piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział pierwszy


Wrzucałam kolejne rzeczy do ogromnej, skórzanej walizki, która była już niemal załadowana po same brzegi. Wyciągnęłam z szafy następne ubrania i kosmetyki, z trudem upychając je w pozostałym miejscu w bagażu. Miałam już jutro z samego rana opuścić swój rodzinny dom. Dziwnie się czułam, wiedząc, że przez najbliższe miesiące nie będę spała we własnym łóżku. Nie miałam pojęcia jak odnajdę się w wielkim mieście, bo przez całe życie mieszkałam w nieco ponad pięciotysięcznym miasteczku, gdzie praktycznie znałam co drugą osobę. Czułam, że bardzo mi będzie brakować tego miejsca. Malownicze kamieniczki i przepiękny park, które były właściwie główną atrakcją w tej  małej mieścinie teraz stanęły mi przed oczami. Jakoś nigdy nie potrafiłam tego docenić i zawsze marzyłam, aby stąd wyjechać, a teraz kiedy w końcu to się działo, wcale się nie cieszyłam. Okoliczności, które do tego doprowadziły, nie napawały mnie optymizmem. Wiedziałam, że będzie ciężko, a widząc smutek w oczach mojego taty, było mi jeszcze trudniej. Niedawno odeszła jego żona, a teraz ja musiałam go opuścić. Oczywiście, chciał ukryć swoje emocje, ale za dobrze go znałam, aby mógł mnie tak po prostu oszukać. Zawsze starał się być opanowany i spokojny, nawet teraz, gdy miał zostać sam, a ja nawet nie mogłam mu za wiele wyjaśnić.
- To tylko na jakiś czas, muszę poukładać sobie kilka spraw.
Próbowałam podnieść go na duchu, kiedy wszedł do mojego pokoju i spojrzał na puste półki. Rozczuliłam się, widząc jego posiwiałe włosy i zarost. Ból miał wypisany na twarzy. Nawet nie zapytał o jakie sprawy chodzi. Po prostu wyszedł, a mnie pękało serce. Przymknęłam oczy i nabrałam powietrza do płuc, po czym powoli je wypuściłam i podniosłam powieki. Mój wzrok zatrzymał się na dębowej komodzie, na której stało zdjęcie moje i Anity. Podeszłam tam i wzięłam do ręki ramkę. Przez chwilę patrzyłam na nasze uśmiechnięte i przytulone do siebie twarze. Moje długie, brązowe włosy lekko zakryły prawy policzek dziewczyny obok, a z czarnych tęczówek bił blask. Na tej fotografii byłam po prostu szczęśliwa. Anita natomiast miała tańczące iskierki w oczach, a jej krótkie, rude włosy stały się prawie niewidoczne pod moją burzą loków. Mimo to i tak była dosyć ładna. Miała pełne usta i idealnie proste zęby, a na dodatek śliczne dołeczki w policzkach. Zrobiło mi się ciepło na wspomnienie o tym, kiedy i gdzie zostało zrobione to zdjęcie. To chyba był nasz pierwszy, wspólny wypad na wakacje do Gdańska bez rodziców, sześć lat temu.

- No chodź! Nie daj się prosić...
Anita ciągnęła mnie za rękę w stronę sceny, na której właśnie odbywał się konkurs dla śpiewających amatorów. Wiedziała, że od zawsze pragnęłam się tam pojawić, by podzielić się moimi piosenkami z szalejącym tłumem fanów. Początkowo się opierałam, ale właściwie nie wiedziałam po co, bo w głębi duszy chciałam tam iść. Każda okazja, by wystąpić przed jakąś grupką publiczności, nawet małą, była dla mnie przyjemnością. Anita robiła wszystko, by wspierać mnie w spełnianiu marzeń. Kiedy śpiewałam w szkole, zawsze biła najgłośniej brawo, kiedy miałam pierwszy raz wystąpić na festynie w naszym miasteczku też krzyczała najgłośniej... Zawsze była obok. W tamtej chwili wzięła formularz zgłoszeniowy i wcisnęła mi go do ręki.
- Nawet nie próbuj się wykręcać! - Pogroziła mi palcem, a ja się tylko roześmiałam.
                                                                                                    
