piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział piąty

Ciągle byłam oszołomiona, po tym jak Radecki zaśpiewał utwór najbliższy mojemu sercu. To ostatecznie wbiło pomiędzy nami klin. Czułam się poniżona i upokorzona, wręcz naga, bo okradł mnie z tego, co miałam najcenniejsze. Z marzeń, nadziei, ze wspomnień, radości... Pamiętam jak zanuciłam tę piosenkę mamie. Płakała jak bóbr, gdy jej wyznałam, że to o niej i o tacie. Cała ich miłość zawarta w kilku zwrotkach i refrenie. Z nerwów ledwo potrafiłam utrzymać w rękach tacę z szampanem. Ci wszyscy ludzie tutaj wydali mi się tacy fałszywi, nie do wiary, że ja też chciałam taka być. Sława, pieniądze, kariera? To mnie kręciło, a nawet bardzo, ale kiedyś. Nie po tym wszystkim, gdy przekonałam się do czego zdolny jest taki Mikołaj. Na tej imprezie zauważyłam, że prawie wszyscy celebryci obgadywali się wzajemnie, plotkowali, zdradzali, manipulowali, wykorzystywali... Nie chciałam obracać się w ich towarzystwie i być częścią tego marnego przedstawienia, już nie. To pragnienie odeszło razem z moim Tworzysławem. Nie sądziłam, że w ich świecie można znaleźć szczęście. W szarej codzienności przeciętnych ludzi było wiele obłudy, ale wśród nich uderzyło mnie to ze zdwojoną siłą.
       Ciężko przełknęłam ślinę, zacisnęłam zęby i patrzyłam jak kolejne gwiazdy podchodziły i brały sobie po lampce żółtej cieczy, przez co moja srebrna taca stawała się coraz lżejsza, na szczęście. Obok mnie przechadzały się osoby, które jeszcze do niedawna błagałabym o autograf, ale nie teraz, gdy mój świat zwalił mi się na głowę z hukiem. Były moimi idolami do czasu, kiedy na własne uszy usłyszałam jak śmieją się ze swoich fanów. Nie mogłam uwierzyć w to, że tak naprawdę nic dla nich nie znaczyli, a ja szalałam z radości, gdy dwie osoby polubiły mój cover Adele na YouTube. Wszystko, w co do tej pory wierzyłam, okazało się jedną wielką fikcją i zostało mi to dość brutalnie uświadomione. Mikołaj zakończył swój występ i z powrotem zniknął gdzieś w tłumie. 
- Podobała ci się moja piosenka? - usłyszałam za sobą głęboki, przyjemny głos. 
          Odwróciłam się odruchowo i nie do wiary - przede mną we własnej osobie stała ta parszywa gnida, na którą polowałam od kilku miesięcy. Gdybym powiedziała mu, co tak naprawdę myślałam o tej "jego piosence'' na pewno szybko zszedłby mu z twarzy ten słodziutki uśmieszek, a ochrona musiałaby mnie wyrzucić na zbity pysk i nawet nie dostałabym swojej zapłaty za usługiwanie tym ludziom. Nie mogłam na to sobie pozwolić, więc postanowiłam rozegrać to inaczej. Będę musiała udawać, a że grę aktorską ćwiczyłam jeszcze na zajęciach w szkole średniej, powinno być dobrze.
- O tak, jestem wielką fanką! - Zrobiłam maślane oczy i uśmiechnęłam się sztucznie. Nie czułam się z tym dobrze, bo to przeczyło wszystkiemu, co czułam w głębi. - Skąd pomysł na taką piękną balladę? - kontynuowałam.
- Wiesz, po prostu... Przyszła wena i ją wykorzystałem - roześmiał się.
         Że co?! Tylko na to cię stać?! Pewnie mówił tak o każdej piosence, którą rzekomo napisał. Och, Radecki, ale ty jesteś głupi jak but! Myślałam chociaż, że umiał wymyślić własne historyjki, ale nawet tego nie potrafił. Jego wyobraźnia była totalnym zerem, tak jak i on cały. Karierę zrobił moim kosztem, bo jego osobowość wydawała się marna. Nie wiedziałam, czym się tak wszyscy zachwycali. Miałam ochotę palnąć go w twarz, podbić mu te przeszywająco czekoladowe oczy, wyrwać te przydługie włosy i zmasakrować jego wyrzeźbioną sylwetkę! Przecież to było chore! Zrobiło mi się strasznie przykro, że nie mogłam się cieszyć czymś, co należało do mnie. 
- Tekst chyba jest bardzo osobisty. - Sama dolewałam oliwy do ognia, nie rozumiejąc, co ten cwaniak miał w głowie. 
