie zaczęłam nucić pod
nosem. Każde kolejne słowo sprawiało, że nasze wargi układały się tak samo, ale
na pewno nasze serca czuły co innego… Zamknęłam oczy, dając się ponieść tej
chwili. Dlaczego mi to zabrałeś, dlaczego?! Krótki moment ciszy po ostatnim
wersie, gromkie brawa, piski, zachwyt. Przytłoczyło mnie to zakłamanie.
Otworzyłam oczy, brzydząc się nim. A on… On patrzył na mnie i zupełnie nie
rozumiałam dlaczego…
***
Pierwsze zetknięcie Igi z Mikołajem za nami. Jak widać różne emocje w niej
szaleją i na pewno nie ma łatwo. Mamy nadzieję, że się Wam podoba i zapraszamy
na kolejne części, bo będzie się działo! Dziękujemy za wszystkie komentarze.
Buziaki! :*
EDIT: Szablon zmieniony! My jesteśmy nim zachwycone! I dziękujemy Meadow za jego wykonanie. :*
EDIT: Szablon zmieniony! My jesteśmy nim zachwycone! I dziękujemy Meadow za jego wykonanie. :*
Zdecydowanie dałyście czadu :D
OdpowiedzUsuńWstęp boski - uśmiałam się co nie miara :P Ten ostry język - i like it! No i ten tekst o napalonej uczennicy - rozwalił mnie po prostu :D
Świetne opisane emocje dziewczyny, co tu więcej gadać? Macie ogromny talent i chwała Wam za to - Kocham Was :* <3
Uwielbiam Igę, naprawdę. Ma takie dwie twarze, z czego każda jest nieodłączną cechą jej osobowości. Z jednej strony to bardzo wrażliwa, uczuciowa i sympatyczna dziewczyna, a z drugiej sprawia wrażenie pełnej cynizmu, złośliwej i bezczelnej. To naprawdę ciekawe połączenie i chyba dlatego obdarzyłam bohaterkę tak ogromną sympatią ;D
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że po pewnym czasie sama zaczęłam się obawiać, że ten cholerny Radecki nie zjawi się na vipowskiej imprezie. Cały wysiłek Igi włożony nie tylko w dostanie się do Warszawy, ale także w te kelnerowanie (to chyba było dla niej trochę upokarzające) poszedłby na marne. Na szczęście jego szlachetna dupa w końcu znalazła się na właściwym miejscu. Mimo wszystko, kiedy razem z Igą podsłuchiwałam jego rozmowę z Sylwią, zostałam pozytywnie zaskoczona. Myślałam, że ta dziewczyna dopiero co wyszła z jego łóżka, a koleś właśnie każe jej spadać, tymczasem zagrał otwarcie i szczerze, a przede wszystkim uczciwie... Co nie jest do niego podobne. Zaczęłam się zastanawiać, czy on w ogóle wie, że Anita ukradła kompozycje kogoś innego? Może ta wredna suka udała, że to są jej teksty, a on je po prostu odkupił? Sama nie wiem. Zastanowiło mnie również jego zachowanie w trakcie występu. Oczywiście dla Igi to nie było przyjemne przeżycie, zwłaszcza, że Mikołaj zaśpiewał tak osobistą dla niej piosenkę, ale tego jego spojrzenie skierowane wprost na nią... Czyżby mu się spodobała? Biedak, jeszcze nie wie, co go czeka :D
Robi się coraz ciekawiej, dlatego niecierpliwie czekam na ciąg dalszy <3
Chyba nic co napisze, nie bedzi w pełni oddawać mojej opini i uczuć do tego opowiadania, jak powyższy komentarz Aivalar... Zgadzam się z tobą w 100 % i dobrze ujełaś myśli w słowa.A wam rozdział wyszdł naprawdę cudownie. Jestem podwrażeniem :)
OdpowiedzUsuńMisiaczki, moje kochane (Charlize jeszcze nie poznałam, ale pozwolę sobie na takie milusie przywitanie), ależ nie ma za co. Służę pomocą :D Przepraszam, że dopiero teraz się odzywam, ale jakimś cudem nie miałam nieba w obserwowanych i tak oto przeminęły mi te cztery rozdziały i dopiero teraz je łyknęłam. Oczywiście nie mam pojęcia jak ułożyć ten komentarz, bo w porządnym pisaniu opinii za dobra nie jestem i zawsze bałagan mi wychodzi, no ale jakoś spróbuję to ułożyć... Po prologu kompletnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Nie sądziłam, że tytuł "Niebo skradzionych słów" będzie akurat w takim znaczeniu. Myślałam raczej o czymś w stylu romansu Igi z Mikołajem, gdzie po seksie pojawia się zdrada i owa kradzież jakiegoś utworu, a tu proszę. Jestem przemile zaskoczona. Pomysł na opowiadanie cholernie mi się podoba! Jest konkretny, naprawdę. Choć dla kogoś może wydać się zwyczajny na pierwszy rzut oka, dla mnie jest wyjątkowy i wiem, że nie będzie łatwo i prosto. Znając Carlę pewnie nie mało tutaj zamotała w fabule :D Co do bohaterki.. Jest świetna. Ta jej cała złość i nienawiść do tej dwójki jest momentami smutna, a niekiedy wręcz komiczna. Postać jest super. W dodatku wspomnę, że troszkę dziwnie mi się czyta jej narrację, zważywszy na fakt, iż Laura z Szelestu i Colin z Krawędzi są bardziej spokojnymi bohaterami, szczególnie ta pierwsza. Jest to znaczna odmiana dla Carli i powiem, że świetnie się czyta. Obie, dziewczyny, spisujecie się bardzo dobrze w kreowaniu Igi. Jest żywa, nieprzewidywalna, wybuchowa, zabawna. Po prostu... Prawdziwa. Jest normalną osobą, widać w niej codzienne zachowania wielu ludzi, i to jest fajne :D (użyłam zakazanego słowa). Podoba mi się ta determinacja, chęć mordu (prawie jak u mojej Nancy, ale tutaj jest gorzej, chociaż w sumie, że mają wiele wspólnego.. >spam O Hesitate dla Carli<) i fakt, że zdecydowała się wyruszyć w nieznane zupełnie sama, co czyni ją odważną. Ma silny charakter, bo pragnie zemsty i zbliża się ku niej drobnymi krokami. Ważne, że w ogóle postanowiła coś z tym wszystkim zrobić. Ta cała ironia i sarkazm wylewające się z niej są wspaniałe. Nie było rozdziału, w którym chociaż raz bym się nie zaśmiała. Przysięgam. Wielkie, wielkie gratulacje dla Was, bo jest niewiele tak zabawnych opowiadań! Uwielbiam motyw ze staruszką w autobusie, mistrz. I jeszcze na dowalenie tekst kierowcy i o kierowcy. Taksówkarz - kolejna wisienka. Wyobraziłam go sobie w aranżacji podobnej do Ali G XD Czytając te cztery, zaległe rozdziały robiłam sobie notatki o czym powinnam tu wspomnieć i kopiowałam niektóre fragmenty, które mnie rozbroiły, ale jednak ich nie dodam, bo za dużo ich było. Wspomnę tylko o jednym, a mianowicie: "Ból psychiczny zgniata duszę, cielesny co najwyżej jaja." Przepiękne jest ten tekst, naprawdę :D Dziewczyny, dziewczyny... Już jestem uzależniona. Ano, jeszcze wspomnę, że nie lubię czytać opowiadań, które dzieją się w Polsce, ale tego nie da się nie czytać. Dzięki Wam zmieniam powoli zdanie. W dodatku przyjemnie będzie się czytać o czymś, co się zna (czyt o Warszawie) :D No i na koniec powiem, że robienie tego szablonu to była czysta przyjemność, a jeszcze większą jest czytanie tego opowiadania. Rzecz jasna czekam na następny post z niecierpliwością i mam nadzieję, że się zadzieje... :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko! c:
Dlaczego mi to robicie? Dlaczego przerywacie rozdział w takiej chwili? Znajdę Was, zaknebluje, posadzę przed komputerem i każe pisać, pisać i pisać. Cholera, czytałam jednym tchem wszystko po kolei, pod koniec brakowało mi oddechu. A Wy przerwałyście w takim momencie...
OdpowiedzUsuńAczkolwiek i tak Was kocham, i będę z Wami do końca. Tak się wkręciłam w to opowiadanie, że zdarza mi się wchodzić w nie w tygodniu i przypominać sobie, co do tej pory napisałyście. A potem czekam na rozdział nabijając Wam odwiedzin.
Coś mi się wydaje, iż Iga trochę zbyt głośno zaczęła "nucić" piosenkę wraz z Mikołajem. Co oznacze, że na pewno zapadnie mu w pamięć i będzie miała okazje do konfrontacji z nim sam na sam. O tak!
Ale dość spekulacji. Ja chcę nowy rozdział!