Ostatecznie konkurs wygrałam i tak właściwie od tamtego momentu zaczęła się moja poważna przygoda ze śpiewaniem. A to wszystko dzięki Anicie... Na myśl o tym, co tam się działo, uśmiechnęłam się pod nosem, ale zaraz przypomniało mi się zupełnie coś innego i nie rozumiałam, dlaczego jeszcze trzymam tę fotografię, zamiast wyrzucić ją w cholerę. Na mojej twarzy pojawił się grymas, bo przyjaźniłyśmy się przez tyle lat, a dopiero teraz przekonałam się, jaką osobą była naprawdę - zwykłą, zakłamaną suką. Przewróciłam zdjęcie na szafkę, by więcej go nie oglądać.
Ja nigdy nie miałam parcia na szkło, natomiast z każdym moim kolejnym sukcesem ona chciała więcej i więcej. Następne przesłuchania, castingi... Miałam tego po dziurki w nosie. Pragnęłam śpiewać, tylko na tym mi zależało.

- Mam dla ciebie niespodziankę - zagadnęła mnie pewnego razu.
Bałam się jej kolejnego pomysłu, bo ostatnio miała ich bardzo dużo i z przykrością musiałam stwierdzić, że nie wszystkie przypadły mi do gustu.
- Zgadnij kto będzie twoim nowym menadżerem - powiedziała podekscytowana. - Albo raczej menadżerką - poprawiła się, a ja spojrzałam na nią niepewnie. Nie miałam pojęcia kogo ma na myśli. Patrzyłam na nią osłupiała. Właściwie po co mi menadżer? Jakoś nikt się jeszcze o mnie nie bił, a telefony się nie urywały. - No ja! - wykrzyknęła mi w twarz i rzuciła się na szyję. Byłam lekko zdezorientowana, ale delikatnie odwzajemniłam uścisk. Nie potrafiłam jej odmówić, wydawała się taka zadowolona ze swojego pomysłu, że nie mogłam tego zrobić. Była moją przyjaciółką...

Zaklęłam pod nosem. Powinnam przerwać to w tamtej chwili. Należało postawić sprawę jasno, ale ja nigdy nie umiałam odmawiać nikomu i to był mój problem, przez który nie raz miałam kłopoty. Tym razem nie stało się inaczej. Anita, odkąd objęła tę posadę, nie dawała mi żyć. Dotychczasowe castingi i przesłuchania pomnożyły się chyba pięciokrotnie. Nie miałam w ogóle czasu dla siebie, bo ciągle musiałam spełniać zachcianki mojej nowej pani menadżer. Był taki okres, że wyglądałam jak trup z powodu braku snu i niedożywienia. Tak, nawet nie miałam czasu porządnie się najeść, bo Anita bardzo mnie pilnowała, bym pisała kolejne piosenki i muzykę do nich. Zdarzało się tak, że spędzałam kilkanaście godzin dziennie w naszym Miejskim Domu Kultury, a dla niej to było wciąż za mało. Liczy się sława - powtarzała... Ale za jaką cenę? W pewnym momencie miałam już naprawdę dość jej zachowania. Kolejne wspomnienie stanęło mi przed oczami - nasze ostatnie spotkanie.

- Anita musimy porozmawiać - przerwałam komponowanie na pianinie, z którego korzystałam we wspomnianym Domu Kultury. Anita ciągle wtrącała się w to jak powinna brzmieć melodia, którą tworzyłam, chociaż kompletnie nie znała się na muzyce. Uznałam, że to TEN moment.
- Dobra, ale później, teraz musisz myśleć dalej. Powinnaś raczej zagrać to trochę szybciej, tak zdecydowanie szybciej.
Wydawało mi się, że w ogóle mnie nie słuchała i pewnie tak było. Z trudem powstrzymywałam się, żeby jej nie powiedzieć czegoś, czego potem bym żałowała.
- Przestań - nakazałam, a ona spojrzała na mnie zaskoczona. - Po prostu już przestań, mam tego dość, dłużej to nie może tak wyglądać.
- Co masz na myśli? - Skrzyżowała ręce i zaczęła tupać nogą. Przez chwilę się zawahałam, ale wiedziałam, że jeśli teraz tego nie przerwę, to już nigdy tego nie zrobię. I tak trwało to zbyt długo.
- To jest koniec, nie możesz być dłużej moją menadżerką - poczułam wielką ulgę, gdy to wypowiedziałam. Dziewczyna stanęła jak wryta.
- Chyba sobie żartujesz - zaśmiała się, ale widząc mój nieugięty wyraz twarzy, spochmurniała. - To ja cię stworzyłam, nie możesz teraz zostawić mnie na lodzie!
Grubo przesadziła. Ona mnie stworzyła? To ja sama pracowałam na swój sukces. Ona tylko odbierała telefony. Zresztą i tak z jej pomocą nic szczególnego nie osiągnęłam. Wygrałam kilka konkursów, ot co. Nie miałam na koncie platynowej płyty. Ba! Nie miałam żadnej!
- Anita... - westchnęłam. - Nikt cię nie zostawia na lodzie, ale zobacz, co się z tobą dzieje! Ty sobie z tym nie radzisz, zwariowałaś! - wykrzyknęłam. Właściwie nie wiedziałam dlaczego to powiedziałam, ale poczułam jeszcze większą ulgę. Nie chciałam jej jednak urazić.
- Przecież potrzebujemy kasy! - broniła się, ale ja już byłam pewna swego.
- Nie. To ty jej potrzebujesz - zbliżyłam się do niej i wytknęłam ją palcem. Patrzyłyśmy przez chwilę na siebie w milczeniu. Zrobiło się nieprzyjemnie.
- Jeszcze tego pożałujesz! - syknęła i wybiegła z sali, po drodze zabierając swoje rzeczy. - Idiotka! Zapłacisz mi za to! - usłyszałam, gdy otwierała drzwi budynku. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom.