- Zgadza się, jest dla mnie wyjątkowy, bo opowiada o kimś ważnym w moim życiu. - Uśmiechnął się czarująco, lecz nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Tymi słowami zranił moje serce jeszcze bardziej, bo nawet nie miał pojęcia, jakie to było dla mnie ważne.
- Wybacz, nie wolno nam rozmawiać z gośćmi - wycedziłam, obróciłam się w drugą stronę i odeszłam, zostawiając zaskoczonego Radeckiego samego, bo przecież jeszcze przed chwilą mówiłam, że byłam jego fanką, a pewnie każda z nich marzyła o takiej chwili, o rozmowie z nim.  Jednak ja teraz potrzebowałam chwili, by zakopać w duszy żal.
Byłam głupia, wiem. Tyle czekałam, żeby go zniszczyć, a teraz tak po prostu uciekłam, ale trochę mnie to przerosło. Nie mogłam zrobić nic przy tym całym tłumie, który był nim wręcz oczarowany jak pół Polski zresztą. Zamknęłam się w małej toalecie dla personelu, która znajdowała się zaraz przy kuchni i z trudem kucnęłam, bo nawet nie było tam dość miejsca, żeby się ruszyć, a musiałam opanować swoje skołatane nerwy. Zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam mocno łkać. Tak naprawdę pierwszy raz, odkąd zostałam bezczelnie okradziona. Nie sądziłam, że udowodnienie swoich prawd będzie takie trudne, ale mogłam się tego spodziewać, przecież nie miałam już piętnastu lat. Dlaczego nie dało się tego załatwić po ludzku, w sądzie? Miałabym problem z głowy, ale zbyt szybko mnie zignorowano. Chciałam, by zapłacili za wszystko, co się stało, ale oprócz złości i czarnych scenariuszy w mojej głowie, czułam się na to zdecydowanie za słaba. Musiałam się jednak szybko ogarnąć, bo zaraz ktoś by zauważył, że mnie nie ma i znowu dostałabym burę od menadżera. Otarłam zapłakane oczy i miałam o tyle szczęście, iż nałożyłam dzisiaj wodoodporny tusz dlatego, że inne mi się skończyły. 
- Wszystko w porządku, Iga? - zapytała wysoka szatynka, o karmelowej cerze, karmazynowych ustach i dużych piwnych oczach, gdy tylko wyszłam z toalety. 
          Tak samo była tutaj kelnerką, choć na pierwszy rzut oka wydawało się, że czuła się znacznie lepiej niż ja w tym stroju. Zresztą miała do niego warunki. Długie nogi i idealna figura, o której mogłam tylko pomarzyć... Oczywiście nie mogłam też być aż tak krytyczna wobec siebie, bo wcale ze mną źle nie było, ale wiadomo, że każdy popada w kompleksy, gdy widzi taki ideał. Generalnie na tego typu imprezy zatrudniają ładne, zgrabne dziewczyny, więc w sumie gdyby Arczi nie załatwił mi tej pracy, może wcale by mnie tutaj nie przyjęli? Na myśl o nim trochę się uśmiechnęłam. Był dobrym człowiekiem, takim zwyczajnym w tym całym sławnym świecie. Nie rozumiałam, dlaczego był samotny. Widocznie w naszej stolicy nie było nikogo normalnego, kto mógłby to docenić.
- Tak, tyko trochę boli mnie głowa - odpowiedziałam koleżance i ruszyłam do kuchni po kolejny zestaw szampana, bo ci aktorzy i cała reszta mieli całkiem mocne głowy, choć widziałam, że kilku z nich już ledwo trzymało się na nogach. Pomyślałam, że będzie całkiem dobry materiał dla wszystkich szmatławców. Kolejna afera do opisania, ale przecież to część ich życia, do której byli przyzwyczajeni... 
W kuchni był największy ruch. Szef uwijał się ze wszystkimi posiłkami tak szybko jak tylko mógł, a jego pomocnicy latali tam i z powrotem po całym pomieszczeniu, obłożonym wzdłuż i wszerz białymi kafelkami i uzupełnionym sprzętem w metalicznym kolorze. Starałam się nadążać za rytmem pracy, bo celebryci mieli sporo zachcianek.