O jaki ładny szablonik ;> bardzo mi się podoba! A co do rozdziału, jak Mikołaj kłócił się z jakaś dziewczyną to pomyślałam, że z Anitą, cóż, dwa ptaszki w jednej klatce, ale to by było za proste pewnie i pojawiła się jakaś zakochana przyjaciółeczka, zdarza się. Podsłuchiwanie pod drzewem przez Igę ich rozmowy było w jej sytuacji całkiem zrozumiałe, w końcu musiała rozeznać teren i "poznać" swojego wroga.. szkoda, że to tak się niefortunnie skończyło dla niej. Kiedy on śpiewał jej piosenki, a ja byłabym na miejscu Igi, ten koleś nie wyszedłby z tej imprezy cało! Co za dupek! Patrzył na nią.. czy mam się domyślać, że ona mu się spodobała, ale się chłopak zdziwi, kiedy prawda wyjdzie na jaw :D Pozdrawiam. /przewrotnosc-losu/
OdpowiedzUsuńIga jest momentami taka zabawna. Te jej pojawiające się gdzieś mimochodem uwagi, zawierające w sobie naturalną, nieszkodliwą ironię, sprawiają, że czytając, wciąż się uśmiecham. Bardzo ją lubię, bo choć momentami zagubiona i wrażliwa, ciągle idzie do przodu i próbuje. Nie poddaje się, walcząc o swoje. Zawsze miałam słabość do takich postaci :D Co do rozdziału, już nieco konkretniej… Przede wszystkim Mikołaj. Na razie nie wyszedł na żadnego zapatrzonego w siebie gwiazdorzyka, wręcz przeciwnie. Ta scena, której świadkiem stała się Iga (ładniej to brzmi niż podsłuchiwać i podglądać :P) pokazała go prawie, że w dobrym świetle. Tylko teraz pojawia się kwestia na ile można ufać jego własnym słowom. W tym wypadku obstawiam jednak, że raczej można. Właściwie trochę tak liczyłam na to, że przynajmniej na początku Radecki okaże się być z pozoru ‘w porządku’, bo raz, że to tylko doda dodatkowej dramaturgii, a dwa, jak dla mnie, będzie mniej oczywiste, a potem (ewentualnie) w odpowiednim momencie może wyjść na jaw jego prawdziwa natura, więc pojawia się więcej opcji rozstrzygnięć. I na koniec to zagadkowe spojrzenie. Ha, wyczuwam tu jakieś zainteresowanie :D Tak bardzo intryguje mnie w jaką stronę pójdzie akcja. Może, mimo początkowej masy złorzeczeń i wora niechęci względem Radeckiego, Iga i Mikołaj połączą siły przeciw Anicie? Kto ich tam wie, wiele zależy od przypadku i tego, jaki naprawdę jest Radecki. Muszę opracować jakąś technikę cierpliwego czekania, bo to wyczekiwanie na kolejne rozdziały tutaj mnie zgubi ;)
OdpowiedzUsuńWybaczcie taki chaotyczny komentarz, ale ostatnio zupełnie nie mogę sensownie opisać swoich wrażeń po przeczytanych rozdziałach :( Chyba świadomość zbliżającego się września tak na mnie wpływa.
Pozdrawiam!
Ironia Igi wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Spodziewałam się wielkiego nadętego gwiazdora, a Mikołaj okazał się całkiem okay. Przynajmniej na razie odniosłam takie wrażenie. Ułożyłam sobie pewien zarys dalszych losów i jestem ciekawa, czy choć odrobinę Was rozgryzłam. ; )
OdpowiedzUsuńPowodzenia. ♥
Cudowne opowiadanie :*
OdpowiedzUsuńJak przeczytałam pierwszy rozdział to nie mogłam się odciągnąć .... Niesamowity blog :))
Dziękuje za polecenie go na moim blogu.
Życzę weny i pozdrowionka .
Chciałabym zaprosić także na mój : http://good-girls-love-bad-boyss.blogspot.com/
Okeeey.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo, bardzo mi się podoba :) Piszecie świetnie :) Macie fajny, lekki styl. Czytałam te cztery KRÓTKIE rozdziały z największą przyjemnością :)
Bardzo fajnie wykreowałyście głównych bohaterów. Jestem wręcz zachwycona Igą. Jest bardzo.. naturalną postacią, którą można pokochać. Jest osobą z krwi i kości.
Mikołaj ... jeszcze nie wyrobiłam sobie o nim zdania. Poczekam do piątki, czyli do jutra :)
w międzyczasie zapraszam na: http://u-progu-nowej-ery.blogspot.com/
Zajrzę do Was jutro :)