Wtedy widziałam ją ostatni raz. Ją i swój zeszyt ze wszystkimi moimi kompozycjami. Zostałam jeszcze chwilę po całej konfrontacji w ośrodku. Musiałam odreagować, więc zaczęłam grać swoje ulubione piosenki. W tym samym czasie ona poszła do mojego domu i pod pretekstem, że niby zapomniałam mojego kochanego notesu na próbę, wyciągnęła go od mojego taty, który bardzo dobrze wiedział ile on dla mnie znaczył. Nie byłam jednak na niego zła. Ufał tej podłej zdzirze tak jak i ja. Nie znałyśmy się dwa dni, a dziewięć lat. Ciągle nie mogłam w to uwierzyć, że tak po prostu mi go ukradła. Przecież się przyjaźniłyśmy... Wiedziała ile czasu spędzałam, by wymyślić chociaż jedną sensową zwrotkę czy linię melodyczną. Bardzo bolało mnie to, co zrobiła. Musiałam za wszelką cenę ją odnaleźć i odzyskać Tworzysława - tak zdrobniale nazywałam mój kochany zeszyt. Ojcu nie chciałam nic mówić, by nie czuł się po prostu winny. Wystarczyło, że obwiniał się po części za śmierć mamy... Chciałabym, żeby teraz tutaj była. Mogłabym z nią pośpiewać, znowu wymyśliłybyśmy jakiś ckliwy tekst o miłości, a jej głos uspokoiłby mnie, rozwiał wszystkie zmartwienia. W końcu to ona zaraziła mnie tą pasją, to dla niej poprzysięgłam sobie, ze odniosę sukces, którego jej się nigdy nie udało osiągnąć ze względu na rodzinę. Brakowało mi jej mądrości i bliskości...
Następnego dnia wstałam o szóstej rano. Musiałam zdążyć na jedyny autobus do Wrocławia, skąd miałam wsiąść w pociąg i jechać dalej, do Warszawy. Coraz więcej wątpliwości pojawiało się w mojej głowie. Dlatego wolałam, aby udało mi się opuścić rodzinne strony już dzisiaj. Przede wszystkim dlatego, że był to pewnego rodzaju krok naprzód i nie chciałam się cofać. Gdybym zwątpiła, zmartwiłabym też tatę. Nie wiedział, co tak właściwie się stało, ale uważnie mnie obserwował. Często zastanawiałam się, czy warto w to wszystko brnąć, bo przecież poza tym, że chciałam tam pojechać, nie ułożyłam żadnego większego planu. Kupiłam jedynie bilet i pomyślałam, że zatrzymam się na razie w jakimś hotelu, ewentualnie znajdę pracę i wynajmę potem gdzieś pokój. W gazetach wiele czytałam o Mikołaju, więc musiałam przemyśleć, jak najlepiej będzie go znaleźć. Najpierw chciałam jednak dorwać Anitę, bo w końcu to od niej wszystko się zaczęło. Nauczkę jej i temu gogusiowi z radia musiałam dać. Z Igą Stachowską nie będzie tak łatwo, już nie. Skończyły się czasy mojej pobłażliwości. Za bardzo mnie zranili, by im to teraz odpuścić. Miałam tylko nadzieję, że ojciec jakoś sobie beze mnie poradzi. Postanowiłam jeszcze zadzwonić do babci, żeby od czasu do czasu do niego zaglądała i dawała mi znać. Wolałam się zabezpieczyć.