         Do końca wieczoru wymieniałam tacki na kolejne, nowe, to z przystawkami, to z alkoholem, i tak na zmianę. Czułam, że nogi mi już odpadają i sama sobie dziękowałam, iż nie ubrałam szpilek. Było już grubo po trzeciej w nocy, impreza miała trwać maksymalnie do czwartej, a ja jeszcze rano musiałam wstać do swojej pracy w kawiarni. Zapowiadał się ciężki dzień. Z Mikołajem więcej nie rozmawiałam, rzucał mi jedynie ukradkowe spojrzenia, które zaczynały mnie peszyć. Rozumiałam, że właśnie zaprzepaszczałam swoją szansę na odebranie tego, co moje, ale jak przyszło co do czego, to nie potrafiłam się zmobilizować i przełamać. Odegrać się na nim tutaj nie mogłam, a udawać, że za nim szaleję było mi jeszcze trudniej. Może gdyby nie ten tłum... Najlepiej będzie jak złapię go po tym wszystkim samego. Wtedy nikt go nie obroni. To było najlepsze rozwiązanie, zwłaszcza, że wszystko zbliżało się powoli do końca. Na szczęście organizator pomyślał o zatrudnieniu ekipy sprzątającej, więc ten cały bałagan, który po sobie zostawili celebryci, nas ominie. I dobrze, bo byłam wykończona. 
Piętnaście minut przed czasem, gdy miało się zakończyć całe zbiegowisko, zebraliśmy się wszyscy w kuchni razem z menadżerem, który od razu wszystkim wypłacił do ręki wynagrodzenie. Patrząc na jego elegancki, firmowy garnitur, drogie okulary, które miał na spiczastym nosie i zegarek Rolexa na nadgarstku, stwierdziłam, że mógł nam zapłacić o wiele, wiele więcej, ale sam wolał się wzbogacić. Dobre i to, co dostaliśmy. Kolejny raz wisiałam Arturowi przysługę. Mimo że mało go znałam, potrafił sobie nabić u mnie dużo pozytywnych punktów.
          Gdy tyko dostałam swoje pieniądze do ręki, od razu pobiegłam się przebrać. Musiałam zdążyć jeszcze na spotkanie z Radeckim, a to byłoby trudne jeśli wyszedłby przede mną. To dziwne, ale miałam przeczucie, że właśnie tak będzie, że byłam skazana na bycie poszkodowanym nieudacznikiem. Wpadłam prędko do szatni, zrzuciłam z siebie ten koszmarny uniform i wskoczyłam w dżinsowe spodnie i malinową bokserkę. Założyłam na to czarny sweter i grubą, zimową już kurtkę, bo na dworze na pewno o tej godzinie było strasznie zimno jesienią. Stopy wsadziłam w stare, pozdzierane adidasy i szybko wybiegłam tylnym wejściem na zewnątrz, udając się na parking, koło samochodu Mikołaja, przy którym dawał kosza tamtej blondynce. Na samą myśl zrobiło mi się jej szkoda.
Idąc chodnikiem, w ciemności zauważyłam postać kręcącą się przy mercedesie gwiazdeczki. Trochę się wystraszyłam, bo byłam tu kompletnie sama. Pomyślałam, że to może jakiś złodziej, ale na szczęście blask lampy drogowej pozwolił mi poznać, że to kobieta. Miała krótkie, rude włosy, była szczupła i wysoka. O mój Boże! Tę sylwetkę poznałabym chyba wszędzie. Czy to moja kochana przyjaciółka?! Stanęłam osłupiała, chcąc przyjrzeć się jej dokładniej. Wedy ona odwróciła się w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały. Moje - pełne żalu, a jej - zaskoczone i wystraszone. Ocknęłam się i szybko zaczęłam zmierzać w jej kierunku. Czułam, że moje policzki zrobiły się purpurowe i zamierzałam skończyć z tym wszystkim, lecz ona zaczęła uciekać. 
- Anita! Anita, stój! - krzyczałam na darmo. 
          Przebierała nogami co tchu, próbując uniknąć odpowiedzialności za to, co zrobiła, a ja ostatkiem sił, które w sobie jeszcze posiadałam, próbowałam ją dogonić. Nie mogłam dać jej tak po prostu zniknąć jak wtedy, gdy uciekła z moimi kompozycjami. Biegłyśmy po ulicy, a ja całkiem zapomniałam o Radeckim, który pewnie już odjechał do domu. Warszawa właśnie budziła się do życia, a ludzie, zapewne zmierzający do pracy, przyglądali nam się z ciekawością w oczach. Teraz liczyła się tylko ona i to, żeby ją dopaść. Zbliżałam się do niej coraz bardziej, dzieliło nas zaledwie dwadzieścia metrów. Z tego wszystkiego cała się spociłam i ciężko oddychałam. Nie zwracałam uwagi na przejeżdżające samochody, światła i może to był błąd, bo w ułamku sekundy z wielkim hukiem wylądowałam na twardym asfalcie...

***

Piąteczka. Doszło do konfrontacji, oczywiście nie ostatecznej, ale mamy nadzieję, że to Was zadowoli jak na pierwszy raz. ;)
Nie wiemy czy długość rozdziału jest zadowalająca, ale to już pozostawiamy do oceny Wam.
Wakacje się kończą, choć nie dla wszystkich, więc życzymy dużo wytrwałości w zbliżającej się szkole!

Buziaki ;*

11 komentarzy:

  1. Łoł... no to Mikuś niezłą bajeczkę puścił dziewczynie.. Dziwie się, że się tam na niego nie rzuciła przy wszystkich ;) Jednak grunt, to samokontrola. Hmmm... przyglądał jej się dyskretnie? Może mu się spodobała? Przecież "gwiazdeczki" od tak nie podchodzą do zwykłej kelnerki! Może liczy na jakąś przelotną przygodę? :P
    Anita... więc jednak tam była! I uciekała jak szczur... w dodatku rudy :P Już myślałam, że ją dorwie, ale dobrze, że tak szybko do tego nie doszło ;) Przynajmniej później będzie ciekawie, ba bardzo ciekawie :)
    Co się stało Idze? :(
    Ps: Rozdział mógłby być troszkę dłuższy, lecz zapewne chciałyście zakończyć w scenie trzymającej w niepewności i napięciu ;)
    Pozdrawiam :* <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero teraz w pełni doceniłam to opowiadanie. Pomysł i fabuła są po prostu genialne! W dodatku wspaniale napisane. Te emocje się przelały na mnie, a żeby się za mocno nie denerwować jakoś je z siebie wyparłam, ale końcówka.. Mistrz. Co za sucz z tej Anity. Jezu, Jezu, Jezu... I ile ja mam czekać na kolejny rozdział? Bardzo bym chciała, żeby posty były co najmniej dwa razy tak długie jak są obecnie, choć tak czy siak czułabym niedosyt. Ale przysięgam, historia jest świetna! Czekam niecierpliwie i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Strasznie podoba mi się narracja!

      Usuń
    2. mam nadzieję, że razem z Carlą postaramy się o dłuższe rozdziały, choć to nie będzie łatwe :D

      Usuń
  3. Fanka Radeckiego ? Niezła aktorka z tej naszej Igi.
    Mikołajek chyba się zadurzył, tym lepiej, zemsta będzie słodsza. A Anita uciekła jak tchórz. Nie potrafiła nawet stawić czoła byłej przyjaciółce. Mam nadzieję, że nic poważnego nie stało się Idze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie wiem skąd Iga czerpie tyle siły na to, żeby tak kłamać Radeckiemu prosto w oczy i nie wydłubać mu ich przy okazji. Tyle w niej żalu, smutku, aż jak przeczytałam ten rozdział siedziałam przez chwilę i zastanawiałam się co ja bym zrobiła gdyby ktoś ukradł mi coś tak cennego. Anita, co za małpa, nie umiała normalnie porozmawiać z dziewczyną, jak tchórz uciekała, ale zresztą nie posądziłabym o nią o jakieś głębsze i pozytywniejsze uczucia, skoro dopuściła się kradzieży i oszustwa :C Czekam na następny, podoba mi się ogólnie rozwój sytuacji, oby tak dalej dziewczyny :D Pozdrawiam. /przewrotnosc-losu/