Za oknem było dość pochmurno, więc ubrałam na siebie długie, dżinsowe spodnie i biały t-shirt z logo mojego ukochanego zespołu Coldplay. Włosy, które zazwyczaj nosiłam rozpuszczone, teraz związałam w koński ogon. Przeszłam do niewielkiej łazienki, znajdującej się tuż przy mojej sypialni i przemyłam twarz wodą, a następnie zęby, po czym pociągnęłam tuszem rzęsy. Spojrzałam jeszcze raz na wnętrze swojego pokoju. Żółte ściany, pełno maskotek w każdym możliwym miejscu, plakaty różnych wokalistów, kolorowa pościel w kwiatki. Chyba naszedł czas, aby oderwać się od dotychczasowego życia i to będzie właśnie ten dzień. Złapałam za moją wielgaśną walizkę i starałam się jak najciszej zejść po schodach, tak, żeby nie obudzić taty. Udało mi się, chociaż straciłam na to jakieś pięć minut. Poszłam jeszcze do kuchni, by zrobić sobie kawę. Nasypałam do kubka dwie łyżeczki proszku i tyle samo cukru, po czym zalałam gorącą wodą i mlekiem. Usiadłam przy białym stole i rzuciłam ostatnie spojrzenie na to pomieszczenie. Kuchnia była przestronna, jasna  i wszędzie znajdowały się jakieś przyprawy. To było marzenie mojej mamy. Uwielbiała gotować, więc kiedy budowaliśmy ten dom, tata zrobił nam ogromną kuchnię. Teraz już prawie nikt w niej nie przebywał. Ja nie miałam talentu do gotowania, a ojciec chęci.
Spojrzałam na zegarek i upiłam łyk kawy. Miałam jeszcze pół godziny do autobusu, więc postanowiłam zadzwonić po jedyną taksówkę, jaka jeździła po naszym mieście, żeby nie męczyć się z bagażem. Spokojnie czekałam, aż kierowca przyjedzie, a w tym samym czasie usłyszałam stukanie po schodach. Domyśliłam się, że to tata się obudził. Chciałam uniknąć pożegnania, bo nigdy ich nie lubiłam, ale musiałam przez to przebrnąć.
- Już wstałaś. Kiedy odjeżdżasz? - zapytał. Wyglądał na zaspanego.
- Za chwilę przyjedzie po mnie taksówka. Muszę się dostać na dworzec.
- Mogłaś mnie obudzić, zawiózłbym cię - obdarzył mnie czułym spojrzeniem.
Jego córeczka w końcu wyfrunie z gniazdka. To musiało być dla niego wielkie przeżycie, tak jak i dla mnie. Nie mówiąc już nic więcej, przytuliłam się do niego, czym był bardzo zaskoczony, bo od dawna nie okazywaliśmy sobie uczuć. Chwilę później usłyszeliśmy klakson samochodowy.
- Na mnie już czas. Będę dzwonić - pogłaskałam go po ramieniu. Ubrałam na siebie czarne, zamszowe botki i czerwoną kurtkę z kapturem. - Pa.
Pożegnałam się i wyszłam na zewnątrz, gdzie od razu wiatr obdarzył mnie silnym podmuchem. Przeszłam przez niewielki ogródek przed domem, który teraz był pokryty kolorowymi liśćmi i suchą trawą. Skierowałam się do srebrnego volkswagena. Grubawy kierowca z wąsem, ubrany w zwykły dres, pomógł mi schować walizkę i ruszyliśmy na dworzec. Droga przez miasto zajęła nam około dziesięciu minut. W czasie jazdy obserwowałam mijaną okolicę. Kamieniczki, park, Dom Kultury, moją starą szkołę... Praktycznie całe życie przeleciało mi przed oczami, aż się trochę wzruszyłam. Zdałam sobie sprawę, że mam już dwadzieścia dwa lata na karku i kompletnie zero perspektyw. Skończyłam liceum, ale z niezbyt dobrymi ocenami, ponieważ większość czasu poświęcałam chorej mamie, a potem ciężko mi było się zmobilizować do nauki, gdy wciąż rozpamiętywałam jej śmierć. Maturę zdałam, lecz nie wyobrażałam sobie, że pójdę na studia. Interesowała mnie muzyka, tylko chyba za bardzo nie wierzyłam we własne umiejętności i bałam się cokolwiek zrobić ze swoim talentem. Wiele osób mówiło mi, że powinnam pokazać się szerszemu gronu ludzi, zawalczyć o marzenia. Chciałam tego, by przede wszystkim spełnić pragnienia mojej mamy. Sądziłam chyba, że z Anitą będzie mi raźniej, a razem osiągniemy znacznie więcej. Zostałam jednak oszukana, zdradzona, wykorzystana... Nie mogłam na nikogo liczyć, byłam sama ze swoimi problemami. Osoba, którą uważałam za największą powierniczkę, okazała się moim największym wrogiem.
W ciszy dojechaliśmy na przystanek tuż przed odjazdem autobusu. W pośpiechu zapłaciłam za podwózkę i odebrałam swoje rzeczy. W ostatniej chwili zatrzymałam pojazd i kupiłam bilet. Miałam dużo szczęścia, że zdążyłam, bo gdybym się spóźniła, musiałabym odłożyć wyjazd na następny dzień. Nie chciałam tego i nie zamierzałam oglądać się wstecz. Kierowca otworzył bagażnik, a ja szybko wrzuciłam do niego walizkę, po czym zajęłam jedyne wolne miejsce obok starszej, pochrapującej pani. Pomyślałam, że przynajmniej będę mieć spokój. Czekała mnie dwugodzinna podróż starym, zardzewiałym i ledwo zipiącym autobusem. Kiedy pojazd ruszył wszyscy o mało nie wypadliśmy ze swoich miejsc. Odruchowo się przeżegnałam i zamknęłam oczy. Miałam nadzieję, że zdążymy dojechać na czas. Dokładnie o dziewiątej trzydzieści miałam pociąg do Warszawy, a była siódma. Powinnam spokojnie dotrzeć, o ile to próchno (i nie mówiłam tu o pani obok) się nie rozleci. Postanowiłam się trochę zdrzemnąć, gdy jeszcze mój bagaż był bezpieczny, bo w pociągu raczej nie będzie takiej okazji. Nawet nie wiedziałam, kiedy odpłynęłam w głęboki sen, a obudziło mnie dopiero mocne szarpnięcie i huk. Myślałam, że zdrzemnęłam się tylko chwilę, ale kiedy popatrzyłam na zegarek okazało się, że było już grubo po ósmej. Rozejrzałam się po autokarze i nie wiedziałam, co się działo. Wszyscy wyglądali przez okno i wydawali się być zaniepokojeni. Spojrzałam na moją sąsiadkę, ale ona nadal spała. Bałam się sprawdzić, czy w ogóle jeszcze żyje.
- Co się stało? - zapytałam dziewczyny siedzącej przede mną. Jako jedyna wydawała się być rozgarnięta. Na oko miała jakieś trzydzieści lat, była nieco przy kości i miała mocny makijaż, który podkreślał jej błękitne oczy.
- Kierowca chyba zabłądził. Jest nowy - powiedziała niepewnie i zobaczyłyśmy, jak mężczyzna opuszcza pojazd.
- Jak to zabłądził!? - Byłam nieco wkurzona. Jeżeli zaraz stąd nie ruszymy to spóźnię się na pociąg! Milion czarnych scenariuszy przeszło mi przez głowę. Kobieta rozłożyła bezradnie ręce i uśmiechnęła się delikatnie, co wcale mnie nie pocieszyło.
Chwilę później facet wszedł z powrotem do środka z niewyraźną miną. Bałam się wyobrazić sobie nawet, co ona może oznaczać. W dodatku miał ubrudzone ręce jakimś smarem.
- Proszę państwa, zepsuł nam się autobus. Musimy poczekać, aż podstawią nam inny - powiedział, a mnie zrobiło się gorąco.
Byliśmy na środku niczego, siedzieliśmy w jakimś starym, zepsutym padle, a ja za godzinę miałam pociąg! Moja misja odzyskania Tworzysława lepiej zacząć się nie mogła.