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, dobra, oto jestem i ja! :)) Przede wszystkim to chciałam podziękować za komentarz u mnie; miło że ktoś odnalazł te moje wypociny! :)
    Druga sprawa to fakt, że podziwiam Was obie - ja chyba jestem zbyt wielką egoistką, aby dzielić z kimś opowiadanie. Nie dałabym rady pisać historii z drugą osobą, dlatego ukłony dla Was, bo mimo iż to dopiero początek, to wychodzi Wam to świetnie! :)
    Co do samej historii - pomysł genialny, wykonanie bez zarzutu, nie pozostaje nic innego, jak się zachwycać! Czyta się miło i przyjemnie, czas upływa bardzo szybko, a to liczy się dla mnie najbardziej, bo nie ma jakiegoś wielkiego przynudzania, ale z drugiej strony akcja też nie gna jak szalona. Plus dla Was!
    Cieszę się, że jedna z Was zostawiła mi ten link, bo lubię czytać takie historie. Za umiejscowienie opowiadania w Polsce kolejny plus :)
    Iga to moja idolka! Uwielbiam jej determinację, zadziorność i to niezachwiane dążenie do wyznaczonego celu.
    Ok, zyskałyście kolejną czytelniczkę! Czekam na więcej :)

    http://when-the-night-gets-dark.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam bardzo mieszane uczucia jeśli chodzi o Radeckiego. Z jednej strony, podobnie jak Iga, nienawidzę go za to, że zbudował sobie karierę na czyimś nieszczęściu i najwyraźniej nie ma w związku z tym żadnych wyrzutów sumienia. Na dodatek udaje, że to on jest autorem tekstów, co cholernie mnie zirytowało. Nie wiem, czy na miejscu Igi byłabym w stanie w tym momencie tak po prostu wyjść, bo nawet ja przed ekranem zapragnęłam strzelić tego chłopaka w twarz. Z drugiej strony... Muszę przyznać, że Mikołaj jest dość uroczy. Wyobraźnia dość dobrze wykreowała mi jego wygląd, dlatego już sama przystojna twarz i ładnie zbudowane ciało potrafią rozkojarzyć, na dodatek odniosłam wrażenie, że zagadnął do Igi nie bez powodu: chyba mu się spodobała. Jest całkiem... miły, kiedy próbuje zrobić wrażenie na kobiecie. Ciekawa jestem, co się stanie podczas kolejnego spotkania tej dwójki.
    Odkąd tylko Iga zjawiła się w Warszawie czekałam na to, aż gdzieś wpadnie na Anitę. Myślałam, że może Radecki przyprowadzi ją ze sobą na tę całą imprezę, ale niestety nie. I wreszcie się zjawiła! Dlaczego kręciła się w pobliżu samochodu swojego "podopiecznego"? Czyżby wcale nie była z nim w takich dobrych stosunkach, jak mogłoby się wydawać? Końcówka mnie cholernie zmartwiła. Mam nadzieję, że Iga nie wpadła pod samochód! Ta cholerna ruda zołza tylko by się z tego cieszyła.
    Rozdział świetny, naprawdę. Zakochuję się w tym opowiadaniu.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli jednak Radecki jest w pełni zakłamanym człowiekiem. Podziwiam Igę, że tak dzielnie to zniosła i nie obdarzyła go od razu mocnym prawym sierpowym :D Fakt, że do niej zagadał i nawet starał się być miły, nasuwa mi myśl, że Iga go zainteresowała... I na końcu pojawiła się Anita. Szkoda, że Iga nie miała przy sobie takiego kuchennego tłuczka, mogłaby w nią rzucić (tak mi się skojarzył tłuczek, bo ostatnio czytałam książkę, w której główna bohaterka okładała każdego po kolei takim tłuczkiem. I to działało :P) Reakcja Anity (tchórzowska ucieczka), tylko potwierdza, jak okropną jest ona osobą. I jeszcze przez to wszystko najprawdopodobniej Iga zaliczyła spotkanie pierwszego stopnia z autem :( Oby jej się nic poważnego nie stało. Artur mógłby zabrać ją do siebie i pomóc w kuracji zdrowotnej <3 Tak teraz przyszło mi jeszcze na myśl, że może ona wpadła pod tego mercedesa :O Zrobiłoby się ciekawie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć dziewczyny ;) Wczoraj znalazłam trochę czasu, żeby nadrobić wszystkie rozdziały, ale tak się czaję z tym komentarzem, jakbym chciała, a nie mogła, więc w końcu spinam tyłek i naskrobię kilka słów.

    Po pierwsze nie wiedziałam, jak ogólnie mam podejść do bloga z opowiadaniem, który jest prowadzony przez dwie osoby. Nie ma chyba tak, że dwie osoby piszą tak samo i obawiałam się, że te notki będą bardzo się od siebie różnić albo może ich poziom będzie inny i wyczuję, że coś jest nie tak. Nie wiem, jak Wy to robicie, ale zauważyłam, aby coś zgrzytało. Widocznie tak się jakoś przenikacie, że wszystko idzie płynnie. Widocznie jestem niedowiarkiem :P A po drugie, znowu chyba wyjdzie moja sceptyczna natura, jak przeczytałam opis opowiadania, to skojarzyłam to sobie z takim filmem z jakimiś gwiazdkami Disney'a. Nie pamiętam, o który dokładnie chodzi, bo ja jestem z tego pokolenia, które oglądało stary dobry Cartoon Network, a nie Disney Chanel :P Młoda, zdolna piosenkarka i kompozytorka ma swoje marzenia i mimo przeciwności losu, udaje jej się, a w dodatku czai się gdzieś ta wielka miłość. Tak, możecie mnie zastrzelić, że myślę tak stereotypowo. Może po prostu opis czasami nie odzwierciedla tego, co się na blogu znajduję. Oczywiście ja też nie chciałabym, aby ktoś ocenił mojego blogi po pozorach i stwierdził, że nie jest wart przeczytania. Dlatego biję się w pierś, bo myślałam, że przy czytaniu się zanudzę i od razu będę wiedziała, jak to wszystko się skończy. A tutaj, jakie zaskoczenie! Ja naprawdę lubię czytać romantyczne historie, bo jestem starą romantyczką, ale też szukam czegoś, przy czym nie będę się nudzić (w ogóle macie u mnie plusa za prowadzenie akcji w Polsce :)). Na tym blogu zdecydowanie to znalazłam. Nie jest przewidywanie, brawo! Iga została oszukana przez przyjaciółkę-menadżerkę i teraz chce się zemścić, a przy tym napotyka na problemy, takie normalne, nie jakieś wymyślone, bo chociażby ten autobus... Spotyka Artura, który już popycha trochę akcje do przodu. W ogóle bohaterowie też są dosyć wyraziści i przy okazji ciekawi. Takie typowe problemy, bo Iga gdzieś musi mieszkać, poza tym zostawiła ojca, ale wie, że walczy w słusznej sprawie. Pomysł z kelnerowaniem też mi się spodobał, bo jakoś znalazła się na tej imprezie. Ja nie wie, niby nic, ale nie jest nudno. Czasami bywa, że dużo się dzieje, ale ja tego zupełnie nie czuję, a tutaj jest inaczej.

    I Mikołaj. Tajemniczy koleś. W dodatku oszust. Z drugiej strony jednak jest trochę podobny do Ingi, bo śpiewanie jest jego pasją, jakoś tam się w tym spełnia. Myślałam, że on może nie wiedzieć skąd te piosenki, ale kiedy rozmawiali... Jak można być tak zakłamanym? I serio, na jego miejscu też wymyślałabym jakąś historyjkę, a nie, że to dla ważnej osoby. W sumie sama nie wiem, czego miałam się spodziewać po ich spotkaniu, ale nie uwierzyłabym, gdyby Iga rzuciłaby się na niego z pięściami. Kiedy śpiewał jej piosenkę przy niej i kiedy rozmawiali, naprawdę fajnie opisane emocje. No i oprócz tej ciekawej fabuły, emocji, jest też poczucie humoru, które dodaje temu opowiadaniu pewnego rodzaju smaczku. Wszystko nie jest brane tak strasznie na poważnie, jest lekko, ale też nie brakuje momentów, gdzie można się zastanowić. Narracja też na plus ;)

    Nie posłodziłam Wam za bardzo? Żebyście czasami nie spoczęły na laurach ;> Co do rozdziałów, mogłaby być trochę dłuższe, przeczytałam ciągiem, więc tego za bardzo nie zauważałam, ale dwa ostanie chyba były troszkę za krótkie.

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szwamka dzięki za super długaśny komentarz! ;) nie ma obaw nie zamierzamy spocząć na laurach, jeszcze dużo przed nami ;)

      Usuń