***
Witam :) pierwszy rozdział już za nami. Jak Wam się podoba? :) Zachęcam do wyrażania opinii w komentarzach. Kolejny pojawi się za tydzień. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Początki są trudne, ale każdy musi przez nie przejść... Również i my. :) Zapraszam do zadawania pytań, linki po lewej stronie. Życzę miłego dnia i chciałam podziękować za wcześniejsze komentarze! :)

7 komentarzy:

  1. Naprawdę dobrze się zaczyna. Z tej Anity jest niezła suka. Jak można tak wyrolować przyjaciółkę? Dobrze, że Iga postanowiła odebrać Tworzysława. To w końcu jej dzieło i ciężka praca.
    Z chęcią powrócę tu za tydzień.
    Powodzenia. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Lepszego początku jej podróży chyba nikt nie wymyśliłby lepiej, to jednocześnie wydało się zabawne, ale z drugiej przygnębiające. Cieszę się, że Iga to twarda dziewczyna i postanowiła walczyć o to co sama stworzyła. Zdziwiłam się jednak, że wcześniej nie postanowiła coś z tym zrobić, przecież tak nie może być! Na Anitę w ciągu minuty znalazłam tyle paskudnych wyzwisk.. moim zdaniem powinni ją zamknąć w zakładzie dla obłąkanych. Podoba mi się coraz bardziej opowiadanie, do zobaczenia za tydzień :D /przewrotnosc-losu/

    OdpowiedzUsuń
  3. Współczuje Idze takiego początku podróży. Musiała być nieźle wkurzona prześladującym ją pechem... Nie dość, że przyjaciółka ją wyrolowała, to jeszcze to! Mam nadzieję, że szybko pojawi się nowy autokar i zdąży na czas :)
    Bardzo mi się podoba Wasze opowiadanie :) Mam nadzieję, że będę je czytać co tydzień :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta Anita jest straszna. Trzymam mocno kciuki za Igę, żeby udało jej się wypełnić własne postanowienie i odzyskać swoją własność. Dobrze, że postanowiła się nie poddawać i walczyć. Na pewno będzie to dla niej ciężkie, w końcu musi znaleźć się w zupełnie obcym dla siebie miejscu, z dala od rodziny, ale nie może zostawić tego tak jak jest. Zresztą, mam przeczucie, że ten jej wyjazd przyniesie dużo więcej korzyści, niż ona sama może sobie teraz wyobrażać. Co prawda, początek jest odrobinę nieudany, ale może to dobry znak? W końcu potem powinno już być tylko lepiej ;)
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. przepraszam, że jestem dopiero teraz, ale jakoś nie miałam czasu. :)
    faktycznie ta Anita to osoba, którą powinno się spalić na stosie. ja rozumiem że zerwanie przyjaźni to coś strasznego i bolesnego, ale jakieś zasady nadal obowiązują chyba.
    ta pani "manager" za bardzo wczuła się w swoją rolę. współczuję bohaterce.
    jeszcze ten kierowca! powinni robić im jakieś kursy czy coś, a nie takich nieudaczników wpuszczać do kontaktu z klientami. ;/
    Ps. W wolnej chwili chciałabym zaprosić na Chwilę czwartą. :)
    http://zyje--chwila.blogspot.com/
    pozdrawiam, Jaga20098:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej !
    Świetny rozdział :)
    Zapraszam do mnie:
    http://moje-drugie-serce.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Wreszcie udało mi się tutaj zajrzeć :) I muszę przyznać, Że się nie zawiodłam, już czuję, że pokocham to opowiadanie.
    Nie do końca wiem, jak skomentować postawę Anity. Cały czas zastanawiałam się, co takiego się stało, że przyjaźń dziewczyn przestała w ogóle istnieć, aż wreszcie otrzymałam wyjaśnienie. Faktycznie niezła z niej suka. Na początku było niemal sielankowo, Iga miała u boku kogoś, kto w nią wierzył i zachęcał do tego, aby walczyła o swoje marzenia - potem Anita totalnie się zatraciła. Wiecie, jeszcze tę jej obsesję potrafiłabym zrozumieć, ale późniejsze zachowanie totalnie mnie odrzuciło. Jak można być tak podłym? Zwyzywała Igę, na dodatek zabrała Tworzysława. Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Wcale się nie dziwię, że główna bohaterka podjęła ciężką decyzję opuszczenia samotnego ojca, w końcu musi wziąć sprawy w swoje ręce. Ciekawa jestem, jak zareaguje Anita, kiedy ją spotka. Mam nadzieję, że Idze uda się odzyskać swój poniekąd skarb oraz że zemści się na dawnej przyjaciółce. Nie jestem fanką odgrywania się na kimś, ale w tym wypadku kibicuję dziewczynie.
    Dodałam do obserwowanych ;)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń